Bartosz Michniewicz w The Voice of Poland
pierwsze muzyczne kroczki stawiał w Gminnym Centrum Kultury w Czarnem, skąd pochodzi.
- Śpiewanie i muzyka towarzyszy mi od zawsze. Od najmłodszych lat przejawiałem zainteresowania w tym kierunku, brałem udział w wielu szkolnych wydarzeniach. Swoje muzyczne pasje rozwijałem w Gminnym Centrum Kultury w Czarnem u pana Tomka Hepnera i pani Renaty Dawlewicz, których przy tej okazji bardzo pozdrawiam i bardzo im za to dziękuję – mówi nam Bartosz Michniewicz.
Następnie ukończył Akademię Muzyczną w Katowicach na wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Zdążył już zaśpiewać w albumie Ralpha Kamińskiego pt. „ Morze", a także wystąpić przed samym Krzysztofem Pendereckim podczas urodzin jego żony, co jak przyznaje, było niesamowicie stresujące i szalenie inspirujące.
W ostatnich dniach z talentem Bartosza Michniewicza, który aktualnie mieszka w Warszawie i jest stewardem w LOT, mieli okazję zapoznać się widzowie telewizyjnego programu The Voice of Poland.
- Pomysł na zgłoszenie się do Voice był totalnie przypadkowy i spontaniczny. Któregoś dnia wstałem rano, zaśpiewałem dwa utwory i wysłałem nagrania na precasting. Uznałem, że albo teraz albo nigdy. Dałem sobie szansę i zaryzykowałem, bo doszedłem trochę do martwego punktu w swoim życiu. Czułem, że zaniedbałem muzykę, że postawiłem swoją największa pasję na ostatnim miejscu i muszę to naprawić. Kosztowało mnie to ogrom stresu i niepewności i choć branża muzyczna to droga wyboista, to chcę zaryzykować i spróbować, żeby kiedyś nie żałować, że nawet nie spróbowałem – zdradza nam Bartosz.
I występ w ostatnim odcinku programu pokazał, że była to świetna decyzja. Bartosz Michniewicz zaśpiewał piosenkę Dusk Till Dawn z repertuaru brytyjskiego muzyka pakistańskiego pochodzenia Zayna Malika. Po jego występie w ciemno odwrócili się wszyscy jurorzy: Tomson i Baron, Marek Piekarczyk, Lanberry oraz Justyna Steczkowska, a to oznaczało, że wszyscy oni poznali się na jego wielkim talencie.
Uznałem, że albo teraz albo nigdy. Dałem sobie szansę i zaryzykowałem, bo doszedłem trochę do martwego punktu w swoim życiu. Czułem, że zaniedbałem muzykę, że postawiłem swoją największa pasję na ostatnim miejscu i muszę to naprawić.
Bartosz Michniewicz
- Jestem w szoku, nie zakładałem, że ktokolwiek się odwróci, bo takich osób jak ja w tym programie jest bardzo dużo - mówił skromnie do jurorów chłopak pochodzący z Czarnego.
- Ten występ był nietuzinkowy, w tej edycji jeszcze nie było aż takiego skupienia i posągowości w męskim śpiewaniu, a ja to bardzo szanuję. Głaskałeś nas tymi dźwiękami i było to super precyzyjne, ale naturalne, a nie robotyczne - ocenili występ jurorzy Tomson i Baron.
- Ja usłyszałam w tym występie niesamowitą dbałość o szczegóły - powiedziała Lanberry.
Ostatecznie pan Bartosz zdecydował, że w dalszej części programu trafi pod skrzydła Justyny Steczkowskiej, która przyznała po występie, że od pierwszych dźwięków "czuła" jego intrygujący głos. - To był majstersztyk mimo drobnych nieczystości - przyznała "Szamanka polskiej muzyki".
Napisz komentarz
Komentarze