Patryk Vega nie może już spać spokojnie. Dotychczasowemu królowi gangsterskiego gatunku depcze po piętach Maciej Kawulski – reżyser samouk, biznesmen i współzałożyciel polskiej federacji, promującej walki MMA.
Kawulski zabłysnął przed dwoma laty filmem „Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa”. Prezentowano go w 2020 roku w konkursie głównym gdyńskiego festiwalu filmowego. A grający w nim Tomasz Włosok dostał nagrodę za drugoplanową rolę męską. Widzom ta opowieść pokazująca bohatera od zera do gangstera przypadła do gustu i masowo ruszyli do kin.
Nic dziwnego, że wiele obiecywano sobie po drugim filmie tego reżysera. I oto od 5 stycznia, nie w kinie ale na platformie Netflixa, można oglądać kolejną produkcję Kawulskiego pt. „Jak pokochałam gangstera”. To z kolei historia inspirowana życiem Nikodema Skotarczaka, znanego jako Nikoś, króla wybrzeżowego światka gangsterskiego. W filmie oglądamy plejadę gwiazd. Przede wszystkim Tomasza Włosoka w roli Nikosia ale też Antoniego Królikowskiego, Agnieszkę Grochowską, Krystynę Jandę czy Janusza Chabiora.
Ta produkcja z marszu stała się hitem i zajęła pierwsze miejsce na liście najpopularniejszych filmów i seriali tej platformy.
Maciej Kawulski, który obecnie przebywa w Meksyku, o swoim najnowszym filmie tak pisze na Facebooku:
„Pośród zgiełku i chaosu starego Trójmiasta, karcianego szmeru i bliku monet, w tytoniowych oparach dorasta bohater, który ponad wszystko kocha życie. Bo kto powiedział, że nie można mieć wszystkiego? Miłości, seksu, władzy, przyjaciół, samochodów, własnej drużyny piłkarskiej. Kto powiedział, że życie ma trwać długo?„Lepiej jest przeżyć rok życiem tygrysa niż 20 lat życiem żółwia”- mawiał i żył pełnią życia bohater którego losy zainspirowały nas do napisania i nakręcenia tej fabuły.
To opowieść, której bohaterem nie jest tylko Nikoś, najbardziej elektryzujący gangster w swoim czasie. To opowieść, której bohaterem jest także najpiękniejsza i najjaśniejsza część jego życia - kobiety. W czasach w których rachunki płacili zawsze mężczyźni, odkrywamy świat jego największych słabości. Wierzę, że udało nam się stworzyć kolejną gangsterską balladę o człowieku niekiedy bardziej kolorowym niż trójmiejskie kasyna, a niekiedy głębszym i mroczniejszym niż zimowy Bałtyk – czytamy we wpisie reżysera.
Pełen romantyzm, można powiedzieć.
Ale widzowie, którzy już film obejrzeli, podzielili się w opiniach. Jedni są filmem zachwyceni. pisząc w stylu: rewelacyjny, jeden z lepszych z naszego podwórka jakie w ostatnich latach oglądałem… Panie Macieju proszę podążać tą drogą, ma pan szansę być The Best of Poland itd.
Nie brakuje jednak opinii, że film jest przekombinowany, za długi (trwa 3 godziny!), od połowy już nudny i że mija się z faktami.
Temperaturę dyskusji podgrzewa trzecia żona i wdowa po Nikosiu, zastrzelonym w agencji towarzyskiej w 1998 roku. Edyta Skotarczak na swoim facebookowym profilu opublikowała oświadczenie, w którym czytamy m.in.:
„W związku z ogromną ilością zapytań dotyczących kwestii mojej rzekomej autoryzacji filmu oświadczam, iż na żadnym etapie realizacji filmu o moim zamordowanym mężu Nikodemie Skotarczak „Nikosiu” scenarzysta jak i reżyser nie skontaktowali się ze mną jako ostatnią żoną oraz z naszymi dziećmi. Nie uzyskali żadnej zgody na nakręcenie filmu w dowolnej interpretacji i wizji oraz takiej wyjątkowo negatywnej formie naruszającej przy tym nie tylko uczucia osób najbliższych zmarłego, ale również normy życia społecznego, a przede wszystkim prawo do prywatności, ludzką godność, cześć, pamięć po osobie zmarłej” - pisze.
I dalej czytamy: „Reżyser „zasłaniał” się poufnością i tajemnicą swojego przedsiębiorstwa i swoich kontrahentów, wskazując, iż nie ma prawa mi takich informacji udzielać, wskazując przy tym, cytuję: „to poza tym szczerze nie widzę również żadnego powodu ani uzasadnienia aby to robić” - jakby film dotyczył obcego mężczyzny, a nie mojego męża.
Natomiast dzieci z poprzednich związków mojego męża Nikodema, które brały w filmie udział - akceptując i wyrażając zgodę na taką formę i treść filmu niestety pokazały swój poziom intelektualny, moralny i rodzaj emocjonalnego stosunku do ojca. Normalne kochające dzieci bronią honoru rodziny…”.
W dalszej części oświadczenia wdowa nazywa ten projekt jednym wielkim bluźnierstwem, który jej zdaniem ma na celu pokazanie postaci Nikodema Skotarczaka w negatywnym, upokarzającym, umniejszającym i po części zakłamanym świetle.
„Takie pomieszanie, trochę prawdy z dowolną wizją artystyczną reżysera, stwarza pozorność „nowej” rzeczywistości, która w odbiorze społecznym jest przeważnie odbierana jako prawdziwa historia, ponieważ praktycznie nikt nie czyta, iż jest to fikcja literacka inspirowana życiem mojego męża. Jest to tzw. sztuczka prawna” – żali się.
To nie pierwszy, polski film gangsterski, który wzbudza takie emocje. Z jednej strony ogromne zainteresowanie, a z drugiej opinie, że bohater jest nieprawdziwie ukazany. Ale zarzut recenzentów w tym przypadku idzie w innym kierunku, niż wdowy. Otóż większość z nich twierdzi, że polski gangster jest w tym filmie, podobnie jak w wielu innych przerysowany, ale tak, że jawi się niemal jak romantyczny bohater.
Filmoznawca, prof. Krzysztof Kornacki z Uniwersytetu Gdańskiego pytany o kino gangsterskie w Polsce przyznaje, że trzyma się ono mocno, podobnie jak komedie romantyczne, które są jeszcze wyżej przez widzów cenione.
- Kino gangsterskie potrafi być bardzo wiarygodne. Filmy tego gatunku, które powstały w latach 30. to realistyczne dramaty pokazujące czas prohibicji, narodzin mafii i wielkich gangsterów. I w późniejszych latach, w najlepszych momentach swojego rozwoju, kino to było zwierciadłem rzeczywistości i nastrojów społecznych. Myślę tutaj o amerykańskich filmach noir czy policyjno-gangsterskich z lat 70. To była odpowiedź filmowców na bolączki społeczne, zagrożenia i mętlik moralny – mówi prof. Kornacki.
Na pytanie o kino gangsterskie w Polsce odpowiada tak:
- Mam wrażenie, że polskie kino gangsterskie rzadko prawdziwie komunikuje się z rzeczywistością i jest odbiciem nastrojów społecznych. Oczywiście pamiętamy „Psy” Pasikowskiego. I ten film, pomimo, że jest przykładem dobrego kina gatunkowego, z amerykańskimi cytatami, to jednocześnie nawiązał nić porozumienia z polskim widzem. Bo zapisywał ducha czasu transformacji ustrojowej, to pragnienie bogactwa z jednej strony i to poczucie zdrady - przez ludzi władzy – z drugiej strony. Pokazywał, z jakim trudem policja polityczna zmieniała się w normalną i zapisał coś, o czym później polskie kino rzadko wspominało – proceder niszczenia akt esbeckich.
Natomiast, patrząc na kino gangsterskie po „Psach”, to - może poza „Długiem”, choć ten nie jest modelowym filmem gangsterskim, bowiem mówi o takim gangsterze „kieszonkowym” – i może poza pierwszym „Pitbullem”, który pokazuje niebezpieczne związki policji ze światem przestępczym, a samych przestępców jako okrutne ale zarazem realne postaci - trudno znaleźć filmy nawiązujące prawdziwy dialog z rzeczywistością. Polskie kino albo gangstera przerysowuje jak to widzimy w kolejnych filmach Patryka Vegi albo robi z niego idiotę jak w filmach Olafa Lubaszenki.
Podobny obraz gangstera oglądamy w filmach Macieja Kawulskiego: „Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa” i „Jak pokochałam gangstera”.
Ten ostatni film o Nikosiu to romantyzowanie bohatera do kwadratu. To historia, która przedstawia go jako samotnego wilka stepowego, symbol wolności – a przecież nie byłby tak ważnym gangsterem, gdyby nie miał ochrony esbecji. Jawi się jak heros, a to był przecież zwyczajny gangster. Warto dodać, że niemal wszystkie polskie filmy gangsterskie to obrazy skrajnie mizoginiczne, próby restytuowania w kulturze modelu macho. Filmy Vegi i Kawulskiego to właściwie kino bez scenariuszy, takie składanki efekciarskich – także pod względem realizacyjnym – scen, kopiujące kino Scorsese czy Guya Ritchie’go. Mam więc wrażenie, że polskie kino gangsterskie – choć mogłoby - to nie komunikuje się z rzeczywistością, nie opowiada o prawdziwych bandytach. I jeśli zaspokaja jakieś potrzeby, to raczej tylko rozrywkowe - nie tak, jak to robiły „Psy”.
Napisz komentarz
Komentarze