Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Ratujmy nasze dzieci. Statystyka ważniejsza od dobra dziecka?

Sądy i prokuratura są od tego, żeby chronić dzieci, prawda? Niestety, to stwierdzenie w realnym świecie okazuje się być jedynie teorią - uważa Anna Borkowska- Obojska, radna dzielnicy Wzgórze Św. Maksymiliana w Gdyni, pomagająca kobietom w trudnych sytuacjach życiowych.
Ratujmy nasze dzieci. Statystyka ważniejsza od dobra dziecka?
Dlaczego walka o dobro nieletnich jest tak mało efektywna?

Autor: Pixabay | Zdjęcie ilustracyjne

Sprawy rodzinne w naszym kraju trwają makabrycznie długo (od roku do nawet czterech lub pięciu lat), co nie służy ochronie dobra dziecka. Dodatkowo na czas takiego postępowania rzadko kiedy orzekane jest zabezpieczenie w postaci zakazu kontaktów. Często wysłuchanie małoletniego w przyjaznym pokoju tak naprawdę do niczego nie prowadzi. Łatwo zanegować przecież słowa pięciolatka, czy nawet jedenastolatka. Poddać w wątpliwość jego prawdomówność i to, że jego wola jest jego własną, a nie wpojoną przez rodzica sprawującego opiekę.

Czasami można odnieść wrażenie, że prowadzących sprawy sędziów bardziej interesuje statystyka, niż dobro dziecka, że są uprzedzeni i na ich osąd wpływają ich własne, nieobiektywne doświadczenia i przeżycia. Czasami człowiek zaczyna szukać podejrzanych intencji, szczególnie kiedy oczywista sprawa o seksualne i psychiczne molestowanie dziecka nagle  jest umarzana.

Przykład? Proszę bardzo: majętny facet, z dobrze prosperującą firmą i licznymi koneksjami i znajomościami, rozwodzi się. Ponieważ dzieci trafiają pod opiekę matki, on ma spotkania z młodszym dzieckiem według ustaleń sądu. I wszystko byłoby w porządku, gdyby z tych widzeń dziecko wracało zadowolone. Niestety, pięciolatek nie dość, że co raz częściej odmawia wizyt u ojca, to jeszcze zaczyna opowiadać, jak tata prosi go o to, żeby głaskać go po siusiaku i potem, jak dziecko to robi, tata sika na biało. Szokujące? I to jak! Bardziej jednak szokuje i złości postawa prokuratury, która oddala podejrzenia o molestowanie i znęcanie się psychiczne nad dzieckiem, pomimo, że wcześniej została uznana wina tegoż mężczyzny co do znęcania się fizycznego i psychicznego nad żoną i starszą córką. Zostaje wniesiona apelacja, która również koniec końców jest oddalona. Skutek: dziecko nie chce chodzić do ojca, boi się go, a nasz wymiar sprawiedliwości nic nie zrobił, żeby je ochronić. Należy dodać, że cała sprawa trwała ponad cztery lata.

W jaki sposób matka ma chronić swoje dziecko w takiej sytuacji? Jak udowodnić winę wyrodnego ojca, skoro prokuratura i sąd nie dały wiary opiniom psychologów, psychiatrów i wynikom badań testów psychologicznych? Dlaczego prokuratura odrzuciła akt oskarżenia i ponownie zrobił to sąd na apelację kuratora sprawującego opiekę nad dzieckiem? Gdzie jest ta troska o dobro nieletnich? Gdzie opieka nad nimi?

Inny przykład: ojciec z ograniczoną już władzą rodzicielską, podczas spotkań z młodszym dzieckiem często płacze, oskarża matkę o rozpad małżeństwa i liczne zdrady. Pomimo wielu upomnień, zarówno przez byłą żonę, jak i sąd, nie zmienia swojej postawy. Mało tego, w obecności dziecka zaczyna mieć wahania nastroju: od radości, przez płacz, po niepohamowaną złość. Przeklina przy nim i niepochlebnie wypowiada się o nowym mężu matki. Dziecko coraz częściej zamyka się w sobie, płacze przed zbliżającymi się spotkaniami z ojcem i odmawia z nim kontaktów. Matka wnosi do sądu o zakaz bezpośrednich kontaktów. Po dwóch latach walki sąd orzeka zakaz całkowitej styczności ojca ze starszym dzieckiem, które i tak nie miało wyznaczonych widzeń, a wobec młodszego dopuszcza dalsze kontakty, argumentując, że i tak w końcu zostaną one zerwane przez niewłaściwą postawę ojca. Całość trwała ponad dwa lata, w czasie których dziecko nadal miało obowiązek widzeń z ojcem. Matka reagując na prośby dziecka, które nie chce widywać się z ojcem, narażona została na karę finansową za tzw. uporczywe utrudnianie widzeń, którą to sprawę założył jej w sądzi były małżonek.

CZYTAJ TAKŻE: Dzieci wymagają wsparcia psychologicznego, ale dostęp do fachowej pomocy jest utrudniony

W tej historii pozytywne jest to, że apelacja wniesiona do sądu okręgowego (kolejne pół roku) skutkowała zakazem bezpośredniej styczności ojca również wobec młodszego dziecka.

Czy naprawdę trzeba było aż tyle czasu na dowiedzenie niewłaściwej postawy i zachowań ojca? Czy nie można było tego zrobić w krótszym czasie? Czasami odnoszę wrażenie, że przeciąganie takich spraw podyktowane jest uzupełnieniem budżetów sądów, a nie potrzebą ochrony delikatnej istoty, jaką jest dziecko.

Kolejny absurd rodzimego systemu sprawiedliwości to wcześniej już wspomniane kary za uporczywe utrudnianie kontaktów z dzieckiem dla rodziców, którzy zgodnie z wolą małoletniego nie pozwalają na spotkania z toksycznym rodzicem.  W czerwcu 2022 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł o niekonstytucyjności tego przepisu. Nic to jednak nie zmienia w systemie, w którym trzeba udowodnić wolę dziecka i to, że rodzic sprawujący opiekę nie wpływał ani swoją postawą, ani słowem na tę wolę.

Jak niby to zrobić? Przecież to typowe słowo przeciwko słowu! No cóż, tu pozostaje jedynie spryt, wynajęcie detektywa lub założenie podsłuchu. Inne argumenty np. na piśmie mogą być mało wartościowe dla sądu. Nawet jeśli ojciec po wizycie dziecka u siebie pisze w SMS-ie do matki: “Tak, ukradłem dla niej lalkę”. Dziecko zaś po powrocie do domu pyta się, czy nie jest kradzieżą przeklejenie kodu kreskowego z tańszego produktu na lalkę i zapłacenie za nią mniejszej ceny w samoobsługowej kasie? Myślisz, że sąd wziął to pod uwagę? Niestety, tu cię rozczaruję: nie wziął.

Takich przykładów można mnożyć w nieskończoność. Jak widać, dobro dziecka niekoniecznie jest priorytetem. Nie zawsze sądy czy prokuratury dają wiarę dziecięcemu lękowi i bólowi, jeśli chodzi o sprawy molestowania i znęcania się psychicznego.

Z doświadczenia wiem, że łatwiej otrzymać pomoc przy przemocy fizycznej, gdzie siniaki i złamania są namacalnym jej dowodem, niż uzyskać wsparcie przy psychicznej czy seksualnej przemocy. Te rany są w nas, w naszej psychice, w naszym sercu i głowie. Trudno uporać się z nimi dorosłemu, a co dopiero kilku lub kilkunastoletniemu dziecku. Dlaczego więc sądy dają sobie tyle czasu na tak ważne dla dziecka decyzje? Dlaczego walka o dobro nieletnich jest tak mało efektywna? Może warto zacząć o tym więcej mówić, bo temat dotyczy bardzo dużej i ważnej części naszego społeczeństwa, czyli naszych dzieci.


Partner akcji


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Joanna 26.08.2024 19:39
Dziękuję autorce tego artykułu za to, że poruszyła ten problem. Znam osobiście rodzinę, której dotyczy jeden z poruszonych przykładów. Wiem z jaką traumą zmagają się te dzieciaczki oraz ich mama, gdy po każdej, niczego nie wnoszącej, a najczęściej odraczanej rozprawie ojciec śmieje im się prosto w twarz . To jest najzwyczajniej okrutne .

Joanna 26.08.2024 19:29
Dziękuję autorce tego artykułu za to, że poruszyła ten problem. Znam osobiście rodzinę, której dotyczy jeden z przedstawionych przypadków. Wszystko jest dokładnie tak jak napisała autorka, a ojciec dziecka po każdej kolejnej, niczego nie wnoszącej, a najczęściej odraczanej rozprawie śmieje się swoim dzieciom oraz ich mamie w twarz . To jest po prostu okrutne.

Reklama
Reklama
Reklama