Prawo i Sprawiedliwość ma opinię partii antysamorządowej. A jeśli chodzi o Pomorze, to tutejszy samorząd był przez ostatnich osiem lat w wyjątkowej niełasce centrali. Teraz, gdy nastąpiła zmiana władzy, czego Pomorze może oczekiwać?
Działania PiS dotyczące de facto zniszczenia Grupy Lotos, jako grupy kapitałowej i pozbawienia suwerenności spółki Energa miały jeden cel, którym było osłabienie gospodarcze Pomorza. Tamte zmiany oznaczają bowiem dla Pomorza utratę podatków, a także utratę dobrze płatnych miejsc pracy, ponieważ wokół takiej gigantycznej grupy, jak Grupa Lotos, powstawały spółki doradcze, dziesiątki spółek, które z nią kooperowały itd. Dzisiaj cały ten ciężar obsługi jest przeniesiony do Polski Centralnej czy na południe kraju. A Rafineria Gdańska, jedna z najnowocześniejszych w Europie, została de facto sprowadzona do roli spółki usługowej, która już nie kupuje ropy i nie sprzedaje produktów rafineryjnych, ale wyłącznie przerabia ropę dla swoich właścicieli: Orlenu i Aramco. Dziś wkładając kartkę wyborczą, gdańscy i pomorscy wyborcy powinni o tym pamiętać, że głosując na polityków PiS, głosują na ludzi, którzy świadomie szkodzili Gdańskowi i Pomorzu. Gdy rządy PO miały czasem niemądre pomysły, posłowie i managarowie z Pomorza potrafili powiedzieć nie. Politycy PiS pokornie milczeli, a nawet tych szkodliwych decyzji bronili. Nie zapominajmy o tym.
Co do przekształceń zarówno Lotosu, jak i Energi są liczne wątpliwości prawne. Czy są jakieś widoki na „odkręcenie” tych zmian?
Trochę jest do uratowania. Na pewno dotyczy to spółki Energa, która jeszcze nie została w całości wchłonięta, ale także spółek parterowych np. Lotos Kolej, czy Petrobatiku. To drugie przedsiębiorstwo jest szczególnie ważne z uwagi na planowany rozwój offshore'u energetycznego, czyli produkcji energii z wiatru. Na Bałtyku potencjał energii wiatrowej jest wyceniany na min. 18 gigawatów. To byłoby w stanie zaspokoić na dłuższą metę wszystkie polskie deficyty. Ten gigantyczny rozwój przemysłu będzie wymagał obsługi. Powinniśmy zabiegać, żeby była ona realizowana przez firmy zlokalizowane na Pomorzu i jest to w pełni możliwe. PiS, skupiając się na tym, żeby odebrać koncesje firmom prywatnym i przekazać je w ręce firm państwowych, nie stworzyło jednocześnie żadnych fundamentów pod to, żeby obsługa offshore'owego biznesu była zlokalizowana po naszej stronie. Petrobaltic jest jedyną firmą, która dziś w Polsce ma potencjał i doświadczenie w obsłudze przemysłu offshore'owego. Powinniśmy pomyśleć również o produkcji statków dla tego biznesu offshore'owego. I znów mamy ku temu potencjał, bo mamy zarówno gdańską stocznię Remontowa, która nie tylko remontuje takie statki, ale również je buduje. I mamy też stocznię np. stocznię Karstensen w Gdańsku, która buduje kadłuby dla statków rybackich. To są statki o podobnych parametrach, co kadłuby do statków offshore'owych. Z powodzeniem bylibyśmy więc w stanie w Polsce podjąć kroki, by zbudować tego typu flotę. Tyle, że przez osiem lat PiS o tym nie myślał, więc przez pierwsze lata ten cały biznes będzie musiał być obsługiwany przez floty usługowe Danii, Szwecji, Niemiec. Tak właśnie wyglądało rozumienie „patriotyzmu gospodarczego” przez PiS.
Ostatnie dwa lata to okres znakomitych obrotów gdańskiego portu, który został sklasyfikowany na ósmym miejscu w Europie. Można by się cieszyć, gdyby nie to, że ten sukces zawdzięczamy wojnie.
Bardzo niechętnie przyznajemy się do tej prawdy. Polska, mówiąc brutalnie, na wojnie zarobiła bardzo dużo pieniędzy, wbrew przekonaniu opinii publicznej, że wojna nas dużo kosztowała. Przez polskie porty przeszła większość tranzytu ukraińskiego: zarówno tego, co na Ukrainę sprowadzano, jak i tego, co z Ukrainy wywożono. Między innymi słynne zboże, które – wbrew powszechnej opinii, że jakoby w większości zostaje w Polsce – w przeważającej większości wyjeżdżało zagranicę. Do tego odkąd ropa do Polski przestała płynąć rurą, całe polskie zapotrzebowanie płynie przez Naftoport, który obsługuje teraz także dwie rafinerie niemieckie. Przy okazji warto pamiętać, że działalność Portu Gdańskiego generuje około 8 proc. dochodów budżetu państwa. A razem z Gdynią to jest kilkanaście procent. Nie ma innego miejsca w Polsce tak ważnego dla gospodarki narodowej, o czym niestety rzadko pamiętają w Warszawie.
Wszyscy chcielibyśmy jednak, żeby ta wojna zakończyła się jak najszybciej. Co wtedy z rozwojem portu?
Za rządów PiS w Porcie Gdańskim podjęto dwie złe decyzje, które będą nas drogo kosztować. Myślę zmianach właścicielskich w terminalach, co wpisuje się w ten pisowski model polonizacji polskiej gospodarki, czyli de facto renacjonalizacji. Oczywiście port, jako przedsiębiorstwo strategiczne, powinien być publicznym przedsiębiorstwem. Ale port to jest ta jednostka, która zarządza ruchem, która jest właścicielem całego terenu, i która buduje strategię rozwoju. Natomiast wszędzie na świecie poszczególne terminale to prywatne przedsiębiorstwa, które mają zapewnić obrót ściągając produkty z dalekich krajów albo eksportując miejscowe produkty do krajów zamorskich czy zaoceanicznych. Gdański DCT, czyli terminal kontenerowy, głębokowodny, największy tego typu terminal na Bałtyku, okazał się jednak przedsiębiorstwem tak atrakcyjnym, że PiS postanowiło na nim położyć rękę. Nastąpiła zmiana właściciela. Dziś jest to konsorcjum, którego dominującą częścią jest Polski Fundusz Rozwoju, spółka akcyjna należąca do Skarbu Państwa. Jednym z dalekich skutków tej zmiany było to, że z Gdańska wyszedł Maersk, czyli największy armator kontenerowy na świecie.
Ale Maersk nie robił nam chyba łaski przypływając do Gdańska? Jeśli ta rezygnacja miała powody inne, niż czysto gospodarcze, to można założyć, że na w miejsce wejdą inni armatorzy.
Nie mamy wyboru: musimy dzisiaj szukać innych, którzy wejdą w to miejsce. Trzeba jednak mieć świadomość, że przez pewien czas te kontenery, które pływały do nas bezpośrednio, będą lądować w Bremie czy w Rotterdamie i stamtąd jechać do nas samochodami. Pytanie czy to potrwa pół roku, rok, dwa? W dodatku w największym polskim porcie węglowym, czyli Porcie Północnym, prywatny właściciel został również skutecznie wyciśnięty i ten port stał się własnością państwowego Węglokoksu. To nie jest tak, że ja mam jakąś niechęć do firm państwowych. Przeciwnie, uważam, że firmy państwowe odgrywają istotną rolę w gospodarce. Ale na rynku morskim pojawiła się, niestety, taka narracja, że Port Gdański to miejsce, w którym – jeżeli zainwestujesz duże pieniądze – może przyjść rząd i twój biznes ci odebrać. Oczywiście za niego zapłaci, ale nie tyle ile jest naprawdę wart i jednak go odbierze. To nie jest dobra opinia, jeśli chcemy tu przyciągać kolejnych inwestorów.
Nawet jeśli teraz wytworzy się dobry klimat dla zagranicznych inwestycji nie ma pewności, że po ewentualnej zmianie rządu, to się znów nie odwróci.
Jednym z rozwiązań może być komunalizacja portów. Wszystkie wielkie porty w Europie, które są dobrze zarządzane (Niemcy, Holandia, Belgia, Hiszpania), i które się dobrze rozwijają, to są porty, w których władza lokalna posiada dominującą pozycję. Wynika to z tego, że dla rozwoju portu ważne jest zaangażowanie kapitałowe oraz decyzyjne miasta i regionu. Port do rozwoju potrzebuje terenów, zmian planów zagospodarowania przestrzennego, odpowiedniego układu drogowego. Port musi żyć w symbiozie z miastem, w którym funkcjonuje. A przez ostatnie lata nasz port był w konflikcie z Gdańskiem, bo PiS kreował wszędzie konflikty, a z samorządami gdańskim i pomorskim ten konflikt był szczególny. Wydaje się więc, że na dłuższą metę, najlepszym rozwiązaniem byłoby usamorządowienie, czyli decentralizacja zarządzania portami. Również po to, żeby ewentualne zmiany władzy krajowej, nie wpływały zbyt drastycznie na politykę rozwoju portu. Jest jeszcze jedno, wręcz fundamentalne pytanie, którego wielu decydentów się boi. Ale wydaje się, że pytanie absolutnie zasadne, bo nie jest zdrowa sytuacja, w której tak blisko siebie położone porty jak Gdańsk i Gdynia konkurują o armatorów, o ten sam towar. Myślę, że powinniśmy w tej kadencji bardzo poważnie zastanowić się nad tym, czy jednak nie pójść w kierunku fuzji obu portów, żeby wykorzystać optymalnie ich potencjał. To jest bardzo trudny mentalnie temat, ale powinniśmy mieć odwagę, żeby to zrobić. Tak samo, jak powinniśmy mieć odwagę, żeby stworzyć w końcu przyzwoity bilet metropolitalny i transport publiczny z prawdziwego zdarzenia. Mamy bardzo zintegrowaną społecznie metropolię, która niestety ciągle nie jest wystarczająco zintegrowana w sensie funkcjonalnym.
Ani prawnym.
Ustawa metropolitalna ciągle nie jest uchwalona, chociaż samorządowcy Wybrzeża lobbują o nią w kolejnych rządach i w kolejnych sejmach. Mam nadzieję, że tym razem się uda, że koalicja 15 października dotrzyma słowa zarówno jeżeli chodzi o ustawę metropolitalną, ale również, jeżeli chodzi o trzeci etap reformy samorządowej i zwiększenie dochodów własnych samorządów.
Mówiliśmy o stratach, jakie poniosło Pomorze za rządów PiS. Ale decyzję o budowie elektrowni atomowej na naszym terenie można chyba uznać za zysk?
Lokalizacja tej elektrowni na Pomorzu, to nie jest prezent od PiS, ponieważ o tym, że ona powstanie w tej okolicy wiadomo było od 40 lat. Dobrze, że wreszcie finalna decyzja zapadła, a rząd Donalda Tuska tę inwestycję kontynuuje. Energetyka jądrowa jest przyszłością takiego kraju jak Polska. Nie da się bowiem oprzeć przyszłości energetycznej wyłącznie na odnawialnych źródłach energii. Muszą one być czymś balansowane w ogólnym systemie, ponieważ OZE mają charakter, rzekłbym kapryśny: produkują raz więcej energii, raz mniej, co niekoniecznie jest związane z zapotrzebowaniem na rynku, ale z... pogodą. Jeżeli nie chcemy, żeby ten balans płynął z gazu, czy z paliw kopalnych, to jedyną alternatywą nam dzisiaj nam dostępną, jest energetyka jądrowa. Nie czas też już na dyskusję – bo pojawiły się takie pomysły – o zmianie jej lokalizacji.
Politykę poprzedniego rządu wobec Pomorza realizowali konkretni ludzie. Jak ocenia pan tempo zmian personalnych w instytucjach podległych rządowi i spółkach z udziałem Skarbu Państwa w naszym regionie?
Z tego co wiem, pani wojewoda dokonała już oceny podległych sobie urzędników i ci, którzy pełnili swoje funkcje prawidłowo, pozostali na stanowiskach. Natomiast jeżeli chodzi o duże spółki, to te zmiany następują bardzo powoli. Mamy trwające już konkursy w porcie w Gdyni i w Zarządzie Portu w Gdańsku. Mamy konkurs w spółce Energa, dosyć zaskakujący, ponieważ realizuje go stara rada nadzorcza. To jest, muszę powiedzieć, pewien eksperyment polityczny. Nie ma konkursów w innych spółkach parterowych, bo muszą czekać na spółkę holdingową. Podobnie w spółkach córkach Orlenu w ramach dawnej Grupy Lotos. Myślę, że te zmiany idą relatywnie bardzo wolno ze złymi skutkami, jeżeli idzie o późniejsze audyty działań poprzedników. Mamy już koniec marca, należałoby się spodziewać nowych władz w wielu spółkach i budowania nowej koncepcji, a ciągle jeszcze jesteśmy w stanie zawieszenia. Liczę, że nowe władze samorządowe również przyczynią się do tego, żeby ten proces nieco przyspieszyć i powinny mieć nań większy wpływ.
Napisz komentarz
Komentarze