– Ciągle nie uwierzyłam w to, co się stało. To taki moment z gatunku granicznych, które potrząsają głową i całym życiem. Podkopują w człowieku wiarę w siebie, ludzi. Zostałam oszukana, i to na dość poważną skalę – powie pani Z., którą ostatecznie na samym początku w rozmowie z nami zastępuje zmartwiony mąż.
Tuż po czterdziestce, szczupła, konkretna, energiczna i przemęczona, ale tego ostatniego chyba nie sposób uniknąć przy dwójce niesfornych i aktywnych dzieci w przedszkolnym wieku. Opis małżonka też prawie by się zgadzał.
Firma pani Z. zatrudnia około 20 osób. Kobieta ma humanistyczne wykształcenie i jest po jednym z renomowanych polskich uniwersytetów. Ekspertka w swojej dziedzinie. Małżonek pracuje naukowo.
Jasne, bardzo przestronne mieszkanie na świetnie położonym gdańskim osiedlu. Deweloperka. Nie apartamentowiec, ale zdecydowanie górna półka. Osiedle właściwie już się wyprzedało. Ostatnie, o połowę mniejsze, 50-metrowe lokale inwestor oferuje za 700-800 tysięcy złotych. Położone gorzej i niżej, bez 2 miejsc parkingowych w hali garażowej i sporego tarasu. To budynek, w którym na dole siedzi ochroniarz i przez całą dobę z dyżurki śledzi monitoring, ale zdarza się, że rowery giną, i zdarzają się włamania do piwnic.
W tej sprawie akurat ochroniarz nie mógł wiele zrobić. Dużego znaczenia nie miało też samo mieszkanie, w którym spędziliśmy zaledwie chwilę.
***
„Dzwoni „telefon z banku”? Jeśli zapytają o to, od razu się rozłącz” – podpowiedzą w wyszukiwarce tytuły przeczytanych już później artykułów. – „Oszustwo doskonałe. Dzwoni „twój bank”, a po chwili konto jest puste”.
Dość przypadkowe nagranie z Internetu i jeden ze znalezionych potem filmików.
– Dzień dobry, pan Dawid? – pyta w słuchawce rosyjski, czeczeński, białoruski albo ukraiński akcent (na tym nagraniu to już drugi, wschodni).
– Tak, pan Dawid – szczerząc uśmiech, odpowiada pewnym głosem mężczyzna w czapeczce baseballowej i słuchawkach.
– Mam na imię Sebastian Staszkiewicz – świszcze akcent – jestem specjalista do spraw bezpieczeństwa XYZ banku. W tej chwili zgłosił się departament techniczny, że coś się panu nie udaje z systemem bankowym i anulować tą transakcję, którą pan nie potwierdził. Zgadza się?
– Zgadza się – odpowiada ucieszony mężczyzna w czapeczce, który ciągnął rozmowę z potencjalnymi oszustami przez dłuższy czas, nagrywając wszystko kamerką i dorabiając do niego cały reportaż.
– Z tym akcentem to tam pal sześć – mówi pan X. – Ale to może być nawet ten sam głos. No i jednak mówimy o kilkuset tysiącach złotych. Są ludzie, którzy spłacają kredyty na 30 lat, żeby kupić sobie za tyle kawalerkę na Zaspie. Teraz nie mamy tych pieniędzy.
Państwo Z. nazywają się „Z.” tylko w tej publikacji. Sprawę zgłosili na policji, ale bardzo zależy im na anonimowości. Dlatego nie podajemy też konkretnej kwoty. Chodzi o ponad ćwierć miliona złotych.
***
W poniedziałek jest pierwszy telefon. Oddajmy głos pani Z., która odebrała.
– Czegokolwiek bym teraz nie powiedziała, to będzie brzmiało, po prostu, śmiesznie. Ten dzień zaczął się fatalnie. Bardzo mało spałam. Byłam strasznie zmęczona, przygnębiona, bez energii i po kłótni z mężem. Wisiały nade mną pilne terminy i mnóstwo zaległości. Chciało mi się płakać.
To był dopiero poranek, a później miałam się jeszcze przekonać, jak mało wiem o technologiach i bankowości oraz że nie ma czegoś takiego, jak „konto rezerwowe”, na którym można zatrzymać wychodzący przelew. Przede wszystkim przekonałam się jednak, że mogę być łatwym celem.
I dodaje:
– Około południa odbieram pierwszy telefon z banku. Mam ten numer zapisany w telefonie. Kobieta przedstawia się, pyta, czy zlecałam przelew i podaje kwotę oraz dane odbiorcy. Zaprzeczam, a ona zapowiada, że zaraz zadzwoni do mnie w tej sprawie ktoś od nich. Kilkadziesiąt sekund później faktycznie znowu dzwoni bank. Mężczyzna przedstawia się. Mówi, że jest z wydziału bezpieczeństwa, podaje numer identyfikatora, każe mi go zapisać, informuje mnie, że zaobserwowali podejrzane transakcje na moim koncie. Ktoś najprawdopodobniej zdobył dostęp do moich kont i telefonu, więc trzeba go jak najszybciej zabezpieczyć przed oszustem.
Rzekomy podejrzany o oszustwo, według pana z „wydziału bezpieczeństwa”, miał już wówczas być namierzony, a odpowiednie służby powiadomione. Za chwilę spodziewać należy się kolejnego telefonu – z policji. Trzeba tam podać numer bankowego identyfikatora pana z wydziału. Wcześniej są pytania o inne telefony dotyczące dokonywanych transakcji, o otwieranie podejrzanych linków i zakupy w Internecie.
– Rozmówca mówi niezłą polszczyzną, ze wschodnim akcentem. Przyszło mi potem do głowy, że może moje zaufanie miało być dowodem na to, że nie jestem uprzedzona do ludzi ze wschodu – zastanawia się pani Z.
Głos, z którym spędza wiele godzin, tłumaczy jej później przez dłuższy czas, jak działają oszuści w sieci i jak łatwo jest się dać okraść. Tłumaczy, jak oszuści podszywają się pod kogoś, że są w stanie uzyskać dostęp do danych na komórce w błyskawiczny sposób, a jak już mają dostęp, to „mogą zrobić wszystko”. Głos przestrzega, żeby nigdy, pod żadnym pozorem, nikomu nie podawała przez telefon swoich PIN-ów, numerów kont, haseł ani żadnych danych o sobie.
– Żebym nie podawała także jemu. I wtedy prosi o zainstalowanie na telefonie apki – mówi pani Z.
Dałam się skutecznie zmanipulować w pierwszych 10 minutach rozmowy. Uwierzyłam mu. Uwierzyłam, że pracuje dla banku i odzyska moje pieniądze; że zadba o to, bo po to tu jest, a ja się nie muszę o nic martwić. Od tej chwili, niczego nie poddawałam w wątpliwość, nie zapaliła mi się żadna lampka, wykonywałam jego polecenia, aby jak najszybciej zakończyć tę sprawę. To jest przerażające. Tak jakby mi wyłączyło myślenie.
– Wszystko szło sprawnie, on mi cały czas tłumaczył, jakie są następne kroki. Poprosił w którymś momencie, żebym sprawdziła konto i zobaczyła, czy wróciły tam pieniądze, które wcześniej zostały przelane. Tak było. Potem już tam nie wchodziłam – przyznaje.
Jak opowiada, w międzyczasie zajmowała się swoimi sprawami: pisała maile, jakieś sprawozdania, pisma. Jak się okazało, równocześnie, bez świadomości tego, co robi, uczestniczyła w czyszczeniu swojego konta.
***
Podinspektor Magdalena Ciska, oficer prasowa Komendanta Miejskiego Policji w Gdańsku zanim potwierdzi zgłoszenie kobiety w odpowiednim komisariacie, już telefonicznie, dopytując o sytuację, bezbłędnie opisuje mechanizm działania sprawców.
Funkcjonariuszka relacjonuje sprawę państwa Z:
– Oszust zapewnił, że dzwoni z działu bezpieczeństwa, a potem poinformował gdańszczankę o niepokojącej transakcji na jej koncie bankowym. Następnie przekonał kobietę do zainstalowania nowej aplikacji bankowej, która miała uchronić jej pieniądze przed kradzieżą. Po zainstalowaniu aplikacji przestępcy pozyskali dostęp do kont bankowych pokrzywdzonej i dokonali wypłaty znacznej kwoty pieniędzy. W tej sprawie prowadzone są czynności w kierunku przestępstwa oszustwa. Materiały zostały przesłane do prokuratury – słyszymy.
Od policjantów dostajemy też przestrogi, jak uchronić się przed oszustami (pracownik banku, w którym mamy konto, posiada część naszych danych i nie musi o nie prosić; nigdy nie poprosi o cały PESEL, a najwyżej o poszczególne dane osobowe do zweryfikowania tożsamości – np. niecały numer i serię dokumentu).
Pracownicy banków nigdy nie żądają od klientów podania loginu, hasła do konta ani tym bardziej kodów autoryzacyjnych. Każdy telefon od osoby podającej się za pracownika banku, która proponuje zainstalowanie oprogramowania na telefonie lub komputerze, najprawdopodobniej jest telefonem od oszusta. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości, warto natychmiast rozłączyć rozmowę i skontaktować się bankiem, aby zweryfikować tożsamość rozmówcy.
podinspektor Magdalena Ciska / oficer prasowa Komendanta Miejskiego Policji w Gdańsku
I zaznacza:
– Cyberprzestępcy są mistrzami manipulacji. Dzwonią, aby „pomóc”, np. zablokować podejrzaną transakcję. Zdobywają w ten sposób nasze zaufanie. Działamy w stresie , w emocjach, ale też pod presją czasu, bo rozmówca nie daje nam nawet chwili na zastanowienie, tylko zleca kolejne czynności. Jeśli wpadniesz w pułapkę, konsekwencje mogą być katastrofalne.
***
Opowiadam tę historię rodzicom, żeby ich przestrzec. Matce przypomina się, że właśnie czytała o jakiejś kobiecie, która wyrzuciła pieniądze przez okno, żeby ratować wnuczka albo pomóc policjantowi. Wiele razy opisywaliśmy takie historie, a w reklamówkach potrafiło być, chowane miesiącami, czy latami w jakimś tapczanie albo szufladzie, kilkadziesiąt i więcej tysięcy złotych.
Obok tych najbardziej oklepanych oszustw – „na wnuczka” (albo innego członka rodziny wymagającego, ze względu na stan zdrowia lub kłopoty z prawem, pilnie gotówki), są też „na policjanta” (czasem prokuratora albo agenta CBŚP), który potrzebuje pomocy, by ochronić nas przed... oszustem. Są oszustwa „na BLIK” – z wyłudzeniem kodu, albo „na link”, który, otwarty w telefonie, czy komputerze, daje przestępcom wgląd w nasze dane. Zdarzają się oszustwa „wakacyjne” – z reguły powiązane z wyłudzeniem zaliczki za noclegi albo bilety, „nigeryjskie”, czyli wszelkie możliwe kombinacje naciągania przez rzekomych egzotycznych uchodźców politycznych, arystokratów, jako przynęty wykorzystujące czekający kolosalny spadek albo wygraną na loterii. Coraz częściej występują też oszustwa hybrydowe, łączące elementy wykorzystywane w poszczególnych schematach.
***
– Nie jestem w stanie pojąć, co się stało, pomieścić tego w głowie. Jak mogłam być aż tak głupia i naiwna, tak dać się oszukać. Jest mi wstyd – podsumowuje pani Z. – Jestem przekonana, że gdybym była w lepszej kondycji psychicznej, bardziej przytomna, coś takiego by się nie wydarzyło. Ale to przecież nie mogło być tylko to. Było kilka trików, na które się od razu nabrałam – ta cała jego opowieść o tym, jak się chronić, jakie techniki są używane, żeby oszukiwać, kasa, która wraca na konto… No i bank. Telefony, które były wykonywane z bankowego numeru, nieblokowanie dużych przelewów, w celu potwierdzenia, czy ja je zlecałam. To dotyczyło konta firmowego. Ale przelew z osobistego konta potwierdziłam. Zrobiłam tak, bo uwierzyłam w to, że to jedyny sposób, aby pieniądze wróciły na właściwe konto, i że osoby na niższym szczeblu, pracujące na infolinii, nie widzą w ogóle tych działań. Szkoda gadać.
Dodaje jednak:
– Jeśli wypłaty z konta firmy od lat wyglądają podobnie i nagle w ciągu bardzo krótkiego czasu idzie 9 dużych przelewów, czy nie powinien zadziałać jakiś mechanizm bezpieczeństwa, czy departament, który ma je zapewniać, nie powinien się tym zająć?
Napisz komentarz
Komentarze