54 lata to dużo. Świadkowie odchodzą, wspomnienia się zacierają, dramat obrasta patyną naukowych opracowań. A jednak, paradoksalnie, Gdynia pamięta grudzień 1970 roku opowieściami tych, którzy widzieli, przeżyli, usłyszeli. I choć minęło ponad pół wieku, nadal okazuje się, że w domowych archiwach ukryte są świadectwa tamtych dni.
- „Umojona” (czyli przejęta na własność) przeszłość, jak pisał znany badacz pamięci społecznej Robert Traba, nadal kształtuje tożsamość ludzi, nawet jeśli nie doświadczyli jej osobiście - czytamy w artykule "Jak Grudzień ‘70 stał się częścią pamięci zbiorowej?" dr. Janusza Marszalca, zamieszczonym na stronach Muzeum Miasta Gdyni.
Pamięć o ofiarach masakry z 17 grudnia 1970 r., w której zginęło 18 osób, a kilkaset zostało rannych, widoczna jest na ulicach Gdyni. Upamiętniona pomnikami - nie tylko pod stocznią i na al. Marszałka Piłsudskiego, ale także postacią ks. Hilarego Jastaka na rogu ulic Batorego i Władysława IV, nazwą ulicy Janka Wiśniewskiego. Grobami na cmentarzu Witomińskim.
- Niewielu wie, że nasyp ciągnący się nad torami między Gdynią Główną a przystankiem Wzgórze św. Maksymiliana otrzymał nazwę al. 17 Grudnia - mówi Jolanta Suchorzewska, radna dzielnicy Śródmieście. - Szkoda, że nie dodano "1970 roku", bo w miarę upływu czasu niektórym mogą się mylić grudniowe daty. Z nasypu widać kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, gdzie do dziś przechowywane są drzwi, na których niesiono ciało Zbyszka Godlewskiego i biało-czerwona flaga, która je przykrywała. Na końcu trasy można dojść do Pomnika Ofiar Grudnia 1970 przy al. Piłsudskiego. W tym roku zaproponowaliśmy, by w ramach Budżetu Obywatelskiego uporządkować ten teren i umieścić tam tablice upamiętniające wydarzenia grudniowe. Projekt zajął, ex aequo wraz z inną propozycją, pierwsze miejsce. Zapadła decyzja o losowaniu i... nasza propozycja przepadła. Myślę jednak, że nie należy składać broni.
W samym Muzeum Miasta Gdyni zgromadzono dziesiątki eksponatów związanych z grudniowymi wydarzeniami, w tym zdjęć, dokumentów, szkiców, przedmiotów, nagranych wspomnień. Niektóre z nich przestały być tajemnicą dopiero niedawno.
30 negatywów
Wydawało się, że znamy już wszystkie zachowane kadry z gdyńskiego Czarnego Czwartku. Tłum niosący na drzwiach ciało Zbyszka Godlewskiego, najpierw ulica Podjazd, potem Świętojańską, zdjęcia z ul. Czerwonych Kosynierów (dziś Morska), milicyjne filmy nakręcone przed obecnym Urzędem Miasta, ludzie uciekający przy torach w pobliżu przystanku Wzgórze Nowotki (dziś Wzgórze Św. Maksymiliana). Tym większą niespodzianką były negatywy nie publikowanych do tej pory zdjęć, podarowanych w 2023 roku gdyńskiemu muzeum przez Zbigniewa Kamieńskiego.
- To jeden z cenniejszych nabytków Muzeum Miasta Gdyni w ostatnim czasie - mówi Dariusz Małszycki, kierownik Działu Historycznego Muzeum Miasta Gdyni. - I nasz największy zbiór zdjęć, które mamy z tego okresu.
Zbigniew Kamieński w 1970 roku był studentem na na Wydziale Budowy Okrętów Politechniki Gdańskiej. Fotografie wykonał z ostatniego piętra budynku przy ul. Partyzantów 44, stojącego zaraz przy skręcie z ulicy Świętojańskiej. Fotografował okolice przystanku SKM Wzgórze Nowotki (ob. św. Maksymiliana), ul. Partyzantów, ul. Świętojańskiej, skweru Plymouth (który obecnie jest częścią Parku Centralnego), Urzędu Miasta i wylotu ul. Bema na ul. Czołgistów (dziś al. Marszałka J. Piłsudskiego). Aż 28 z 30 fotografii uwieczniły wydarzenia z 17 grudnia, dwie ostatnie wykonano 18 grudnia. Na nich już widać gmach Miejskiej Rady Narodowej oraz czołgi stacjonujące na ul. Czołgistów i ciągnącej się w głąb ul. Bema.
- Niektóre z tych zdjęć są podobne do siebie, ale niektóre pokazują sekwencja po sekwencji, co się tam działo - opowiada Dariusz Małszycki. - Na przykład na jednym zdjęciu można zauważyć protestujących, którzy rzucają kamieniami, ale później w tym samym miejscu pojawiają się już zomowcy, albo też tłumy ludzi, a nad nimi dym gazów łzawiących. Na wielu zdjęciach pojawia się wszechobecny, wspominany przez wielu świadków, policyjny helikopter, latający nad tłumem.
Niewykluczone, że zdjęcia Zbigniewa Kamieńskiego będą prezentowane w Muzeum Historii Polski. Obecnie można je oglądać na stronach Archiwum Cyfrowego Gdynia w Sieci.
PRZECZYTAJ TEŻ Grudzień ’70. Podwyżkę cen wprowadzono po zamknięciu sklepów
Nie są to jedyne grudniowe fotografie w dyspozycji MMG. W tym roku gdyńskie muzeum wzbogaciło się o dwa zdjęcia autorstwa Janusza Uklejewskiego, znanego artysty fotografika, archiwisty Pomorza. Przedstawiają one przebieg wydarzeń, widzianych od ulicy śląskiej. Uklejewski zrobił je z okien swojego mieszkania.
Pocisk przekazany w darze
Duże wrażenie na zwiedzających wystawę stałą "Gdynia. Dzieło otwarte" robi niewielki, bo o długości zaledwie 2,8 cm, spłaszczony pocisk KBK AK. Ten sam, który w czwartkowy poranek 17 grudnia1970 r. przeszył ciało Mariana Drabika.
Jak czytamy w opracowaniu autorstwa Dariusza Małszyckiego, Marian Drabik urodził się w Laskach k. Parczewa. Pracę - jako ślusarz - w gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej rozpoczął w 1967 roku.
Był jednym z tych, którzy uwierzyli w apel Stanisław Kociołka. Ówczesny wicepremier wieczorem w środę 16 grudnia wezwał stoczniowców, by wrócili do pracy. Dla podkreślenia propozycji Kociołka wydrukowano ulotki "demaskujące" uczestników protestów w Gdańsku i apelujące do robotników o powrót do zakładów pracy.
I tak Drabik, wraz z innymi stoczniowcami, o świcie 17 grudnia wyszedł przy wiadukcie przy przystanku SKM Gdynia Stocznia prosto pod lufy karabinów. Pierwszy pocisk przeszył kurtkę, uderzył w przedramię i utkwił w swetrze stoczniowca. Kiedy upadał, został ranny w głowę. Jego stan był bardzo ciężki, trafił do Szpitala Miejskiego w Gdyni.
Gdyński chirurg, dr Andrzej Kolejewski, pracując nad publikacją o historii gdyńskiego szpitala, natrafił na kartkę ręcznie spisaną przez dr Marię Zajkowską-Rozmarynowską, lekarkę, która tamtego dnia dyżurowała w szpitalu przy Placu Kaszubskim. Na kartce spisanych jest około 20 nazwisk, ale nie wszystkie można odczytać. To przez łzy lekarki, która przy zapisywaniu danych rannych i zabitych pacjentów nie mogła powstrzymać płaczu.
Marian Drabik przeżył. Po kilku dniach pobytu w szpitalu odwiedziła go matka, która zabrała do domu rzeczy syna. Kiedy postanowiła je wyprać, znalazła pocisk.
PRZECZYTAJ TEŻ Grudzień ’70. Fala protestów rozlała się na całą Polskę
Przez lata przechowywano go w domu, jak relikwię. Dopiero podczas przygotowywania wystawy stałej, Drabik - wcześniej działacz Koła Rodzin Ofiar Grudnia, a następnie Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Grudnia, gdzie pełnił funkcję prezesa i wiceprezesa - przekazał pocisk do gdyńskiego muzeum. W zbiorach znalazły się także dokumenty lekarskie i dwie "Karty informacyjne leczenia szpitalnego". W tej starszej, z 1971 r., zabrakło informacji o ranie postrzałowej głowy. Pełen wypis, zgodny ze stanem faktycznym, stoczniowiec otrzymał dopiero 27 lat po grudniowej masakrze.
Lusterko
Mniej szczęścia miał 24-letni Zygmunt Polito, spawacz na Wydziale K2 gdyńskiej stoczni. W zbiorach Muzeum Miasta Gdyni znalazło się lusterko z fotografią Zygmunta, zrobioną podczas służby wojskowej. Przystojny, ciemnooki chłopak w mundurze śmiało patrzy w obiektyw aparatu.
Wiemy, że planował ślub.
Była godzina 5.55 w czwartek, 17 grudnia, gdy wraz z kolegami wysiadał z taksówki, która podwiozła ich do pracy. Wtedy padł strzał. Zygmunt, jak czytamy w opracowaniu Dariusza Małszyckiego, był był jedną z pierwszych ofiar wydarzeń grudniowych w Gdyni.
O ile śmierć młodego gdynianina była dramatem dla najbliższych, to już sam jego pogrzeb stał się koszmarem. Rodzina została jednocześnie
zawiadomiona o śmierci Zygmunta i terminie pogrzebu, zaplanowanego tego samego dnia na gdańskim cmentarzu Srebrzysko. Przed północą pokazano bliskim nagie ciało zamordowanego. Jeden z żałobników nałożył mu swoje buty. By ofiarodawca nie odmroził nóg, inni oddawali mu swoje skarpety i pończochy.
Dopiero 8 lutego 1971 r. ks. Hilary Jastak, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa, ponownie pochował Zygmunta Polito. Tym razem już w Gdyni.
Do Muzeum Miasta Gdyni rodzina przekazała także korespondencję związaną ze śmiercią Zygmunta oraz trzy fotografie. Na jednej z nich chłopak z dumą siedzi na kupionym za pierwsze zarobione pieniądze motocyklu. Tym samym, który po jego śmierci sprzedano, by ufundować nagrobek. Na drugiej radosny Zygmunt pozuje w otoczeniu bliskich. Na trzeciej, wykonanej w latach 80. - rodzina stoi nad grobem chłopaka na cmentarzu Witomińskim.
Czy Gdynia jeszcze pamięta o Grudniu?
Dziś, gdy wielu osobom urodzonym w Polsce na przełomie XX i XXI nakładają się daty ogłoszenia stanu wojennego, masakry 1970 r. i strajków na Wybrzeżu w 1980 r., Gdynia nie zapomina.Gdzie tkwi tajemnica tej pamięci?
- Myślę, że wpływają na to uroczystości, które co roku się tutaj odbywają - twierdzi Dariusz Małszycki. - Niemało osób w nich uczestniczy,co też jest dowodem, że dla wielu ludzi to istotna data. Na pewno wspominają tamten czas rodziny ofiar, zabitych i rannych. Ogólnie - temat nie jest obcy gdynianom.
Dlatego na pytanie, czy może jeszcze zdarzyć się podobna sensacja, jak przyniesienie po ponad pół wieku nieznanych zdjęć Grudnia'70, kierownik Działu Historycznego Muzeum Miasta Gdyni odpowiada twierdząco. - Zawsze coś można odzyskać, coś można uratować- mówi. - Tak jak archeolodzy wydobywają artefakty sprzed wieków, tak i historycy współcześni mają szansę na kolejne odkrycia z historii najnowszej.
Napisz komentarz
Komentarze