Tęgie głowy z Doliny Krzemowej ponoć wierzą, że nieśmiertelność jest możliwa do osiągnięcia dzięki „nowoczesnej technologii i rosnącemu zasobowi wiedzy”. Pracują zatem nad metodami wydłużenia życia. Panią to interesuje?
Pięknie przeżyć kilkadziesiąt lat jest wystarczająco trudno, a co dopiero, gdyby nasze życie miało nigdy się nie skończyć. Nieśmiertelność… To nie jest nowy, jakiś szczególnie oryginalny temat. To zawsze interesowało wszystkich. Ludzie chcieliby trwać bez końca, nie wystarczy im świadomość, że nasza dusza jest nieśmiertelna.
Pani wystarczy?
Tego się trzymam. To pocieszające. Kiedyś dużo myślałam o reinkarnacji. Śmiałam się, że Dalajlama będzie w moim ogrodzie jaśminem. Dla mnie nieśmiertelność to jest energia wszechświata. Moja dusza na pewno jest nieśmiertelna…
A konkretnie?
Trudno mówić o konkretach rozmawiając o duszy. Nie mniej, człowiek może stać się nieśmiertelny tylko poprzez swoją duszę. Nie wiem, na ile tęgie głowy w Dolinie Krzemowej znają się na duszy...
A może człowiek staje się nieśmiertelny dzięki temu, co po sobie zostawia?
Czy ja wiem… Czy to jest jakaś pociecha dla tych, którzy nigdy nie chcieliby stąd odejść?
Prześmiewca Woody Allen mówi: - Nie chcę osiągnąć nieśmiertelności przez moje dzieła, chcę ją osiągnąć, nie umierając. Nie chcę żyć w sercach moich rodaków, chcę wciąż żyć w swoim mieszkaniu. Na końcu życie zawsze ma dla nas złą wiadomość...
Ale ci wielcy, artyści, Chopin, Bach, Szekspir, ci wielcy uczeni na pewno będą żyć wiecznie poprzez swoje dzieła. Jednak powszechna nieśmiertelność, tak myślę, to byłaby dla ludzkości tragedia.
Tragedia?
Bo oznaczałaby globalną samotność, pustkę. Ludzie nie wiedzą, co ze sobą zrobić w jeden wieczór bez telefonu, bez telewizora, bez komputera, bez towarzystwa, jak wytrzymaliby w tym stanie wieczność? Poza tym nie potrafią docenić życia, po co im nieśmiertelność? Myślę, że nieśmiertelność wywołałaby falę samobójstw, co jest absurdem samym w sobie.
Bez śmierci życie nie byłoby tak piękne, ktoś powiedział.
Niektórym strasznie się nudzi na tym padole, ale jak przychodzi im umierać, to nie chcą o tym słyszeć. Czasem wypłakują, że ich życie jest puste, że już mają dosyć. Nie wiedzą, czym mogliby je wypełnić, ale gdy ich pytać czy chcieliby żyć wiecznie, to są absolutnie o tym przekonani.. A tymczasem trzeba być wielkim człowiekiem, by co dzień z sensem istnieć. Oczywiście, potrafią to robić ci wielcy, ale ci zwykli ludzie, prości, też to umieją. Ważny jest duch w człowieku.
Pamiętam moją babcię, która dożyła pięknego wieku. Wiodła życie proste i zdrowe. Wyznaczały je pory roku, świty i zachody słońca, poranne śpiewy ptaków i wieczorne szczekanie psa, melodia kościelnych dzwonów wzywających na majowe, wykopki, pierwszy śnieg i snopki na polach. Nie znała się na poezji, pewnie nigdy nie czytała Szekspira, ale jej życie było jak wiersz. Miała w sobie pokorę tak wobec życia jak i śmierci.
Nieśmiertelność to umieć życie wypełnić sobą. Trudne. Ale niektórzy to lubią.
Pani chciałaby być nieśmiertelna?
Mimo że w nadchodzącym roku skończę 90 lat, to oczywiście chętnie pożyłabym jeszcze trochę. Mam czym wypełnić kolejne dni. Nie czuję pustki, mimo że prawie wszyscy moi bliscy już dawno w niebie. Wciąż mam jakieś plany…Ta nieśmiertelność to taka bajka dla marzycieli, ale jak ktoś powiedział, uważaj o czym marzysz. Jedno jest pewne, ja w kolejce po życie wieczne nie stanęłabym. Z prostego powodu – paradoksalnie za bardzo życie cenię, uważam, że trzeba je w pewnym momencie pięknie zamknąć. Jak ostatni akt sztuki.
Teatr jest sposobem na nieśmiertelność?
„Potem umierał. Potem brawa. Huragan braw. Więc zmartwychwstawał” - pisze poeta o aktorze, tragiku starej szkoły. Ja poprzez swoje role nauczyłam się umierać w nieskończoność. Chciałabym dożyć momentu, gdy już nie będzie mi żal. Mam to szczęście, że moje życie było wspaniałe. Przepraszam, że tak się chwalę, ale nie mogę inaczej, przeżyłam wielką miłość, miałam cudowne dzieciństwo, podróżowałam po świecie, zawód, który uprawiam od bez mała 60 lat, nie pozwolił mi tak do końca się zestarzeć. Byłam Ofelią u Wajdy, Piękną Heleną w "Wojny trojańskiej nie będzie", Kaśką w "Poskromieniu złośnicy", Laurą w "Kordianie", grałam u Korzeniewskiego, Hebanowskiego, u Prusa, u Babickiego, wielkie role molierowskie. Partnerowali mi wybitni: Hübner, Cybulski, Kobiela, Maklakiewicz. Miałam szczęście i do wielkich scenografów. Ubierał mnie mistrz Marian Kołodziej. To nie były kostiumy, to było malarstwo! Jak teraz to mówię, to aż sama się dziwię, jak pięknie budowałam to moje bytowanie. Teraz po wypadku jestem do niczego, ale sport zawsze wzmacniał mojego ducha. To mi dało siłę i nieśmiertelność ciała. Jeszcze nie tak dawno w nogach miałam 20 lat! Kiedy sobie o tym wszystkim myślę, jestem przekonana, że nie stanę w kolejce po nieśmiertelność. Poza tym mnie zawsze odmładzała scena. Także świadomość, że trzeba swoją rolę grać do końca, że póki na scenie stoję, muszę być w formie. Ta zasada sprawdza się też w życiu. Wszak życie to teatr. Zauważyła pani, że my nie żyjemy, my jedynie, zupełnie bez sensu, przechodzimy obok życia?
Kiedyś powiedziała pani, że świat nie umrze, jeśli będziemy dobrzy dla zwierząt, pełni życzliwości, współczucia dla siebie i innych.
Przeczytałam gdzieś, jakoby amerykańscy uczeni odkryli, że zwierzę w domu przedłuża życie o dziesięć lat. Ja miałam dwa psy, a ponieważ nieśmiertelności nie ma, dziś został mi tylko jeden, Agata, która co rano budzi mnie, trącając łapką, by wypuścić ją na siusiu… Zwierzę w domu przypomina nam, że jesteśmy cząstką przyrody. W przyrodzie też wszystko rodzi się i umiera. Taka kolej rzeczy. Choć słyszałam, że jest jakiś gatunek topoli, który nigdy się nie starzeje… Ale czy ja chciałabym być topolą? Pani by chciała?
Czy ja wiem?
Czasem zastanawiam się, dlaczego ja jeszcze żyję. Kiedy przeglądam stare programy teatralne, to jest mi smutno, bo prawie wszyscy moi koledzy i koleżanki z dawnych lat są już tam, u Góry. Więc ślę im tylko pocałunki do Nieba, a sama bez względu na metrykę pielęgnuję „dziecko" w sobie i aktorstwo bardzo mi to ułatwia. Z perspektywy dziecka inaczej patrzy się na świat.
Mimo że w nadchodzącym roku skończę 90 lat, to oczywiście chętnie pożyłabym jeszcze trochę. Mam czym wypełnić kolejne dni. Nie czuję pustki, mimo że prawie wszyscy moi bliscy już dawno w niebie. Wciąż mam jakieś plany…
Krystyna Łubieńska
Wspomniany Woody Allen mówi, że nieśmiertelność jest łatwa do osiągnięcia. Wystarczy nie umierać…
Stara Aktorka w sztuce„Pajace” - graliśmy to w kwietniu, razem z Ryszardem Jaśniewiczem, w słuchowisku Radia Gdańsk - mówi wychodząc na scenę: „A może ja chcę tu skonać? Może chcę tu dokończyć żywota? Każdy wielki aktor o tym marzy! Każdy o tym śni, bo śmierć w roli to nie śmierć. Może dopadnie, ale rola idzie dalej, trzeba grać, nie zważać na to, że już serce pękło!”.
Dlaczego przywołuje pani ten tekst?
Pamiętam, jak usłyszałam w radiu, że Wajda nie żyje. Pierwsze, co pomyślałam: Dlaczego wciąż ja żyję? Wyciągnęłam z szafy wszystkie programy teatralne, w tym ten z „Hamleta" z 1960 roku, gdzie zagrałam Ofelię. Przeleciałam wzrokiem obsadę. Hamlet - nie żyje. Poloniusz - nie żyje. Nie ma ani Gertrudy, ani Fortynbrasa. Do nieba poszedł Horacy. Blisko dwudziestka aktorów już na tamtym świecie. A teraz on, reżyser i scenograf w jednej osobie, Andrzej Wajda. Ten, który tą swoją długą, aktywną obecnością trzymał niejako tamtą ekipę wśród żywych. Teraz zostałam tylko ja, ja która w nosie ma nieśmiertelność. Pani coś z tego rozumie?
Umieramy za tych, co nie chcą umierać, mówi poeta.
Tak, umieramy na okrągło. I tak zostanie, choćby znaleźli sposób na nieśmiertelność. Teraz przyszło mi do głowy, że może jednak jakiś sens tej długowieczności jest?
A jednak!
Myślę, że gdyby ludzie stali się nieśmiertelni, nie byłoby chorób, wojen…
Hulaj dusza, piekła nie ma?
Też prawda… Spytam mojego psa, co o tym myśli. Czy chciałby, żeby mu gładzić brzuszek do końca świata? Ciekawe, czy tęgie głowy z Doliny Krzemowej gładzenie brzuszków biorą pod uwagę?
Napisz komentarz
Komentarze