Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Drzewa bez ludzi żyły i rosły piękniej. Ludzie bez drzew istnieć nie mogą

Hasior ostrzega, że jeśli rabunkowy proceder wycinki drzew będzie trwał dalej, to „zabraknie papieru na podanie do Pana Boga, żeby nas przyjął w czysty błękit…” – mówi Julita Dembowska, kuratorka wystawy „mogę wam opowiedzieć o sobie o was” w sopockiej PGS.
Drzewa bez ludzi żyły i rosły piękniej. Ludzie bez drzew istnieć nie mogą
„Dramat drzewa”. Z notatnika Fotograficznego Władysława Hasiora (1928-1999)

Autor: Zbiory Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem

Czym była dla Władysława Hasiora przyroda?

W dużej mierze – materią twórczą, z pasją wplatał w swą sztukę żywioły: ziemię, wodę, wiatr i ogień. Zwłaszcza na pierwszym etapie twórczości dostrzegał w przyrodzie wiele inspiracji artystycznych. Z czasem zaczął kierować uwagę na te kwestie, które szczególnie dziś budzą nasze zaniepokojenie.

Czyli?

Zwracał uwagę na to, jak człowiek z przyrodą postępuje. Pod koniec lat 80. formułuje „Alarm ekologiczny”. Praca wieńczy dokument Grzegorza Dubowskiego, z offu dobiegają słowa napisane przez artystę, który mówi o tym, jak obchodzimy się z drzewami. Wycinamy je, przerabiamy na bezużyteczne przedmioty, często nie towarzyszy temu żadna refleksja. Hasior ostrzega, że jeśli ów rabunkowy proceder będzie trwał dalej, to „zabraknie papieru na podanie do Pana Boga, żeby nas przyjął w czysty błękit...”.

"Notatnik fotograficzny" Władysława Hasiora (fot. Zbiory  Muzeum Tatrzańskiego)

Zabraknie też „drewna na nasze trumny...”.

Przypomina, że „drzewa ludziom towarzyszą od początku świata. Historia ludzkości zaczęła się od zrywania owoców z drzewa. Z drzewa robiono pierwsze kołyski, do dnia dzisiejszego robi się trumny. Umiejętność ścinania drzew na domy, mosty, papier i spirytus sprawiła, że nas, ludzi, dzisiaj jest więcej niż drzew. Drzewa bez ludzi żyły i rosły piękniej. Ludzie bez drzew istnieć nie mogą”.

W swoim „Alarmie ekologicznym” głosił: „Na początek nie kupujmy zapałek”. To był spontaniczny manifest artystyczny czy już już zaplanowana akcja społeczna?

I jedno, i drugie. Ponieważ Hasior wierzył w sprawczą moc sztuki, w sprawczą moc artysty, uważał, że jako twórca wykształcony za środki publiczne – a należał do pierwszego po wojnie pokolenia, które bezpłatnie mogło się kształcić – niejako zaciągnął dług wobec społeczeństwa. Uważał zatem, że sztuka, którą tworzy musi mieć wymiar społeczny, musi opowiadać, przekazywać jakieś treści dla ludzi ważne. Tematyka ekologiczna w jego twórczości pojawia się na przełomie lat 80. i 90., zaproszono go wtedy na wystawę podejmującą tę kwestię w CSW w Warszawie. To na pewno zainicjowało jego myślenie w tym kierunku, ale refleksję wzbudził już zapewne i wiek, i doświadczenie.

CZYTAJ TAKŻE: Akcja „Zostawmy Lasy”. Czy można pozwać leśników do sądu za wycinanie lasu? [VIDEO CZ. 1]

Zaczął dostrzegać więcej?

Wiedział, że jego sztuka dociera do wielu osób i chciał to pożytecznie wykorzystać. Zresztą był przekonany, że nie wystarczy samo słowo, samo wypowiedzenie manifestu, konieczne jest, by poszedł za tym czyn. Tak powstała praca „Gorejący krzew”, martwe drzewo opatrzone ramionami manekinów, by udramatyzować sytuację, na którą chciał zwrócić uwagę społeczeństwa.

Jak te jego działania ekologiczne były wówczas odbierane? 

Z entuzjazmem reagowano na jego słynne pochody ze sztandarami, które organizował w latach 70. W filmie Grzegorza Dubowskiego pod tytułem „Wernisaż wśród jabłonilektor mówi: „Sztuka przyszła do ludzi, do tych, którzy może nigdy nie byli w żadnym muzeum, w żadnej galerii sztuki. Towarzyszą mu dźwięki marszowej muzyki oraz kadry, na których widać tłum przyglądający się dziarsko niesionym sztandarom pod wodzą Hasiora w strażackim hełmie”. „ Alarm ekologiczny” to już nie była akcja publiczna, a raczej jednorazowy przekaz do kamery, na potrzeby filmu. Choć kreując ten obraz artysta musiał mieć świadomość, że będzie miał on sporą nośność, tak w telewizji jak w i innych środkach masowego przekazu. Jego wystawy rzeczywiście były szeroko komentowane, żeby je zobaczyć ustawiały się długie kolejki. Zachowało się mnóstwo wycinków prasowych. Stąd wiemy, jak żywe były reakcje na działania Hasiora. Pytanie tylko, czy temat związany z ochroną drzew, z ratowaniem przyrody był wówczas tak obecny w mediach, jak jest głośny w tej chwili? Nie sadzę…Dlatego Hasior robił wszystko, by przy tej kwestii zatrzymać na chwilę odbiorcę, poruszyć społeczną wrażliwość.

Zdolność zdumienia, zdolność zachwytu z byle czego, w końcu to się może nawet nazywać infantylizm cielęcy (ale na pewno tak się nie nazywa). ... trenuję ... podtrzymuję ... wrażliwość: na spostrzeżone efekty, jakie nam przyroda i w ogóle tzw. życie serwuje” – mówił w jednym z zachowanych na kasetach magnetofonowych komentarzy. Przyroda była dlań inspiracją, ale też wywoływała zwykły, ludzki zachwyt.

Gromadził slajdy przedstawiające drzewa, dokumentował, w jaki sposób przyroda jest w stanie uformować drzewo, doceniał to i szanował. Uważał, że to absolutnie naturalne działanie, bo niewynikające z ingerencji człowieka. Te dramatycznie rozdarte czy też wykrzywione wierzby płaczące, to bardzo się Hasiorowi podobało, bo obrazy te miały w sobie mnóstwo ekspresji, a ekspresja i autentyczność były bardzo ważnymi kategoriami w jego sztuce. W przyrodzie poszukiwał też środków, które pomogą mu uzyskać zamierzony, bądź niezamierzony efekt. Dlatego tak lubił rzeźby wyrwane z ziemi, mówił, że oddaje kontrolę przyrodzie, by to ona ostatecznie nadała kształt dziełu. Podkreślał, że w pracowni już tych rzeźb nie „upiększa”, że formowany przez ziemię kształt jest właściwy. Efekt, na którym mu zależało. Te naturalnie, dramatyczne poskręcane drzewa zestawiał z tymi, które to człowiek próbował okiełznać poprzez przycinanie, modelowanie.

CZYTAJ TAKŻE: Lasy Państwowe mają odpuścić aktywistom. Brunon Wołosz nie odpowie za zniesławienie Nadleśnictwa Gdańsk?

Zdjęcia drzew okaleczonych przez człowieka zawarł w swoim „Notatniku fotograficznym”.

To zbiór 20 tysięcy slajdów pogrupowanych w prawie 400 cykli tematycznych. Hasior potrzebował inspiracji do tworzenia i uznał, że zamiast robić szkice w notatniku, łatwiej obiekty fotografować. W ten sposób może szybko złapać inspirujący go kontekst, lepiej uchwycić kolor, światło. To lata 60., wtedy zaczyna gromadzić zdjęcia. Te cykle tematyczne to szereg różnych obrazów: kapliczki przydrożne, chochoły, stragany na jarmarkach, przydrożne reklamy, hasła propagandowe PRL-u, pomniki, obeliski, nagrobki, krzyże, cmentarze, witacze miejskie, elewacje domów inspirujące kolorami, ale i łabędzie wycięte z opon i zdobiące ogródki. Oczywiście parki, drzewa, przyroda… Notatnik to obraz polskiej, i nie tylko polskiej, kultury wizualnej tamtych czasów. Posługiwał się nim, by opowiadać o swoich inspiracjach, ale też by tłumaczyć ludziom sztukę. Uświadamiał, że natchnieniem dla artysty mogą stać się choćby prześwietlone słońcem liście łopianu czy śnieg oblepiający sznur do bielizny. Podpatrywał naturę jak i to, co człowiek był w stanie wytworzyć. Od „Notatnika fotograficznego” zaczęło się reinterpretowanie twórczości Hasiora. 

W jednym z filmów pokazywanych na wystawie „mogę wam opowiedzieć o sobie o was” w sopockiej PGS Hasior zachwyca się sylwetką konia. Uważał, że koń jest jednym z najcudowniejszych zjawisk, potem dopiero jest kobieta, a na końcu mężczyzna. Naturę stawia na piedestale, człowiek powinien być wobec niej pokorny.

W pierwszej biografii Hasiora, jej autor Andrzej Banach zauważa, że artysta obcuje z przyrodą od najmłodszych lat, ale też konfrontuje swoją, artysty, postawę z całym zestawem mitów i legend, które się z tematem wiążą. A zatem natura splata się z człowiekiem i na tym podłożu kształtuje się wrażliwość twórcy.

Alarm ekologiczny” powstał ponad 30 lat temu. Dziś artyści mogą jakoś wpływać na zaprzestanie wycinki drzew, całych lasów?

Myślę, że sztuka miewa moc sprawczą, na pewno jest w stanie jednoczyć ludzi w ważnej sprawie, choćby w celu ochrony drzew czy sadzenia lasu. Ważne, by o tym mówić, artystycznie się wypowiadać i być w tym konsekwentnym, tak jak Hasior...

Wciąż jednak za mało mówi się o tym, że drzewo, samo w sobie jest dziełem sztuki. Symbolem piękna.

Mało tego, drzewo jest też świadkiem historii i zawsze przykro patrzeć na krajobraz po wycince. Czasem przypatruję się liczbie słoi na pniu, który pozostał po starym drzewie, myślę sobie wtedy, że ono – a mieszkam w Zakopanem - na pewno „znało” Witkacego, czy Zamoyskiego, nawet Hasiora, i ktoś pewnego dnia, lekką ręką, to drzewo wyciął. A mogłoby nam opowiedzieć ciekawą historię.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama