Jaki budynek opery się panu marzy? Taki jak w Sydney? Jest jednym z nowych cudów świata. Powrót do idei budowy nowej opery w Gdańsku zapowiedział niedawno marszałek województwa Mieczysław Struk.
W świecie budynki operowe to nie tylko obiekty kultury, to coś o wiele więcej, traktuje się je jako symbole miasta. To miejsca, wokół których skupia się życie kulturalne i społeczne. Dlatego, jeśli myślimy o budowie nowej opery w Gdańsku, rozmach ideowy przedsięwzięcia trzeba mieć na uwadze. Co więcej, budynek opery to projekt miastotwórczy, wpływający i kreujący wizerunek miasta. Tych wzorców, które mogą inspirować w myśleniu o nowej gdańskiej operze trochę jest. Nie trzeba jechać do Sydney, wystarczy polecieć choćby do Oslo, by przyjrzeć się jak gmach opery może wpływać na życie miasta. Pomijając jednak wystrzałowe realizacje, powinniśmy sobie przede wszystkim zadać pytanie: Co to znaczy wybudować operę?
Co to znaczy?
Moje pytanie powinno raczej brzmieć: Co to znaczy wybudować operę w takim mieście jak Gdańsk? W takim regionie jak Pomorze? Wystarczy zacząć od takich szczegółów jak wysokość obiektu, wszak wymogi architektoniczne zakładają minimum 30 metrów, w górę lub w dół. Operowy gmach potrzebuje zatem przestrzeni. Rozmachu. Niemałego budżetu. Budując operę trzeba zatem myśleć z wyprzedzeniem o dziesiątki lat, a nie z wizją kilku przyszłych sezonów. Obecny budynek został wzniesiony ponad sto lat temu, wtedy nikt nawet nie przypuszczał, że będzie w nim miał swoją siedzibę teatr operowy. A nawet gdyby tak było, to przecież wiele się w patrzeniu na tworzenie kultury od tamtych czasów zmieniło. Dlatego zawsze powtarzam, że stawiając nowy obiekt kultury, a operę w szczególności, zawsze warto myśleć o następnych pokoleniach. Dla nich budujemy. Remontuje się po to, by iść z duchem czasu, w którym się pracuje, by naprawiać, unowocześniać, a buduje się, bo trzeba wybiegać w przyszłość, tym samym przewidywać, jakie warunki techniczne kiedyś będą twórcom potrzebne, jakie będzie się robić widowiska za pół wieku. W myśleniu o nowym budynku trzeba być wizjonerem. Wybudowanie opery zatem to nie tylko konstrukcja. To wielka idea.
CZYTAJ TEŻ: Kierowałem Operą Bałtycką przez 28 sezonów. Na 80 lat mojego życia to całkiem sporo
Rok temu mówił pan, że widziałby nową operę, jako swego rodzaju dom dla muzyki.
Osobną przestrzeń w mieście, choć niezwiązaną z filharmonią, która wszak ma swoje odrębne, wygodne do pracy lokum. Dom muzyki to choćby miejsce dla dużych widowisk, miejsce prób dla dużych orkiestr czy chórów, nimi wszak Pomorze stoi. Przestrzeni potrzebuje nasz balet, nie tylko sali prób z prawdziwego zdarzenia, ale i sceny, obecna, zbyt ciasna, blokuje, nie pozwala w pełni zaprezentować możliwości. W Gdańsku nie ma profesjonalnej sali, gdzie można wystawić widowisko teatralne dla tysiąca osób! Pod tym względem jesteśmy ubodzy. Zdaję sobie sprawę, że budowa nowej opery to wielki wysiłek dla regionu. Przede wszystkim finansowy. Chcąc budować, trzeba zrobić sobie też ćwiczenie z wyobraźni i spytać: Co powie na ten projekt ktoś, komu przyjdzie tu pracować lub chodzić na przedstawienia za 40 lat, gdy nas już nie będzie.
Szybko zleci. To tylko 40 sezonów.
Bardzo szybko. Gościliśmy niedawno przedstawicieli teatru z Kłajpedy, właśnie otwierają swoją nową operę. Kiedy oprowadzałem ich po naszej scenie, miałem wrażenie, że chodzimy po operowym muzeum, którego nie jestem dyrektorem, a kustoszem. Tłumaczyłem się, że właśnie wymieniliśmy kilka sztankietów na elektryczne, nie mogłem jednak powiedzieć ani o zapadni, ani o obrotowej scenie, bo czegoś takiego u nas po prostu nie ma i nie będzie. Zresztą co tu mówić o zapadni, skoro orkiestron mamy taki, jaki mamy… Myślę, że dla naszej trójmiejskiej społeczności, dla Gdańska, nadszedł czas, by zbudować operę z prawdziwego zdarzenia.
Od pięciu lat jest pan dyrektorem Opery Bałtyckiej. Ile razy już pan słyszał, że może tym razem się uda?
O potrzebie postawienia nowego budynku opery, o nowej lokalizacji słyszę od czasu, gdy jestem artystycznie związany z Gdańskiem, a zatem jakieś dwadzieścia lat. Zawsze staram się być świadkiem chwili, gdy ta iskierka nadziei na rozmowy o nowej operze się zapali i próbować ten ogień rozniecić. Ważne dla mnie jest, że orędownikiem tego pomysłu jest marszałek województwa Mieczysław Struk, że pomoc oferuje ministerstwo kultury, że mamy poparcie wśród radnych, i to wszystkich, bez względu na opcję polityczną. Że potrzeba postrzegana jest jako priorytet, i że już nie ma wymówki. Nieocenione jest tutaj zaangażowanie Zbigniewa Canowieckiego, prezesa Pracodawców Pomorza, który lata temu zainicjował społeczny komitet poparcia inicjatywy.
Jak pan przekonuje ludzi, że trzeba budować?
Swego czasu bardzo odkrywcze były dla mnie słowa ówczesnego prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza, zawarte w jego książce dotyczącej zarządzania miastem.
Co napisał?
Że gdy przyjeżdżają na rozmowy inwestorzy, to jedno z pytań, które zadają to: „Czy w mieście jest opera?”. I nie pytają o to jako melomani. Uważają natomiast, że jeśli region stać na operę, to znaczy, że to bogaty region, wart uwagi w sensie inwestycyjnym. Dlatego budowa takiego obiektu, jeszcze raz to podkreślam, to nie tylko zaspokojenie potrzeb społecznych czy wytworzenie godnych warunków pracy dla zespołu twórców operowych, to dziejowa inwestycja. Lokomotywa, która pociągnie kolejne wagony. Dziś, zamiast pytać, czy takiemu miastu jak Gdańsk potrzebna jest opera, powinno się pytać, jaka ta opera ma być?
Jaka?
Z jednej strony możemy mówić o szalonych wizjonerach, którzy chcieliby postawić coś takiego jak w Sydney, bo budynek operowy to zawsze jest ciekawe wyzwanie architektoniczne. Ale odpowiedź na to pytanie musi dać sobie przede wszystkim społeczność miasta, wszyscy. Jakiego miejsca potrzebujemy? Jeśli jednak uznamy, że nowej opery nie chcemy, to też będzie znaczące.
Jakiego miejsca pan potrzebuje?
Muszę dziś z goryczą powiedzieć, że w warunkach, w jakich obecnie pracujemy, za chwilę nie będziemy w stanie realizować planów. Choć od lat robimy wszystko, by przełamywać niedogodności, z szacunkiem dla historycznych murów, jako dziedzictwa tych, którzy tworzyli tu teatr przed nami. Czujemy energię tych ludzi, ich ślad jest wyraźny i ważny dla nas. Niestety, zmieniają się przepisy, wymogi, ten budynek nie jest z gumy, tych ścian się nie rozciągnie. Dziś budowa nowego budynku opery to nie jest fanaberia tylko konieczność. To alarm dla miasta. To, co robimy na tej scenie i z jak ważnymi twórcami, za chwilę przestanie mieć rację bytu. W pewnym momencie okaże się, że po prostu nie będzie nam wolno w tych warunkach działać. I co wtedy?
Uczestniczy pan w rozmowach na temat ewentualnej budowy? Sugeruje pan miejsca, w którym nowy gmach mógłby stanąć?
Pocieszające jest, jak wiele osób zaangażowało się w ten projekt. Począwszy od marszałka województwa, przez tak wybitne osobowości jak światowej sławy śpiewak Tomasz Konieczny, po melomanów, którzy oklaskują nasze przedstawienia. To jest budujące, solidarność w imię jakiejś wielkiej sprawy. Idei. Wszyscy w tej chwili dyskutują, gdzie najlepiej byłoby tę nową operę postawić. Ja uważam, że to nie jest już czas na takie rozważania. Trzeba po prostu wskazać miejsce. Bez tego nie będziemy w stanie ruszyć dalej. Gdybyśmy to zrobili już kilka lat temu, mielibyśmy pewnie gotowy projekt architektoniczny, a może nawet fundusze. Przynajmniej część. Ważne jest teraz mobilizować swoje środowiska, gdy wytworzy się duża grupa entuzjastów, popchnie sprawy do przodu. Jestem pewny, że tak się stanie, mam poczucie, że w społeczności gdańskiej jest potrzeba, by w mieście była opera z prawdziwego zdarzenia.
Gdzie pan lokowałby nowy budynek?
Wymienia się tereny postoczniowe, pomysł ten przewija się od wielu lat i z pewnością, w sensie symbolicznym, jest bardzo dobry, choć obarczony, jak sądzę, większymi kosztami. Wśród propozycji pojawia się też Plac Zebrań Ludowych. Wskazywano go już po wojnie i przyznam, wydaje mi się najbardziej sensowny. Jedno jest pewne, to musi być ogromna przestrzeń. Najważniejsze jest teraz wskazanie miejsca. Bez tego nie ruszymy dalej. A licząc, że idea budowy nowej opery jednak niebawem ruszy, zmieniam swoje nazwisko z Pokojski na Pozytywny. (śmiech) Gdańsk jest wart nowej opery. Nie ma Gdańska bez wielkiej kultury. Warto ją wzmacniać traktując jako inwestycję.
Co dalej?
Cóż, świat składa się z gestów, ale i ze słów, które wiele znaczą. Przyjmuję zatem postawę długodystansowca, choć zdaję sobie sprawę, że każdy bieg zaczyna się od pierwszego kroku. To, co najważniejsze zostało przez marszałka powiedziane: Chcemy w Gdańsku opery. Tego się trzymam.
Napisz komentarz
Komentarze