Nie zmieniona została kara dla Marcina P., natomiast jego żona i współtwórczyni gdańskiej spółki obiecującej krociowe zyski z inwestycji w metale szlachetne – Katarzyna P., skazana została na 11,5 roku za kratami, a więc o 1 rok krócej niż w I instancji.
Prawomocny wyrok w sprawie Amber Gold
Sąd dokonał też długiego szeregu korekt kwot depozytów i sum wpłaconych przez inwestorów.
Wcześniej wyrokiem Sądu Okręgowego w Gdańsku z dnia 20 maja 2019 roku małżeństwo twórców Amber Gold również zostało skazane na więzienie. Katarzyna P. na karę łączną 12 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności oraz karę łączną grzywny w wysokości 135 tysięcy złotych, a Marcin P. na 15 lat pozbawienia wolności oraz karę łączną grzywny w wysokości 159 tys. zł. Od tego orzeczenia apelowała obrona, która domaga się ponownego rozpatrzenia sprawy w I instancji, i oskarżenie, które domaga się orzeczenia maksymalnych wyroków: 15 lat więzienia dla Katarzyny P. i 25 lat dla Marcina P.
– Jakim arsenałem dysponowało oskarżenie nawet na etapie postępowania przygotowawczego? Grupa 20 prokuratorów plus asystenci i niezliczone liczby osób prowadzące różne czynności w śledztwie. Czy oskarżony miał możliwość wysłania swojego przedstawiciela do udziału w przesłuchaniach osób pokrzywdzonych? Nie. Czy miał możliwość brania aktywnego udziału w czynnościach śledztwa? Nie – pytał i odpowiadał w mowach końcowych adwokat Michał Komorowski, obrońca Marcina P.
Więcej na ten temat czytaj tu: Sprawa Amber Gold. Obrońca Marcina P: Nie miał rzetelnego procesu
Amber Gold to jedna z najgłośniejszych afer w historii III Rzeczpospolitej. Około 18 tysięcy klientów gdańskiej spółki w ciągu kilkunastu lat przekazało jej łącznie ok. 850 milionów złotych, które miały zostać zainwestowane w szlachetne kruszce – głównie złoto. Po głośnym rozbiciu firmy przez organy ścigania w wakacje 2012 roku z mniej więcej 650 mln zł zaległości finansowych syndykowi udało się odzyskać zaledwie 10 procent.
- Zysk jednego uczestnika grupy klientów jest bezpośrednio uzależniony od wpłat innego, późniejszego uczestnik. W tym wypadku, taką strukturę finansową zorganizowała spółka Amber Gold, która nie generowała ze swojej działalności żadnych zysków, a jedyne zyski to były te, które pochodziły z wpłat klientów. Dopóki pojawiali się kolejni klienci spółki, którzy lokowali w niej swój kapitał, dopóty wcześniejsi klienci uzyskiwali zwrot kapitału – tłumaczył w ustnym uzasadnieniu poniedziałkowego, prawomocnego orzeczenia schemat działania firmy Marcina i Katarzyny P. sędzia Jerzy Sałata.
Jak wskazał, referując ustalenia z wokandy, niecałe 300 milionów złotych wpłacone do Amber Gold zostało zwrócone inwestorom jeszcze przed upadkiem złotego giganta – padli oni więc ofiarą tzw. oszustwa bezszkodowego. Tyle szczęścia nie mieli pozostali klienci, bo jak wyliczał sędzia ponad 587 mln zł nie było in już z czego zwracać. Sędziowie wprost nazywali firmę „piramidą finansową”, a Marcina P. „nielegalnym prezesem” (wbrew przepisom dotyczącym tego stanowiska, był bowiem karany).
- Spółka nie prowadziła żadnej działalności gospodarczej generującej zyski. No może nie tyle żadnej – były śladowe zyski związane z udzielaniem pożyczek, ale w skali zawieranych umów lokacyjnych to było niespełna 3 procent, więc nie miało to żadnego znaczenia – zastrzegł w innym miejscu s. Jerzy Sałata.
Tłumaczył, że wbrew oficjalnym zapowiedziom i opisom działalności biznesowej, gdańska firma nieomal nie kupowano złota ani metali szlachetnych. Za ogółem wpłacone do Amber Gold około 850 milionów złotych, według wyliczeń sądu, spółka zgodnie z zobowiązaniami powinna kupić minimum 2,6 tysiąca kilogramów złota, podczas gdy faktycznie kupiła go łącznie zaledwie… 73 kilogramy [równowartość ok. 10 mln zł]. Oszukańcze były również informacje o tym, że kruszec trafiał do skarbca banku, bo w praktyce większość leżała w sejfie w siedzibie firmy, a reszta mieściła się w bankowej skrytce wielkości „pudełka na buty”. W praktyce pieniądze zamiast w metale szlachetne były transferowane do innych firm z grupy Amber Gold, które – jak należące do niej głośne linie lotnicze OLT Express, według sędziów co najmniej przez kilka lat nie mogły generować zysku.
Sąd nie uwzględnił apelacji obrońcy Marcina P. Z relacji sędziego wynika, że podczas gdy pisemne uzasadnienie wyroku I instancji zawierało się na 9,3 tysiącach stron, to zastrzeżenia adwokata mieściły się w 16 punktach uzasadnionych na 3 stronach. Nieznacznego złagodzenia kary doczekała się zaś Katarzyna P., do czego sąd przekonała, jak wyjaśniono, „zasada humanitaryzmu” (chodzi m.in. o fakt, że podczas tymczasowego aresztowania, kobieta zaszła w ciążę z jednym ze strażników i urodziła dziecko, które wymaga teraz jej opieki, podobnie jak matka kobiety).
W orzeczeniu sąd dokonał również długiego szeregu ponad 60 korekt kwot depozytów i sum wpłaconych przez inwestorów. Wnosiło o to oskarżenie, które w międzyczasie przygotowało nowe wyliczenia, rozbieżne w stosunku do pierwotnych zawartych w akcie oskarżenia.
- Chcę podkreślić, że sama rozbieżność co do wymiaru orzeczonych kar nie może być podstawą, co do formowania zarzutów kasacyjnych. Dlatego zbyt wcześnie, żeby wypowiadać się na temat dalszego procedowania ze strony prokuratury. Na pewno kwestia ta będzie wymagała bardzo dokładnej analizy – powiedział dziennikarzom po ogłoszeniu wyroki prokurator Tomasz Janicki z Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Zaznaczył, że obniżenie o rok więzienia kary dla Katarzyny P. wynikało z jej sytuacji osobistej, a on nie traktuje tego, jako porażki. Przyznał, że oboje skazani mogą ubiegać się o skorzystanie z warunkowego, przedterminowego zwolnienia po odbyciu 3/4 orzeczonych kar.
Katarzyna P. aresztowana tymczasowo była od połowy kwietnia 2013 roku do września 2021 r., a więc 8 lat i 5 miesięcy. Powinna więc wrócić do więzienia, skąd na wymienionej przez oskarżyciela zasadzie starać się o wyjście będzie mogła już po około 2,5 miesiąca. Marcin P. za kratami przebywa od sierpnia 2012 roku, czyli skorzystać z dobrodziejstwa przedterminowego zwolnienia na analogicznej podstwie, będzie mógł najwcześniej za mniej więcej 1,5 roku.
Prokurator stwierdził też, że jest zadowolony z prawomocnego orzeczenia.
- Chcę podkreślić, że mówimy tutaj o sukcesie nie tylko prokuratury. To jest przede wszystkim sukces polskiego wymiaru sprawiedliwości – organów, które prowadziły nietuzinkowe postępowanie przygotowawcze, którego zakresem objęto ogromną ilość materiału dowodowego. Jest to sukces sądu I instancji i sukces polskiego wymiaru sprawiedliwości, to jest sukces sądownictwa – zaznaczył prok. Tomasz Janicki, wskazując, że II instancja, wbrew apelacjom obrony, nie znalazła żadnych przesłanek by uchylić pierwsze orzeczenie dotyczące twórców Amber Gold i ponownie przekazać ją do Sądu Okręgowego w Gdańsku. Zarazem oskarżyciel stwierdził, że wysokość kar więzienia dla małżeństwa P. rodzi „pewien niesmak”, a pokrzywdzeni klienci Amber Gold, których przesłuchiwał domagali się surowszych wyroków.
Napisz komentarz
Komentarze