W rozmowie z czytelnikami autorka przyznała, że po wydrukowaniu książki, nie zagląda do niej ponownie, bo wtedy wszystko chciałaby w niej zmieniać.
- Jedyną do której wracam i którą bardzo lubię jest „Ona i dom, który tańczy”. Pisałam ją w trudnym dla siebie czasie. Przeprowadziłam się właśnie z Sopotu do Gdańska i musiałam odbudować swoją rzeczywistość. Pisanie tej książki było dla mnie taką autoterapią. Dlatego jest w niej najwięcej mnie i moich emocji, mojego bólu i lęków. Lubię od czasu do czasu nawet czytać pojedyncze rozdziały z tej książki i naprawdę przy niej płaczę. Przypominam sobie jaka byłam słaba, obdarta do kości i duszy. Wszystko do mnie wraca. Ale jednocześnie przypomina, że kiedy jest najgorzej i kiedy się myśli, że już nigdy nie będzie się szczęśliwą, to można się jednak od tego odbić i zbudować sobie prawdziwe, dobre życie - tłumaczyła.
CZYTAJ TEŻ: Będzie piąty kryminał z serii „Kolory zła” Małgorzaty Oliwii Sobczak
Na pytanie - co ją w kryminale pociąga, Małgorzata Oliwa Sobczak odpowiedziała, że wielowymiarowość gatunku.
- Nie ma żadnych ograniczeń i można w kryminał wkomponować wszystko, oprócz science fiction i fantasy – mówiła. Dodała, że lubi robić research, bo jest takim duchem akademickim.
- Dlatego w moich książkach znajduje się wiele naukowych kwestii. Ale przede wszystkim lubię poznawać motywy. Sama trochę bawię się w śledczego. Nie stawiam sobie nigdy wcześniej odgórnych wyjaśnień. Lubię iść tropami śledczymi, zbierać małe elementy od różnych specjalistów, które tak jak te puzzle układają się potem w całość. I to jest fascynujące.
Jestem złodziejką opowieści
Mówiąc o pomysłach na kryminały stwierdziła: - Jestem złodziejką opowieści, ale zawsze pytam, czy mogę wykorzystać usłyszaną historię. I jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żeby ktoś odmówił. Ale to nie są opowieści jeden do jednego. To są zazwyczaj zaczerpnięte z tych usłyszanych historii fragmenty, emocje, czy doświadczenia, które obudowuję grubym stelażem wyobraźni.
Wkrótce szósty „Kolor zła”
Najwięcej pytań było o „Kolory zła”. Autorka wyjawiła, że już piąty kryminał z tej serii został złożony u wydawcy, a premiera zaplanowana jest na marzec przyszłego roku. Tymczasem ona przystępuje właśnie do pisania… szóstego koloru, który ukaże się jesienią 2025 roku.
Na pytanie – czy od początku planowała tak rozbudowaną serię, odparła, że nie.
- Czytelnicy przyzwyczajeni są raczej do trylogii. I na trzech książkach chciałam zakończyć serię „Kolory zła”. W trzeciej części nawiązałam do osobistych przeżyć Bilskiego i to miała być taka klamra, zamykająca cykl. Ale okazało się, że „Kolory zła” sprzedają się dużo lepiej, niż inna moja seria „Granice ryzyka”. A ja co chwilę od ludzi słyszałam: – Kiedy wróci Bilski? Tak tęsknimy za nim. Stwierdziłam więc, że ekranizacja „Czerwieni” to dobry moment, żeby otworzyć tę serię. No i Bilski wraca nie tylko w piątym, ale też w szóstym tomie - opowiadała.
„Czerwień” z książki na ekrany
Pisarka była też pytana o epizod w „Czerwieni”, który zagrała.
- Był tak krótki, że większość widzów nawet go nie zauważyła – mówiła ze śmiechem. Chociaż – przypomniała - kiedy film był już na ekranie, a ja znalazłam się na placu zabaw z córką, pewna pani długo mi się przyglądała. W końcu podeszła do mnie, przepraszając, spytała: - czy pani nie grała w filmie „Kolory zła Czerwień”? Grałam – odparłam (śmiech). W scenie kiedy Monika Bogucka podaje mi drinka, a ja mówię "dzięki". To ile to może trwać – najwyżej 2 sekundy. Ale ta pani mnie zapamiętała.
Na planie filmowym było fajnie - stwierdziła. - Brałam udział w dwóch dniach zdjęciowych w B90. Dostałam gażę statysty w wysokości 90 złotych za dzień.
Wspominała też o swoich wrażeniach po otrzymaniu scenariusza do „Czerwieni”. Kiedy zobaczyła, że nie ma w nim całej sekwencji lat 90. bardzo się zawiodła. Bo ta płaszczyzna tamtych lat stanowiła kwintesencję tej książki i stanowiła o jej sukcesie. Zdziwiło ją też zabicie przez scenarzystów ważnej postaci w tej książce. - Chciałam zrobić rozróbę, byłam nastawiona bojowo. Ale po rozmowie o ekranizacjach ze znajomą redaktorką, po tym jak usłyszałam, że zmiany są zawsze, bo tego wymaga język filmowy, uspokoiłam się.
- Na spotkaniu z reżyserem i producentem omawialiśmy te wszystkie zmiany i przy każdej tłumaczono mi, dlaczego zostały poczynione. Ja też miałam kilka uwag, które zostały wdrożone. I wtedy pomyślałam, że muszę puścić moją książkę w świat. Że to moje dziecko musi zacząć żyć własnym życiem. Ale gdybym wcześniej nie przeczytała scenariusza, to pewnie po obejrzeniu filmu przeżyłabym szok. Na szczęście wiedziałam, jak się ułoży akcja.
Pisarka mówiła też, jakie wzruszenie wywołało u niej pierwsze 10 minut filmowej "Czerwieni"
- Miałam ciary i łzy w oczach. To było tak mocne i tak pobudzało ciało migdałowate. Zwłaszcza scena z Mają Ostaszewską, która po wyjściu z prosektorium wsiada do samochodu. Najpierw jest cała odrętwiała, niemal martwa, potem zaczyna wrzeszczeć i walić w kierownicę. To było tak bardzo miażdżące i o taki efekt chodziło mi w książce. Pomyślałam po tych 10 minutach, że bez względu na to, co będzie dalej, ja już jestem zadowolona. Bałam się, że nic nie poczuję. A wzruszyłam się bardzo, więc pomyślałam, że jest OK - mówiła.
Na pytanie, czy aktorzy głównych ról ją zaskoczyli, odpowiedziała, że Maja Ostaszewska jest w punkt. Ale wybór Jakuba Gierszała jako Bilskiego bardzo ją zaskoczył.
- Nie tak sobie wyobrażałam Bilskiego. Ale cudownie było Jakuba Gierszała poznać na planie. I Jeszcze cudowniej było usłyszeć od niego, kiedy się żegnaliśmy: - Mam nadzieję, że cię nie zawiodę.
CZYTAJ TEŻ: Od „Motywu” do „Zbrodni”. TOP 5 seriali kryminalnych z akcją na Pomorzu
Stanęłam w drzwiach i strzeliły pioruny
Nie brakło też pytań bardzo osobistych, bardziej bliskich romansu, niż kryminału.
Na stwierdzenie, że niedawno została żoną i pytanie - czy to historia warta książki, odparła:
- Trochę tak. Zakochałam się wtedy, kiedy pracowałam nad „Szramą”. Przyszłam zrobić z Krzysiem (Krzysztof Sado Sadowski - dop. aut.) wywiad. On jest muzykiem, fotografem. A ja od „Czerwieni” bardzo inspirowałam się muzyką jego zespołu Dance Like Dynamite. Wiedziałam, że Krzysio ma też złożoną historię rodzinną i pomyślałam, że mogłaby być inspiracją. Kiedy stanęłam w jego drzwiach, strzeliły pioruny. I to jest taka miłość, która rzadko się zdarza - silna, magnetyczna, mega hormonalna, a ja pierwszy raz w życiu miałam oczy jak za mgłą. Totalny odjazd – opowiadała zachwyconym słuchaczkom.
Napisz komentarz
Komentarze