Krzysztof Globisz i „Prawdziwe życie aniołów”. Film niezwykły
Krzysztof Globisz w 2014 roku doznał udaru, w wyniku którego stracił nie tylko pełną sprawność ruchową. Stracił też mowę.
„Prawdziwe życie aniołów” był filmem niezwykłym. Terapeutycznym. Pełnym nadziei. Prawdopodobnie po raz pierwszy w historii kina aktor po udarze, cierpiący na afazję i paraliż, zagrał w filmie główną rolę.
– Bałem się tego pomysłu – wyznał wtedy reżyser. – Bałem się, że nie będzie to spotkanie z aktorem, tylko po prostu z chorym człowiekiem. Ale gdy zobaczyłem Krzysztofa na scenie, na którą wszedł jakiś czas po udarze, grając w spektaklu „Wieloryb. The Globe”, byłem oszołomiony! Tym, jaką miał pełną kontrolę nad rolą, w jakiej był formie. Nadal był aktorem! Choć może jedynie nieco inaczej wyrażał siebie. Wtedy zdecydowałem się zrobić ten film.
PRZECZYTAJ TEŻ: 48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. „Kos” i „Chłopi” na czele wyścigu o Złote Lwy
48. FPFF w Gdyni. Wielki powrót Krzysztofa Globisza
Do Gdyni Krzysztof Globisz wtedy nie przyjechał. Pojawił się podczas festiwalu filmowego w tym roku, na czwartkowej (21 września) emisji startującego w Konkursie Głównym filmu Doroty Kędzierzawskiej „Sny pełne dymu”, gdzie gra główną rolę. Festiwalowa publiczność przywitała aktora, gdy radośnie wkroczył na scenę, owacją na stojąco.
PRZECZYTAJ TEŻ: Trzeci dzień 48. FPFF w Gdyni. Podróż sentymentalna
„Sny pełne dymu” to kino bardzo intymne, osobiste, opowiada o pełnym emocji spotkaniu dwojga ludzi, których dzieli wszystko.
Obraz jest hołdem reżyserki dla Krzysztofa Globisza, ukłonem dla jego aktorstwa, ale i siły w walce z chorobą, dla jego pasji życia. Dla niego i partnerującej mu Żanety Łabudzkiej-Grzesiuk napisała scenariusz. Zdjęcia realizowano w czasie pandemii.
– Aktorzy spotkali się dopiero na planie i muszę przyznać, że był to magiczny czas – dodała reżyserka.
PRZECZYTAJ TEŻ: 48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. „Chłopi” podbijają Gdynię
– Świat pędzi, a państwo zatrzymują nas w tym biegu po to, byśmy zadali sobie pytania najważniejsze – padło z widowni podczas spotkania z publicznością po emisji filmu w Teatrze Muzycznym.
– W pewnym wieku i w pewnych momentach życia człowiek robi się bardzo odważny – wyznała reżyserka. – Dlatego postanowiłam tak zrobić ten film, by nie mieć pretensji do siebie, że się czegoś przestraszyłam. Choć mam świadomość, że nie jest to film dla wszystkich.
„Sny pełne dymu” to malarskie ujęcia przy minimalizmie dialogu i kameralnej warstwie dźwiękowej. To obraz, który, jak powiedziano, „schodzi do ciszy”. Zaproszenie do intymnego świata nienazwanych do końca emocji.
PRZECZYTAJ TEŻ: „Święty” z Mateuszem Kościukiewiczem w roli głównej. W mundurze mu do twarzy
Co jednak tu najbardziej niezwykłe, to kreacja Krzysztofa Globisza. Jego charyzmatyczna osobowość tworzy ten film. Wokół niego toczy się opowieść. Rolą w tym filmie pokazał, że patrzenie nań jako na „aktora po udarze” jest już nie na miejscu. Krzysztof Globisz jest aktorem, który może jedynie – jak trafnie ujął to reżyser „Prawdziwego życia aniołów” – nieco inaczej wyraża siebie.
PRZECZYTAJ TEŻ: 48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Agent specjalny, wyjątkowa orkiestra i gwiazdy na otwarciu
Przypomina mi się historia jednego ze znanych aktorów Teatru Wybrzeże z lat 50., który zasłynął między innymi rolą w „Zbrodni i karze” w reżyserii Zygmunta Hübnera. To Józef Skwierczyński, w czasie wojny został poważnie ranny pod Monte Cassino. Kulał do końca życia. W „Zbrodni i karze” było to nawet na miejscu, fizyczna ułomność pomogła mu zbudować rolę wybitną. Ale w innych spektaklach, gdzie kuleć nie mógł, grał, że... nie kuleje.
Oglądając Krzysztofa Globisza w filmie „Sny pełne dymu”, zapomniałam, że wciąż zmaga się z następstwem udaru. Patrzyłam jedynie na popis wielkiej aktorskiej klasy. Na Aktora.
Napisz komentarz
Komentarze