Instytut Dziedzictwa Solidarności wydał właśnie opracowany przez pana stenogram z debaty zorganizowanej w grudniu 1991 przez Wojskowy Instytut Historyczny w 10. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, w której wziął udział gen. Wojciech Jaruzelski. Jak udało się dotrzeć do tych dokumentów?
Publikacja stała się możliwa dzięki temu, że Instytut Dziedzictwa Solidarności nawiązał współpracę z historykiem i politologiem profesorem Janem Ryszardem Sielezinem z Uniwersytetu Wrocławskiego. To on odnalazł ten dokument w roku 2002 w czasie jednej ze swoich kwerend w Wojskowym Instytucie Historycznym. Dokument ten, o ile mi wiadomo, nigdy nie był wykorzystywany przez badaczy, a co z tym idzie nie był znany opinii publicznej.
Jak pan ocenia wartość tej debaty?
Musimy brać pod uwagę dwa fakty. W momencie, gdy to spotkanie się odbywało, generał Jaruzelski był już politycznym emerytem. Od roku nie pełnił funkcji prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Natomiast kilka miesięcy po debacie w WIH opublikował pierwszy tom swoich wspomnień „Stan wojenny. Dlaczego…”. Gdy zestawimy treść wypowiedzi Jaruzelskiego z tej debaty z jego książką, okaże się, że często przywoływał te same fakty, te same publikacje, te same cytaty. Skądinąd był świetnie przygotowany merytorycznie do tego spotkania, które dało mu możliwość wypróbowania argumentów zawartych w książce na niezwykłym gremium słuchaczy, czyli na wysokiej klasy badaczach, specjalistach od historii wojskowości. A także na swoich byłych współpracownikach. Atmosfera tego spotkania była specyficzna...
Ja bym powiedział: lekko czołobitna.
Generał Jaruzelski, choć nie był już czynnym politykiem, niewątpliwie nadal był w Polsce osobą dosyć wpływową, a jego zdanie było ważne dla osób zebranych na tym spotkaniu, bo większość z nich stopnie oficerskie zawdzięczała awansom zatwierdzanym przez Jaruzelskiego, jako wieloletniego ministra obrony narodowej. Widać też, że cieszył się szacunkiem historyków. A jednocześnie sam pozwalał sobie na krytyczne uwagi, choćby pod adresem Edwarda Jana Nalepy, który jako jeden z pierwszych po 1989 roku publikował cenne artykuły i książki na temat Grudnia ‘70 i udziału w nim Wojska Polskiego.
W grudniu 1991 gen. Jaruzelski wprawdzie chętnie dyskutował z wojskowymi historykami, ale wcześniej – jak pisze we wstępie prof. Sielezin – dał przyzwolenie na zniszczenie części dokumentów związanych ze wprowadzeniem stanu wojennego. Co to były za dokumenty i na ile mogły być wartościowe?
Chodzi o stenogramy z posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR z lat 1982-89. Dyskusje wokół stanu wojennego w gruncie rzeczy sprowadzają się do tego, czy Polsce groziła interwencja sowiecka, czy też nie groziła. Dokumenty wytworzone w Polsce są w tym wypadku wtórne i nie mają kluczowego znaczenia. Najważniejsze dokumenty pozwalające na rozstrzygnięcie tej kwestii znajdują się w Rosji i nie są dostępne dla polskich historyków. Od początku lat 90., czyli od momentu, kiedy temat ten podjęli eksperci z sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, baza źródłowa na ten temat nie uległa znaczącemu rozszerzeniu. To powoduje, że badacze w dużej mierze wciąż „wróżą z fusów”, nie mogąc w pełni udokumentować archiwaliami stawianych przez siebie tez. Po 30 latach od ekspertyz tamtej sejmowej komisji nadal nie jesteśmy ani na centymetr bliżej stwierdzenia tego, czy na początku lat 80. rzeczywiście groziła Polsce sowiecka interwencja.
CZYTAJ TEŻ: Stan wojenny. Solidarność była kompletnie nieprzygotowana
Czy możemy zaryzykować tezę, że Jaruzelski i jego najbliższe otoczenie, decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego podejmowali także nie mając pewności, jakie są rzeczywiste plany Kremla co do interwencji?
Można odnieść wrażenie, że władze ZSRS prowadziły swoistą grę psychologiczną z władzami PRL, sugerując groźbę interwencji. Miało to zmobilizować polskich przywódców do tego, aby własnymi rękami zdławili Solidarność. I ostatecznie tak się stało w grudniu 1981 roku. Trzeba jednak pamiętać, że wcześniejsze doświadczenia interwencji sowieckich, mam tu na myśli Węgry w 1956 roku, Czechosłowację w 1968 roku i Afganistan w 1979 roku, tylko potwierdzały możliwość takiego właśnie rozwiązania siłowego. W tym kontekście oczekiwanie od gen. Jaruzelskiego i jego najbliższych współpracowników, że zagrają va banque i zbuntują się przeciw Moskwie, idzie zupełnie pod prąd ich dotychczasowego doświadczenia życiowego i zawodowego. Oczekiwanie to jest ahistoryczne i w dużej mierze naiwne. Inna rzecz, że z tych strzępów dokumentów, które zostały opublikowane, wynika, że Sowieci rzeczywiście bali się interwencji w Polsce i traktowali ją jako rozwiązanie ostateczne, które może być zastosowane wyłącznie wtedy, gdy wszelkie inne sposoby zawiodą. A dodajmy, że oprócz posługiwania się groźbą interwencji zbrojnej, władze ZSRS – o czym nie zawsze się wspomina – miały do dyspozycji również szantaż ekonomiczny. Grożono Polsce zmniejszeniem dostaw surowców energetycznych, co stawiało i tak pogrążoną w kryzysie gospodarkę PRL w bardzo trudnej sytuacji. Cięcia w dostawach były już nawet zapowiedziane na rok 1982.
Jeden z dyskutantów w WIH przyrównał ówczesne dylematy władz PRL, do tych jakie miał książę Józef Poniatowski czy polscy generałowie po wybuchu Powstania Listopadowego: czy godzić się na wojnę z carem wiedząc jakie to przyniesie straty. I stwierdził, że to są pytania, na które nigdy nie znajdziemy odpowiedzi.
Bo praktycznie jest to pytanie bez odpowiedzi. Możemy jedynie spekulować, a to też nie powinno być domeną historyków, tylko publicystów. Musimy też mieć przy tym świadomość, że interwencje sowieckie w krajach socjalistycznych miały różne oblicza. Na Węgrzech w 1956 roku ofiar śmiertelnych było kilka tysięcy. W Czechosłowacji w 1968 roku zginęło około 100 osób. Tymczasem w Polsce w czasie całego stanu wojennego śmierć poniosło około 40 osób.
Wypowiedzi oficerów z 1991 roku sugerujące że stanęliby do walki z sowieckimi interwentami, równie dobrze można uznać za tworzenie swoistej mitologii bohaterstwa w celu obrony nadszarpniętego w 1981 roku honoru Wojska Polskiego. Ale tak naprawdę nie wiemy jak rzeczywiście zachowaliby się oni 10 lat wcześniej w wypadku takiej interwencji.
Bo na Węgrzech część armii stanęła przeciw Rosjanom, a w 1968 czechosłowackie wojsko pozostało bierne. Ten wątek też był poruszany na konferencji w 1991. Niektórzy dyskutanci twierdzili, że można było zakładać, iż w przypadku sowieckiej interwencji, część żołnierzy podjęłaby walkę. A wtedy – jak powiedział któryś z generałów – „byłoby to, co na Węgrzech, tylko kilka razy bardziej”.
Nie jesteśmy w stanie tego zweryfikować. Wypowiedzi oficerów z 1991 roku, które pan przywołuje, sugerujące że stanęliby do walki z sowieckimi interwentami, równie dobrze można uznać za tworzenie swoistej mitologii bohaterstwa w celu obrony nadszarpniętego w 1981 roku honoru Wojska Polskiego. Ale tak naprawdę nie wiemy jak rzeczywiście zachowaliby się oni 10 lat wcześniej w wypadku takiej interwencji. Nie zmienia faktu, że gdyby doszło do takiej sytuacji, to ofiary byłyby z pewnością bardzo duże, a skutki geopolityczne mogłyby być dla Polski wręcz tragiczne.
W opublikowanych przez pana stenogramach pułkownik Wiesław Górnicki wspomina, że na początku 1982 przedstawiciele sowieckich władz, z którymi rozmawiał, wyrażali niezadowolenie, że to wojsko musiało „przywrócić porządek”, bo sama partia nie potrafiła tego zrobić.
Tego samego zdania byli polscy wojskowi. Powtarzali, że „na bagnetach nie można usiedzieć”. Władza komunistyczna po 13 grudnia 1981 roku oparła się w Polsce na brutalnej sile wojska, milicji i Służby Bezpieczeństwa. Tym samym ujawniono całkowitą nieudolność Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Gdyby bowiem partia ta miała realną siłę polityczną – stan wojenny nie byłby w ogóle potrzebny.
Gdyby teraz miał pan możliwość – jakimś sposobem – zadania generałowi Jaruzelskiemu jednego pytania dotyczącego stanu wojennego, to o co by go pan spytał?
Trudne pytanie (chwila milczenia). Z pewnością chciałbym go zapytać jaką miał wizję dalszych działań w momencie wprowadzenia stanu wojennego. Czy miał pomysł co będzie robił dalej w chwili, gdy przejmie pełną kontrolę nad państwem? Bo jeśli spojrzymy na jego działalność w kolejnych latach, to można odnieść wrażenie, że brakowało mu tej wizji. Koncentrował się raczej na administrowaniu państwem.
Jeśli zestawimy postulaty związkowców z roku 1980 i te z końca roku 1981, widać jak dalece się one zwiększyły i zradykalizowały. Pojawiły się nawet żądania zorganizowania wolnych wyborów do Sejmu i rad narodowych, co de facto było jawnym podważeniem władzy PZPR. W tych warunkach Jaruzelski czuł, że nie ma już z kim dyskutować, że jest pod ścianą.
Czy mamy to rozumieć tak, że – paradoksalnie – głównym grzechem generała Jaruzelskiego nie było wprowadzenie stanu wojennego, ale to, że po zneutralizowaniu Solidarności nie potrafił wyprowadzić Polski z kryzysu?
Kolejne trudne pytanie. Aby na nie odpowiedzieć, musimy mieć jasność co do tego, czy Polsce groziła interwencja sowiecka czy nie. Jeżeli przyjmiemy, że nie groziła, to stan wojenny nie miał żadnego sensu. I wtedy grzechem Jaruzelskiego było z pewnością to, że nie potrafił dogadać się z rodzącym się ruchem Solidarności. Chociaż gdy spojrzymy na zachowanie obu stron pod koniec 1981 roku, odnieść można wrażenie, że zarówno władze komunistyczne, jak i władze Solidarności nie potrafiły wypracować trwałego kompromisu. To jest zresztą temat na oddzielną, bardzo interesującą rozmowę.
W trakcie konferencji w WIH Jaruzelski też mówi coś takiego: Pod koniec my się broniliśmy, a Solidarność parła do przodu. Siadanie do stołu negocjacyjnego było wyhamowywaniem tego naporu, a więc – z ich punku widzenia – krokiem wstecz. Dlatego odrzucali kolejne zaproszenia do rozmów.
Bo rewolucja solidarnościowa nabierała tempa. Jeśli zestawimy postulaty związkowców z roku 1980 i te z końca roku 1981, widać jak dalece się one zradykalizowały. Pojawiły się nawet żądania zorganizowania wolnych wyborów do Sejmu i rad narodowych, co de facto było jawnym podważeniem władzy PZPR. W tych warunkach Jaruzelski czuł, że nie ma już z kim dyskutować, że jest pod ścianą. Natomiast, wracając do pańskiego pytania: jeśli przyjmiemy, że Polsce jednak groziła sowiecka interwencja, to pozwala to ocenić decyzję Jaruzelskiego jako bardzo dramatyczną, lecz mimo wszystko uzasadnioną. Jednak – powtarzam po raz kolejny – bez pełnego dostępu do źródeł postsowieckich, nie możemy definitywnie stwierdzić, jakie były wówczas plany Rosjan.
Załóżmy w takim razie, że Rosjanie nie chcieli interweniować, a Jaruzelski stanu wojennego by nie wprowadził. To by chyba oznaczało dekompozycję całego bloku wschodniego?
Najpewniej tak. I faktycznie coś takiego stało się w Europie Środkowo-Wschodniej na przełomie lat 80. i 90, za przyzwoleniem Michaiła Gorbaczowa i przy aktywnym udziale Wojciecha Jaruzelskiego. Jednak na początku lat 80. sytuacja była zupełnie inna. Warto powołać się na wydane drukiem w USA wspomnienia generała Alexandra Haiga, wówczas sekretarza stanu w gabinecie prezydenta Ronalda Reagana, który otwarcie stwierdził, że zarówno on sam, jak i inni amerykańscy dyplomaci już w 1980 roku spodziewali się rozwiązania siłowego w Polsce. Jedyne o co się spierali, to skala jego brutalności. W tym kontekście fakt, że generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny własnymi siłami, przy – podkreślmy – stosunkowo niewielkiej liczbie ofiar śmiertelnych, było z punktu widzenia Amerykanów rozwiązaniem znacznie lepszym, niż sowiecka interwencja. Można nawet powiedzieć, że było to rozwiązanie optymalne zarówno z punktu widzenia ZSRS, jak i USA. To też tłumaczy specyficzne podejście dyplomacji amerykańskiej do stanu wojennego. Oczywiście na Polskę nałożono dotkliwe sankcje ekonomiczne, ale z drugiej strony przyjęto z wyraźną ulgą fakt, że to Polacy a nie Sowieci wprowadzają w kraju nowe porządki. Dlatego też bardzo trudno jest jednoznacznie ocenić historyczną rolę generała Jaruzelskiego. Tu jest całe mnóstwo niuansów, których badacze wciąż nie są w stanie zgłębić.
Premiera książki „Jaruzelski i inni o stanie wojennym” będzie miała miejsce w piątek 15 grudnia 2023 w Sali BHP Stoczni Gdańskiej, o godz. 17.00. Wstęp wolny.
Napisz komentarz
Komentarze