Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Reżyser Janusz Kidawa-Błoński wszedł. Zrobił to, jak mówił, żeby zaspokoić ciekawość widzów, którzy stawiali pytania. Ale dalsza część historii „Różyczki”, a właściwie jej córki, już tak nie grzeje.
Paweł Maślona w „Kosie” sięgnął po postać historyczną. Ale jeśli ktoś myśli, że dostaniemy obraz ze spiżu lub betonu, to się myli. Takiego kina historycznego jeszcze u nas nie było.