49. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni za nami. Tym razem werdykt jurorów podzielił festiwalową publiczność i dziennikarzy, pokazując, że łaska jury na pstrym koniu jeździ.
Każdego dnia mają za zadanie udokumentować kulisy festiwalu. To, co się dzieje poza konkursami, projekcjami filmowymi i wywiadami z gwiazdami. Mają wolność twórczą i przede wszystkim możliwość nauki przez doświadczenie.
Ruszył festiwalowy pociąg filmowy. Na razie rozkręca się bardzo wolno. I gwiazd w nim tyle, co na lekarstwo. Ale to dopiero pierwszy dzień konkursowych pokazów. Za to widownia zdążyła już się podzielić przy pierwszych filmach.
Gdyńska Szkoła Filmowa nie ma tak długich tradycji jak chociażby łódzka „filmówka”, bo istnieje zaledwie 14 lat, ale w tak krótkim czasie dochowała się wyjątkowych absolwentów, których filmy zdobywały nagrody na światowych festiwalach. Teraz w przedsionku do sławy stoją kolejni, młodzi artyści.
Festiwal swój widzę ogromny... mogą w tym roku powiedzieć jego dyrektorzy – Leszek Kopeć i Joanna Łapińska. Bogactwo konkursów, festiwalowych sekcji, warsztatów i spotkań z artystami robi wrażenie. Zaczyna się festiwal z polską duszą.
Małgorzata Zajączkowska, która przed laty podbijała Hollywood stanie w tym roku na czele jury konkursu głównego festiwalu filmowego w Gdyni. To pewna nowość. Do tej pory przewodniczącymi jury, które decydowało o przyznaniu Złotych Lwów i innych nagród byli reżyserzy, w dodatku – mężczyźni.
Do konkursu głównego tej najbardziej prestiżowej, polskiej nagrody filmowej wybrano 16 filmów. Wśród nich są zarówno głośne tytuły filmowe jak „Zielona granica” Agnieszki Holland i absolutne nowości, które wiele obiecują, jak „Simona Kossak”.
Dyrektor artystyczny Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni Tomasz Kolankiewicz powiedział, że tegoroczna selekcja była zarazem spełnieniem marzeń i największym koszmarem dla selekcjonera: tak wysokiego poziomu zgłoszonych filmów nie było od dawna.