Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Z czego ma się spowiadać rząd Donalda Tuska i czy może liczyć na rozgrzeszenie?

Premier i ministrowie za słabo się komunikują, również między sobą, za mało chwalą się sukcesami tam, gdzie one są, ale w niektórych sprawach poważne zawiedli. A pod pewnymi względami niewiele różnią się ich od poprzedników - twierdzą eksperci, których pytaliśmy o ocenę dokonań rządu.
Z czego ma się spowiadać rząd Donalda Tuska i czy może liczyć na rozgrzeszenie?

Autor: Kancelaria Prezesa Rady Ministrów

Władza, która nie jest rozliczana, psuje się – mówił premier Donald Tusk podczas wyjazdowego spotkania członków Rady Ministrów w Gdańsku w 31 sierpnia. I zapowiedział „publiczną spowiedź” rządu. Zapytaliśmy zatem kilkoro nieprzypadkowych Polek i Polaków, z czego ich zdaniem koalicja 15 października powinna się wyspowiadać. I czy może liczyć na odpuszczenie grzechów?

Najwyższy czas otworzyć worek i pokazać kota

Prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie:

Sformułowanie „spowiedź” uważam za niefortunne, bo ma kontekst religijny, natomiast samą ideę, żeby członkowie rządu jeździli w teren i tłumaczyli obywatelom politykę rządu, uważam za jak najbardziej słuszną. Zwłaszcza, że ciągle nie mogę się doczekać, żeby premier powiedział, co właściwie ma być dalej z Polską. Słyszałem przed ubiegłorocznymi wyborami, że ma on plan rozwoju, ale nie może go ujawnić, bo PiS by wtedy to natychmiast wykorzystało. Ale za chwilę minie jedna czwarta kadencji, a szczegółów tego planu wciąż nie poznaliśmy. Na razie słychać tylko, że trzeba rozliczyć PiS, i że premier jest strasznie oburzony, że to tak wolno idzie. I jeszcze to, że jesteśmy w czasie przedwojennym i musimy się zbroić. Nie wiem natomiast, jaka jest propozycja Tuska, jeśli chodzi o rozwój gospodarczy Polski. Co ma go napędzać? PiS miał – lepszą czy gorszą – odpowiedź, ale ją miał. Państwo zrobi wielkie inwestycje na czele z CPK i w gospodarce będzie dobrze. Polacy poparli opozycję, bo najwyraźniej im się pomysł Kaczyńskiego nie podobał. Ale właściwie kupili trochę kota w worku i teraz miesiące mijają, a Tusk nie chce tego worka otworzyć. 

Może teraz te wyjazdy ministrów będą po temu okazją? Choć tak naprawdę, jak słucham niektórych z z nich, to mam wrażenie, że oni sami nie wiedzą, jaki jest plan rozwojowy Polski, bo Tusk nawet im tego nie powiedział

Przyszłoroczne w wybory prezydenckie – w przypadku kandydata Platformy – będą nie tyle wyborami głowy państwa, co właśnie oceną dotychczasowych dokonań rządu. Utrata poparcia dla rządu odbije się na notowaniach Trzaskowskiego, ewentualnie innego kandydata Platformy, choć ja ciągle uważam, że Trzaskowski jest najbardziej prawdopodobny. I na to chyba najbardziej liczy w tych wyborach Jarosław Kaczyński. Co zrobić, by ten scenariusz się nie ziścił – to już problem zaplecza Donalda Tuska. Niech ono się zastanawia, co tu można zrobić, o ile Tusk jeszcze kogoś tam słucha na swoim zapleczu.

Będziemy słono płacić za neo-KRS

Joanna Hetnarowicz-Sikora, sędzia Sądu Rejonowego w Słupsku, członkini Zarządu Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”: 

W obszarze praworządnościowym wciąż jest wiele do zrobienia i w tym zakresie na liście „grzechów z zaniechania” umieściłabym w pierwszej kolejności brak rozwiązań systemowych odnoszących się do neosędziów czyli sędziów powołanych na stanowiska w procedurze z udziałem wadliwie ukształtowanej Krajowej Rady Sądownictwa. Od objęcia władzy przez obecną koalicję przez rok niewiele się zadziało, by przywrócić w tym zakresie standardy demokratyczne. Oczywiście, dokonują się powoli zmiany na stanowiskach prezesów sądów powszechnych: ze stanowisk tych znikają nominacji byłego ministra Ziobry. 

Jednak w tym samym czasie dochodzi do takich „wpadek”, jak udzielenie przez premiera Donalda Tusk kontrasygnaty do postanowienia prezydenta Andrzeja Dudy o wyznaczeniu neosędziego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego dokonującego wyboru kandydatów na stanowisko prezesa Izby Cywilnej. Oznacza to, że na dniach zgromadzenie Izby Cywilnej wybierze i przedstawi prezydentowi trzech neosędziów, jako kandydatów na prezesa. 

Dość powszechne jest w związku z tym oczekiwanie, że usłyszymy jednoznaczne wypowiedzi z ust premiera w jaki sposób rozwiązać problem statusu neosędziów, jak doprowadzić do uzdrowienia sytuacji z wadliwością ukształtowania KRS, jak rozwiązać problem neoizb w Sądzie Najwyższym: Izby Odpowiedzialności Zawodowej, do której prokuratura nadal kieruje pisma oraz Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (IKNiSP). Zegar tyka. I to tyka podwójnie, bo oprócz rocznicy wygranych przez koalicję partii demokratycznych wyborów, zbliża się też rocznica wydania przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu niezwykle ważnego wyroku Wałęsa przeciwko Polsce. ETPC stwierdził, że sędziowie IKNiSP zostali powołani z rażącym naruszeniem prawa krajowego. Z orzeczenia wynika, że władze Polski powinny przywrócić niezależność KRS poprzez zapewnienie, że sędziowscy członkowie Rady będą wybierani przez środowiska sędziowskie, a nie przez polityków. Konieczne jest też uregulowanie statusu sędziów powołanych z udziałem nowej KRS oraz wydawanych przez nich orzeczeń. 

Jednocześnie Trybunał zdecydował o odroczeniu rozpoznawania nowych spraw dotyczących problemów analogicznych do tych, będących przedmiotem omawianego wyroku, na okres jednego roku. Roczny termin odroczenia upływa 23 listopada 2024 roku. Po tym terminie Polska będzie słono płacić za brak działań zmierzających do wyeliminowania wad systemowych w ustroju sądów i procedurze powoływania sędziów. Tymczasem obserwując scenę polityczną w Polsce można mieć wrażenie, że problem naprawy wymiaru sprawiedliwości stracił status priorytetu, a natężenie dobrej woli poszczególnych sił politycznych wchodzących w skład obecnej koalicji w tym obszarze wydaje się niebezpiecznie opadać. Obywatele zostają więc z problemem wad systemu wymiaru sprawiedliwości sami, nie mogąc mieć pewności ani co do tego, czy rozstrzygniecie w ich sprawie nie zostanie w przyszłości uznane za wadliwe z powodu niewłaściwego składu sądu, ani co do tego, jakie będzie to mieć dla ich spraw praktyczne konsekwencje.

Zbyt mało wiemy, co rząd robi i co zamierza

Prof. Piotr Dominiak, ekonomista, były dziekan Wydziału Ekonomii i Zarządzania Politechniki Gdańskiej: 

Wydaje mi się, że podstawowy grzech tego rządu to brak komunikacji na temat tego, jaka jest w ogóle polityka gospodarcza. Opinia publiczna mało wie o tym jakie są cele tej polityki oraz na ile i w jaki sposób są one realizowane. Mało kto pamięta jeszcze o sukcesie tego rządu, jakim jest odzyskanie funduszy europejskich. Minister finansów, który – jak się wydaje – odgrywa dużą rolę w kształtowaniu polityki rządu, jest osobą mocno niekomunikatywną. Rzadko występuje publicznie i nie bardzo wiadomo, co robi – a chyba robi dużo. Przy konstrukcji budżetu na przyszły rok udało się skonsolidować znaczną część, a może nawet wszystkie finanse publiczne, a więc złożyć do jednej „kupki” nie tylko budżet centralny, ale również te najróżniejsze fundusze potworzone tak licznie przez rząd PiS. Czy wszystkie? Dokładnie tego nie wiemy, a w każdym razie ja tego nie wiem, choć się tym interesuję. 

Jeśli chodzi o pomysły zgłaszane przez koalicję przed wyborami, wiemy, że wiele z nich nie jest realizowanych, ale też nie bardzo wiemy, które są, a wydaje się, że jest tego sporo i obecna polityka wydaje się być bardziej odpowiedzialna i zrównoważona, niż polityka poprzedniego rządu. Ale to też nie jest komunikowane.

Braki w komunikacji to nie tylko kwestia PR-owego wizerunku rządu. Chaos, także informacyjny, związany ze składką ubezpieczeniową powoduje, że przedsiębiorcy nie bardzo wiedzą, czego mogą się spodziewać. Koalicjanci mają różne pomysły, a jasnego przekazu nie ma. 

Poczucie niepewności co do polityki gospodarczej, które było w poprzednich latach, niewiele się zmieniło. Mówię o perspektywie przedsiębiorców. To widać przede wszystkim w tym, że inwestycje prywatne, chociaż według komunikatu GUS nieco wzrosły w drugim kwartale, to jednak nie wydaje się, żeby miał to być wzrost trwały, bo nadal trudno podejmować długofalowe decyzje przy tym stopniu niepewności, co w tej polityce się dzieje. 

Kobiety są uparte i myślę, że nie odpuszczą 

Paulina Golińska, prawniczka, Fundacja Słupskich:

Obietnice dotyczące polityki antyprzemocowej – w mojej ocenie – zostały zrealizowane. Premier wycofał z Trybunału Konstytucyjnego wniosek byłego premiera Mateusza Morawieckiego o zbadanie zgodności z Konstytucją antyprzemocowej Konwencji Stambulskiej. Dodatkowo przegłosowany został projekt nowelizacji Kodeksu karnego, zmieniający prawną kwalifikację gwałtu. O tym, czy doszło do gwałtu, ma decydować brak świadomej, dobrowolnej zgody osoby pokrzywdzonej, a nie widoczne stawienie oporu. Autorką tego projektu nowelizacji jest słupszczanka adwokatka Danuta Wawrowska.

Zrealizowane, choć tylko częściowo, jest zapewnienie dostępu do antykoncepcji awaryjnej. Pigułka „dzień po” jest dostępna od 15. roku życia. Nie tylko lekarz, ale również farmaceuta może wystawić receptę. Tu jednak są dwa ograniczenia. Po pierwsze przystąpienie do programu przez apteki jest dobrowolne. Po drugie taka apteka musi posiadać odrębne pomieszczenie, gdzie farmaceuta przeprowadza krótki wywiad, ustala m.in. czy wydanie jej leku jest uzasadnione i bezpieczne. Do lipca do programu przystąpiło ok. 1200 aptek, co w znacznej mierze wyklucza małe miejscowości, na których nam najbardziej zależało.

Kolejną rzeczą, która była podnoszona w trakcie kampanii, jest znieczulenie okołoporodowe. Ministra zdrowia Izabela Leszczyna przedstawiła pakiet „Bezpieczna i świadoma ja”, gdzie jednym z zaproponowanych rozwiązań jest zapewnienie większego dostępu do znieczulenia przy porodzie siłami natury. Wprowadzono też system finansowego nagradzania szpitali, po to, żeby zwiększyć liczbę tych znieczuleń. Niestety, znów mamy do czynienia z programem, który nie jest obligatoryjny. Od 5 czerwca 2024 każda kobieta, bez ograniczenia wiekowego, która jest w ciąży, może też bezpłatnie wykonać badania prenatalne, które pozwalają wcześniej wykryć wady płodu i rozpocząć leczenie już w trakcie trwania ciąży. 

Od 1 czerwca pary dotknięte niepłodnością mogą skorzystać z bezpłatnego programu in vitro. Obejmuje on – co ważne – także osoby leczone onkologicznie. Skierowany jest też do związków nieformalnych. Mamy jeszcze takie programy jak np. „Aktywny rodzic”, czyli tzw. babciowe. Jest też projekt podniesienia kwoty wypłacanej z funduszu alimentacyjnego z 500 zł do 1000 zł.

I wreszcie temat najtrudniejszy: dostęp legalnej i bezpiecznej aborcji. Tego cały czas brak. W komisjach trwają prace nad próbami choćby depenalizacji pomocnictwa w aborcji, ale – jak wiemy – w lipcu jeden z projektów Lewicy przepadł w głosowaniu. Premier Tusk ostatnio na Campusie powiedział otwarcie, że nie dotrzyma tej obietnicy i nie widzi szans, żeby to się zadziało w obecnej kadencji parlamentu. To, co się zmieniło, to pojawienie się wytycznych Ministerstwa Zdrowia dotyczących działań lekarzy. Przypomniano w nich, że według ministry zdrowia ustawa nie wskazuje, że zagrożenie życia lub zdrowia, będące jedną z dwóch przesłanek do legalnego przerwania ciąży, musi być nagłe bądź bezpośrednie. I tak naprawdę w tym zakresie zrobiono tylko tyle.

Natomiast kobiety są uparte i myślę, że nie odpuszczą i będą dążyły do tego, żeby ten główny postulat, z którym również premier szedł Tusk do wyborów, został w końcu zrealizowany. 

Nikt nikogo nie pyta o przestępstwa na granicy

Paweł Kasprzak, aktywista, Obywatele RP:

Jestem zadeklarowanym przeciwnikiem tego rządu, prawie dokładnie z tych samych powodów, dla których byłem przeciwnikiem poprzedniego. Natomiast widzę różnicę między nimi. O ile tamten rząd był najgorszym z możliwych, o tyle ten – biorąc pod uwagę tę konfigurację polityków, których mamy i znamy – jest niewątpliwie najlepszy. Każdy inny byłby gorszy. I tylko z tym zastrzeżeniem mogę wymieniać rzeczy, z których Donald Tusk powinienem się spowiadać. Zresztą w szczerość tej spowiedzi oczywiście nie wierzę, bo on uprawia wyłącznie PR. 

Najbardziej boli mnie sytuacja na białoruskiej granicy. To, z czym mamy tam do czynienia, wbrew deklaracjom rządu, nie polega na żadnej obronie granic. Żadne z tych działań typu pushback, płot, strefa – a wszystkie są niekonstytucyjne, wszystkie niezgodne z prawem, na co jest już parę ładnych orzeczeń – nie służy obronie ani uszczelnieniu granic. Każdego miesiąca do Niemiec białoruskim szlakiem przez Polskę dociera około tysiąc osób. 

Sprawca zabójstwa tego polskiego żołnierza, według informacji funkcjonariuszy Straży Granicznej, był w Polsce już parę razy. A oni nawet nie znają jego nazwiska – temu mniej więcej służą pushbacki! Ofiarą tej okrutnej, wyłącznie PR-owo motywowanej, polityki są niewinni ludzie. Znam całe mnóstwo osób, które w dalszym ciągu są w różnych fazach postępowań prowadzonych przeciw nim przez służby polskiego państwa, za pomoc humanitarną, którą świadczyli wobec tych nieszczęśników. Nie natomiast znam ani jednego przypadku oskarżenia przez polskie państwo, któregokolwiek z rzekomych najeźdźców: agresywnych i brutalnych. A podobno roi się od nich, i roi się od przypadków agresji. Jednak jakoś nie słyszałem o tym, żeby zgodnie z prawem i wszelkimi normami cywilizowanego świata, ktoś ich złapał, zamknął i osądził, albo choćby postawił w stan oskarżenia. Nie znam też ani jednego przypadku – i to jest najbardziej bolesne – w którym urzędnik, choćby w randze ministra spraw wewnętrznych i administracji, albo funkcjonariusz którejkolwiek służby, został postawiony w stan oskarżenia albo wszczęto przeciw niemu postępowanie, w związku ze śmiercią ludzi na granicy. Nikt nikogo nie pyta ani o przestępstwa, w tym wciąż trwające tortury, ani o zaniechania, które prowadzą do śmierci bezbronnych. Więc to jest ten grzech, powiedziałbym, najcięższy. 

Towarzyszy temu zupełnie skandaliczna frazeologia, którą się przy tej okazji uprawia, wzmagając społeczne lęki i histerie albo hurra-patriotyczny entuzjazm. Odpowiedzią na rosnącą popularność skrajnej prawicy może być albo próba przejmowania jej postulatów przez mainstream, albo wręcz przeciwnie – akcentowanie progresywnej agendy. Tę druga drogę wybrała w USA Kamala Harris i wydaje się, że to gra na jej korzyść. Tymczasem tu wytężam wzrok, by znaleźć parę istotnych różnic między tym, co wyprawiał Kaczyński, a tym, co mówi Tusk. Niestety, poza elegancją i pełnią wdzięku, którą Tusk ma, Kaczyński w ogóle – nic więcej nie widzę. Więc spowiedź Tuska u mnie, mimo że on ma gadane i umie odwracać kota ogonem, byłaby dosyć ciężkim procesem. Pewnie też dlatego on unika prawdziwych kontaktów ze środowiskami obywatelskimi. 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama