To koszykarski sezon pełen niespodzianek, zwłaszcza dla kibiców sopockiego Trefla. Już sam awans do finału Orlen Basket Ligi jest dużym i długo oczekiwanym sukcesem. Praca chorwackiego trenera, jednej z europejskich legend NBA – Żana Tabak zaczęła przynosić efekty. Drużyna już w ubiegłym sezonie potrafiła grać zarówno wodowisko jak i skutecznie. Medalu jednak nie było, ale taż mało kto wywierał na Trefla presję jego zdobycia. Koszykarze Trefla zdobyli jednak Puchar Polski i już to dawało do myślenia. Ekipa krzepła z czasem i każdym treningiem, ale tęsknota za medalem mistrzostw Polski wciąż była. Ostatni raz sopocka drużyna wywalczyła go w 2014 roku i był to medal brązowy. Na wicemistrzostwo kibice i klub czekał od 2012 roku, a złoty medal Trefl wywalczył w 2008 rok. Co ciekawe, od lipca do listopada 2012 roku Żan Tabak był już trenerem Trefla, ale dostał wtedy lepsza ofertę pracy i przeniósł się do hiszpańskiej Caja Laboral Vitoria.
Przez ostatnie dziesięć lat do Do obecnego sezonu Trefl był raczej drużyną środka tabeli, czasem aspirującym do czołówki, a czasem grającym niezbyt przekonująco, by mieć nadzieję na sukces.
Bardzo dużo zmieniło się wraz z ponownym przyjściem Żana Tabaka. Ten obchodzący w sobotę, 15 czerwca 54. urodziny, były chorwacki koszykarz, ma w swoim sportowym CV mistrzostwo NBA zdobyte w 1995 roku z Houston Rockets, ale też srebrny medal igrzysk olimpijskich w 1992 roku. Ma też ogromne doświadczenie trenerskie, bo pracował m.in. w Realu Madryt, CB Sevilla, Sant Josep Girona, czy Maccabi Tel Awiw. Dwa lata pracy w Sopocie musiało przynieść efekt, choć to także zasługa klubowego budżetu, dzięki któremu udało się pozyskać takich zawodników jak Andy van Vliet czy Geoffrey Groselle. Trefl pod jego wodzą przebojem awansował do finału, w którym sopocianie przegrywali już 1:3 z obrońcą tytułu Kingiem Szczecin (gra toczy się do czterech wygranych).
Sopocianie źle zaczęli finał, bo pierwszy mecz w Ergo Arenie przegrali z Kingiem 73:82. Dwa dni później, w drugim meczu, wygrali 84:81. Po kolejnych dwóch dniach rywalizacja przeniosła się do Szczecina, gdzie gospodarze wygrywając 75:59 objęli prowadzenie 2:1. Kiedy King w czwartym finałowym meczu pokonał Trefla 81:76 wiele wskazywało na to, że kolejny, piaty mecz, będzie zamknięciem finałów 2024 roku. A jednak sopocianie potrafili przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść wygrywając w Ergo Arenie 88:84. 13 czerwca w Szczecinie koszykarze z Sopotu zadziwili całą Polskę pokonując gospodarzy 101:80 i wyrównując stan meczu na 3:3.
- Jesteśmy grupą, która zawsze trzyma się razem i nigdy się nie poddaje. Nikt przy wyniku 1:3 nie pomyślał, że jest już po serii. To wyjątkowa grupa ludzi. Trener zawsze za nami stoi. Ale robota nadal nie jest wykonana. By wygrać finał, musimy zwyciężyć jeszcze w jednym meczu - mówił w rozmowie z portalem plk.pl Andy van Vliet, belgijski zawodnik Trefla.
Wszystko miało wyjaśnić się w niedzielny wieczór w Ergo Arenie w siódmym meczu finału.
Prawie 10 tysięcy widzów w Ergo Arenie było świadkami znakomitej pierwszej kwarty w wykonami koszykarzy Trefla. Sopocianie grali szybko i skutecznie, zarówno w obronie jak i ataku, na co szczecinianie nie mieli zbyt wielu argumentów. Trefl zakończył ją z przewagą 12 punktów. Druga odsłona meczu nie była już tak dobra w wykonaniu koszykarzy Trefla. To goście ze Szczecina byli tym razem nieco lepsi, bo drugą kwartę wygrali 16:12. W trzeciej kwarcie trwała wyrównana walka o każdy metr boiska. Koszykarze z Sopotu utrzymywali 8-10 punktową przewagę nad obrońcą tytułu.
Sopocianie grali na tyle konsekwentnie, dokładnie i skutecznie, by nie dać zbyt wielu możliwości Kingowi. Gra koszykarzy Żana Tabaka mogła się podobać nie tylko dlatego, że wygrali oni trzecią kwartę, po której mieli już 12 punktów przewagi, ale ani przez moment nie przeżywali kryzysowego momentu kosztującego ich utratę przewagi. W ostatniej odsłonie Trefl zachował zimna krew i nie pozwolił sobie odebrać wypracowanej przewagi.
Napisz komentarz
Komentarze