Te wybory zwróciły uwagę na kilka spraw. Jedną z nich była dość mizerna frekwencja (niewiele powyżej 40 procent). Także to, że do urn ruszyły głównie „żelazne elektoraty”. To może świadczyć o zmęczeniu Polaków festiwalem wyborczym, mało dynamicznej kampanii i braku wiary w moc sprawczą polskiej reprezentacji w PE.
Wybory do europarlamentu 2024. Zwycięzcy i przegrani
Niespodzianką była wysoka porażka Lewicy i Trzeciej Drogi w naszych krajowych wyborach. Te ugrupowania zdobyły razem tyle głosów, ile sama… Konfederacja. Co ciekawe, na konfederatów tym razem kobiety głosowały liczniej niż na lewicowych polityków.
Osobiste porażki wyborcze też odbiły się echem. Na Pomorzu sromotnie przegrała Anna Fotyga, dotychczasowa eurodeputowana, która startowała z jedynki na liście Prawa i Sprawiedliwości. Przebił ją swoim wynikiem, uzyskując mandat, Piotr Müller, były rzecznik w rządzie Mateusza Morawieckiego, który startował z czwartego miejsca.
Niespodzianek w pomorskim okręgu nie zaliczyła Koalicja Obywatelska. Tak jak przewidywano, mandaty otrzymali Magdalena Adamowicz i Janusz Lewandowski – dotychczasowi eurodeputowani. Może tylko z tym wyjątkiem, że Adamowicz pobiła swój poprzedni wynik do PE, plasując się tym razem w pierwszej dziesiątce polityków z największą liczbą uzyskanych głosów.
Jackowi Kurskiemu (niegdyś politykowi z Pomorza), startującemu tym razem z innego okręgu, nie pomógł w dostaniu się do europarlamentu nawet… Zenek Martyniuk, który występował dla tego polityka PiS podczas wiecu wyborczego.
Za to zupełną egzotykę zapewni Europejczykom Grzegorz Braun z Konfederacji.
Prof. Cezary Obracht-Prondzyński: Można zrobić świetny wynik, będąc pracowitym
Prof. Cezary Obracht-Prondzyński, socjolog, antropolog, historyk z Uniwersytetu Gdańskiego podzielił się z nami refleksjami na temat wyborów i ich wyników.
- Po pierwsze. W głosowaniu wzięło udział relatywnie mało rolników. A ci, którzy poszli do urn, w 80 procentach zagłosowali na partie eurosceptyczne (PiS) lub eurowrogie (Konfederacja).
- Po drugie. Młodzi do 29. roku życia też nie ruszyli gremialnie do urn. Ale ci, którzy poszli, w niemal 50 procentach głosowali podobnie jak rolnicy na partie eurowrogie, jak Konfederacja (najwięcej w tej grupie!), albo eurosceptyczne (PiS).
- Po trzecie. Zdaniem profesora, mamy trzy różne pokolenia polityczne z odmiennymi preferencjami. Średnie pokolenie wybiera głównie KO (i szerzej Koalicję 15 października). Ale im więcej lat, tym większa skłonność do głosowania na PiS, które dominuje bezwzględnie wśród seniorów. W drugą stronę – im młodziej, tym chętniej oddawano głos na Konfederację.
- Po czwarte. Różnica między sondażem powyborczym z godz. 21 a wynikami oficjalnymi w przypadku PiS pokazuje, jak duża część tych wyborców „ukrywa” swoje preferencje. Tak się dzieje zwykle w sytuacjach, gdy w jakimś elektoracie jest silne poczucie nieufności itd. Jak widać, mówi profesor, „robota formacyjna” PiS przyniosła trwałe efekty. To już nie tylko kwestia orientacji polityczno-światopoglądowej, ale też utrwalonej mentalnej postawy wobec „zewnętrznego świata”.
- Po piąte. Jeśli zestawimy finalne wyniki Koalicji 15 października z wynikami partii eurosceptycznych lub eurowrogich, to w zasadzie między nimi jest remis z lekkim wskazaniem na demokratów.
– Wszystko to stawia – po raz kolejny – przed nami wielki znak zapytania w odniesieniu do kondycji i przyszłości polskiej demokracji, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę nasze międzynarodowe otoczenie. Na Wschodzie wojna i reżimy autorytarne w Rosji i Białorusi, a na Zachodzie rosnąca fala prawicowego populizmu… Czeka nas więc wysiłek na rzecz regeneracji modelu demokratycznego, nie tylko w naszym kraju. Co dedykuję tym, którzy w ostatnich miesiącach poczuli się rozczarowani lub też uznali, że swoje zrobili i… mogą zostać w domu – mówi prof. Obracht-Prondzyński.
– Pasywność obywateli to ulubiona forma zachowania wszystkich autokratów. Szczególnie gdy tymi pasywnymi są demokraci, a zmobilizowanymi poplecznicy władzy populistycznej i autorytarnej. Szczególnie niech te wnioski wyciągną demokratyczni politycy. Bo, z nielicznymi (!) wyjątkami, ciągle nie widzę w lokalnych społecznościach ich wzmożonej aktywności – dodaje prof. Obracht-Prondzyński.
Ta pracowitość w regionie, nie tylko podczas kampanii wyborczej, zaowocowała, zdaniem profesora, mandatami na Pomorzu dla Magdaleny Adamowicz z KO i Piotra Müllera z PiS.
– Dla Magdaleny Adamowicz było to wyjątkowe zwycięstwo, ponieważ udało jej się „przeskoczyć” wynik z poprzednich wyborów do Parlamentu Europejskiego. To o tyle ważne, że wcześniej pojawiały się głosy, sugerujące, że jej wybór po śmierci prezydenta Pawła Adamowicza mógł był przejawem empatii do wdowy. Tymczasem ona teraz osiągnęła jeden z lepszych wyników w Polsce. Zwłaszcza że obecnie sytuacja była trudniejsza – bo list koalicyjnych było kilka, a nie jedna, jak przed pięcioma laty. Z ogromnym sukcesem zweryfikowała więc swoją pozycję polityczną i społeczną – twierdzi prof. Cezary Obracht-Prondzyński.
Ale zarówno Magdalena Adamowicz z Koalicji Obywatelskiej, jak i Piotr Müller z Prawa i Sprawiedliwości, pokazali, że można zrobić świetny wynik, będąc po prostu pracowitym. A pracowitość oznacza też obecność w regionie, rozmowy z ludźmi i aktywność nie tylko w czasie kampanii. Müller, mimo iż był rzecznikiem rządu, również nie zaniedbywał terenu. Nie zdobyłby z czwartego miejsca jedynego mandatu dla PiS na Pomorzu, gdyby nie pracowitość i widoczność w terenie. Pełne uznanie. Zwłaszcza że tych troje kandydatów przed nim na liście, to nie byli anonimowi politycy, tylko pierwszoligowi.
prof. Cezary Obracht-Prondzyński / socjolog, antropolog, historyk z Uniwersytetu Gdańskiego
– Uważam, że jeden i drugi przypadek powinien być sygnałem dla pozostałych polityków, że tak właśnie w polityce powinno być – konkluduje prof. Cezary Obracht-Prondzyński.
Do swoich refleksji dodaje jeszcze jedną, dosyć smutną.
Nie mogę stwierdzić, że modus operandi naszych polityków, w tym parlamentarzystów, zmienił się po 15 października. Bo ich ciągle nie widać w regionie. A tu także dzieją się rzeczy trudne i złożone. Ale większość spotyka się rzadko z wyborcami, nie tłumaczy, nie pracuje z nimi, nie buduje struktur. I to jest nie do wytłumaczenia.
prof. Cezary Obracht-Prondzyński / socjolog, antropolog, historyk z Uniwersytetu Gdańskiego
Dr Bartłomiej Rydliński: Polska Lewica w PE będzie głosem marginalnym
Politolog dr Bartłomiej Rydliński z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w odpowiedzi na pytanie o jego zaskoczenia wymienia najpierw fatalny wynik Lewicy.
– To ugrupowanie z reguły w wyborach do Parlamentu Europejskiego mogło odcinać kupony, z tego powodu, że to lewicowi politycy 20 lat temu wprowadzili Polskę do Unii Europejskiej. Ale nie tylko wynik tej formacji jest dla mnie zaskoczeniem, również to, że jej byli premierzy, Marek Belka i Włodzimierz Cimoszewicz, nie otrzymali mandatów – tłumaczy.
Ta spektakularna porażka lewej strony polskiej polityki – tylko 3 mandaty – pokazuje, że polska Lewica w gronie swojej europejskiej rodziny partii politycznych będzie głosem marginalnym. Bez względu na to, jak głośno i wyraziście będą zachowywali się w Parlamencie Europejskim Robert Biedroń, Krzysztof Śmiszek i Joanna Scheuring-Wielgus.
dr Bartłomiej Rydliński, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Kolejnymi zaskoczeniami dla politologa są wynik Trzeciej Drogi i spadek o ponad połowę poparcia dla tego ugrupowania, w porównaniu z wyborami do polskiego parlamentu.
– Widzimy, że format tej koalicji zwyczajnie się wypalił. A już utrata mandatu przez wieloletnią europosłankę Różę Thun, to spektakularna porażka – wyjaśnia.
Następnym zaskoczeniem dla politologa jest skala poparcia dla Konfederacji, zarówno wśród kobiet, jak i młodych osób. Zwłaszcza zaskakuje to, że więcej kobiet oddało głos na Konfederację niż na Lewicę. A przecież konfederaci podpisywali się pod wnioskiem do Trybunału Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji i dalszego ograniczenia praw kobiet.
Jeszcze innym zaskoczeniem dla dr Rydlińskiego był potężny rozjazd danych exit poll w dniu wyborów z wynikami końcowymi, zwłaszcza w przypadku Koalicji Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Donald Tusk ogłosił więc po tym wyniku exit poll… spektakularny sukces nad PiS, ale potem okazało się, że to było zwycięstwo niecałym procentem.
Co, zdaniem dr Bartosza Rydlińskiego, może wynikać dla europarlamentu z tego polskiego zestawienia?
Dla Parlamentu Europejskiego chyba niewiele. Może tylko to, że Grzegorz „szczęść Boże” Braun z gaśnicą uzyskał mandat. Myślę więc, że Polska za jego przyczyną znajdzie się nie raz na ustach całej Europy. Ale to na pracę samego parlamentu nie wpłynie. Na pewno skład liczebny Koalicji Obywatelskiej w ramach Europejskiej Partii Ludowej – bo to potężny wkład – spowoduje, że więcej Polek i Polaków znajdzie się na wysokich stanowiskach w komisjach PE.
dr Bartłomiej Rydliński, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Wybory do europarlamentu 2024. „Polska krzepi Unię Europejską”
Janusz Lewandowski, wieloletni deputowany Parlamentu Europejskiego z Pomorza (tym razem też zdobył mandat) mówi, że wyczuwało się zmęczenie obywateli wyborami, bo się bardzo w ostatnim czasie zagęściły. Niektórzy byli zdezorientowani.
– Jeden z wyborców pytał mnie, dlaczego moje banery wyborcze jeszcze wiszą, skoro wybory samorządowe już się skończyły. Ta dezorientacja nie była zresztą jednostkowa. A to, co najbardziej cieszyło ludzi, z którymi się spotykałem, to obietnica, że to ostatnie wybory w tym roku i później mają „fajrant” przez kilkanaście miesięcy – tłumaczy.
Te wybory, jego zdaniem, wypadły źle dla integracji europejskiej. W kilku krajach nawet bardzo źle.
– Niezwykle niepokojące są prognozy wyborów prezydenckich we Francji po zwycięstwie do PE ugrupowania Marine Le Pen. Szokiem dla mnie jest kariera w Austrii partii FPÖ – Die Freiheitliche Partei Österreichs, założonej przez funkcjonariuszy nazistowskich po wojnie. I ona, partia neonazistowska i bardzo antyeuropejska, teraz te wybory wygrała na terenach, które powinny jeszcze pamiętać Hitlera, Mussoliniego i Franco. Ale nie potoczyło się tak źle, jak wróżyły sondaże. Bo ciągle te trzy ugrupowania, które tworzyły wspólnotę europejską i rozdawały karty – wchodzące w skład Europejskiej Partii Ludowej – mają przewagę w postaci około 400 mandatów na 720. I jeżeli będziemy się dogadywali, to nadal będziemy rozdawali karty w Europie. Natomiast dużo mniej niż się spodziewano otrzymała bardzo antyeuropejska, proputinowska Tożsamość i Demokracja. Miała się znaleźć na podium jako trzecia siła, ale dostała 58 miejsc w PE – mówi Janusz Lewandowski.
To, co dla nas ważne, w tej chwili po optymizm jedzie się do Warszawy. Polska krzepi Unię Europejską i przez to na pewno będziemy mieli bardzo mocną pozycję, zarówno w parlamencie jak i w rozdaniach kadrowych.
Janusz Lewandowski / eurodeputowany
Napisz komentarz
Komentarze