Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. „Kos” i „Chłopi” na czele wyścigu o Złote Lwy

Paweł Maślona w „Kosie” sięgnął po postać historyczną. Ale jeśli ktoś myśli, że dostaniemy obraz ze spiżu lub betonu, to się myli. Takiego kina historycznego jeszcze u nas nie było.
„Kos”
„Kos”

Autor: Materiały prasowe

48. FPFF w Gdyni. „Kos” wykosi „Chłopów”?

Czwartego dnia festiwalu filmowego w Gdyni, czyli w czwartek, 21 września, stało się jasne, że do Złotych Lwów na placu boju pozostało dwóch najmocniejszych faworytów. W kuluarach pojawiło się żartobliwe pytanie, czy to „Kos” wykosi „Chłopów”, czy może odwrotnie? Ale, jak powiedziała kiedyś Anna Wróblewska, była rzeczniczka gdyńskiego festiwalu, „łaska gdyńska na pstrym koniu jeździ”. Co mniej więcej znaczy tyle, że po jurorach zawsze możemy się spodziewać pewnych niespodzianek.

Najwięcej w Gdyni mówi się o dwóch filmach. Pierwszy to „Chłopi” małżeństwa Doroty i Hugh Welchmanów, a drugi to „Kos” – film historyczny, jakiego w Polsce rzeczywiście jeszcze nie było.

PRZECZYTAJ TEŻ: „Sny pełne dymu”, czyli wielki powrót Krzysztofa Globisza

„Kosa” Pawła Maślony widzowie obejrzeli w czwartkowy wieczór, 21 września. Reżyser ten przed sześcioma laty swoim brawurowym debiutem pt. „Atak paniki” zwrócił w Gdyni na siebie uwagę. Teraz sięgnął po postać historyczną, generała Tadeusza Kościuszkę. Ale jeśli ktoś myśli, że, jak w przypadku polskiego kina historycznego, dostaniemy obraz ze spiżu lub betonu, to się myli.

Film zaczyna się jak klasyczny western (mówi się nawet o nim western kościuszkowski), a potem luźno przechodzi w inne gatunki, jak chociażby kino przygodowe. „Kos” ma wszystko to, co powinien mieć dobry film – świetny scenariusz Michała A. Zielińskiego, bardzo dobre dialogi, krewkie postaci i fantastycznych aktorów. To nie tylko Jacek Braciak jako tytułowy „Kos”, czyli Tadeusz Kościuszko, ale także Robert Więckiewicz, grający „smakowicie” rosyjskiego rotmistrza Dunina, Bartosz Bielenia, Agnieszka Grochowska czy Łukasz Simlat.

PRZECZYTAJ TEŻ: Trzeci dzień 48. FPFF w Gdyni. Podróż sentymentalna

Nawet epizody w „Kosie” obsadzone są wielkimi gwiazdami, takimi jak Joanna Szczepkowska czy Andrzej Seweryn. Widać Maślonie się nie odmawia.

Film zaczyna się w momencie, kiedy generał Kościuszko po powrocie z Ameryki chce zająć się przygotowaniem powstania. Towarzyszy mu były niewolnik i jego przyjaciel Domingo (Jason Mitchell). Kościuszko razem z Domingiem planują rozeznać się w sytuacji: czy jest szansa na to, żeby właściciele ziemscy pozwolili „swoim” chłopom na uczestnictwo w insurekcji.

To tylko początek filmu, którego akcja przypomina potem rollercoaster. Ale to przede wszystkim panów i chłopów portret własny. Jak na dłoni widać nasze narodowe przywary, które w takiej czy innej postaci przetrwały do dziś. Polscy panowie skłóceni są między sobą, głównie dbając o własny interes. Chłopi też mają swoje za uszami. „Kos” więc skutecznie odczarowuje mit Polski szlacheckiej.

PRZECZYTAJ TEŻ: 48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. „Chłopi” podbijają Gdynię

Jest taka scena, w której rosyjski rotmistrz Dunin pyta, jak to się dzieje, że „Bóg i honor są u was przed słowem ojczyzna?”. I nie dostaje na to pytanie odpowiedzi. Nie znamy jej zresztą, tak naprawdę, do dziś.

Ten film pokazuje nie tylko, jacy byliśmy, ale pozwala zrozumieć, dlaczego tacy jesteśmy.

Na uwagę zasługuje też muzyka do „Kosa”. Skomponował ją Mikołaj Trzaska, związany z Trójmiastem muzyk i kompozytor filmowy, do niedawna głównie kojarzony z filmami Smarzowskiego.

PRZECZYTAJ TEŻ: 48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Agent specjalny, wyjątkowa orkiestra i gwiazdy na otwarciu

Film długo po pokazie oklaskiwano. Ktoś z publiczności powiedział nawet do aktorów: „Macie ode mnie Oscara”. Na co prowadząca spotkanie Katarzyna Borowiecka odparła, że to byłoby ciekawe – Kościuszko znowu w Ameryce.

Na spotkaniu z widzami Paweł Maślona mówił m.in, że „Kos” jest niezwykle aktualny w kontekście tego, co się teraz dzieje. Jako jeden z przykładów podał nagonkę na Agnieszkę Holland i na jej film „Zielona granica”.

Zresztą Agnieszka Holland jest wielką nieobecną tego festiwalu. W kuluarach dużo się mówi o tym, jak władza próbuje zaszczuć artystkę, jak podważa artystyczną wolność.

„Święto ognia” Kingi Dębskiej na gdyńskim festiwalu filmowym

Drugi film, który można było obejrzeć w czwartek, 21 września, to „Święto ognia” Kingi Dębskiej. Tym razem jej film to adaptacja książki Jakuba Małeckiego o tym samym tytule, która dwa lata temu podbiła serca czytelników, krusząc czasami nawet te najtwardsze.

Kinga Dębska też wie, jak wywołać wzruszenie. Po pokazie nawet niektórzy mężczyźni przyznali, że łza im się w oku zakręciła. Bo Dębska, nawet jak opowiada o ludzkich dramatach, to potrafi tę opowieść przyprawić sporą szczyptą optymizmu i nadziei.

PRZECZYTAJ TEŻ: „Święty” z Mateuszem Kościukiewiczem w roli głównej. W mundurze mu do twarzy

Krótko o filmie. 20-letnia Anastazja (w tej roli debiutująca Paulina Pytlak) urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym, choć ona sama woli mówić, że z… porożem. Mimo to, jest pełna optymizmu, którym zaraża nie tylko swojego ojca (w tej roli znakomity Tomasz Sapryk), ale też siostrę Łucję (Joanna Drabik). Każdy w tej rodzinie zmaga się ze swoim krzyżem, i robi to po swojemu. W tę straumatyzowaną rodzinę wkracza pewnego dnia ekscentryczna sąsiadka Józefina (Kinga Preis), która zmienia jej życie.

W filmie jeden z epizodów zagrała sama Kinga Dębska i – jak żartowano podczas konferencji prasowej – był to występ w hollywoodzkim stylu. Reżyserka też skomentowała ten fakt ze śmiechem, mówiąc: „Wczoraj spotkałam Andrzeja Seweryna, który powiedział: Witaj, koleżanko”.

PRZECZYTAJ TEŻ: 48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Co na ekranie, kto na czerwonym dywanie?

48. FPFF w Gdyni. Sensacyjne męskie metamorfozy

Tyle o filmach. I już na koniec… Jeszcze do niedawna głównie mówiono o tym, jak na gdyńskim festiwalu wyglądają kobiece gwiazdy. W tym roku wiele ciekawości budzi metamorfoza męskich gwiazd. Trudno było początkowo w facecie z siwą brodą rozpoznać Roberta Więckiewicza. Zmienił się też Mateusz Kościukiewicz – ma teraz długie blond włosy. Dawid Ogrodnik też ma inny image. Czapka z kaszkietem i kamizelka nadawały mu nieco przedwojennego sznytu.

Ciekawe, kto i jak nas jeszcze zaskoczy?


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama