Podczas poniedziałkowej, ostatniej rozprawy przez Sądem Apelacyjnym, na której strony wygłosiły mowy końcowe, obrona próbowała podważyć wyrok pierwszej instancji opierając apelację na rzekomym uniemożliwieniu przeprowadzenia rzetelnego procesu. W 2019 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał Marcina P. na 15 lat pozbawienia wolności, a jego byłą żonę Katarzynę P. na 12 i pół roku więzienia. Sądowi zarzucono m.in. odmowę w zakresie inicjatywy dowodowej, negatywny stosunek do oskarżonego czy wręcz ferowanie wyroku przed zakończeniem procesu.
W odpowiedzi, prokuratura wskazała na bardzo ogólny charakter zarzutów mec. Michała Komorowskiego, a przez to na ich niezasadność.
- Twierdzeniom obrony, jakoby Amber Gold było jedynie nieudanym biznesem, przeczą biegli, specjaliści z zakresu finansów, którzy byli przesłuchiwani w tej sprawie i wydawali opinie. Przeczą temu również treści zawieranych umów oraz dogłębna analiza czynności związanych z tworzeniem oraz funkcjonowaniem podmiotu jakim było Amber Gold. Była to klasyczna piramida finansowa, na co wskazują wszystkie zgromadzone dowody – mówi prok. Tomasz Janicki z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Marcin P. wniósł o uchylenie wyroku
Strona oskarżenia stoi na stanowisku, że zarówno Marcin P. jak i Katarzyna P. powinni otrzymać maksymalne kary: twórca Amber Gold, 25 lat pozbawienia wolności, a jego była żona, 15 lat. Obrońca nazwał te żądania "zatrważającymi".
- Czy to jest taki czyn, za który taka kara powinna być rozważana? To jest oszustwo. Dotyczy ono wielu osób. Ale czy taki wymiar kary, jaki wymierza się za kwalifikowane zabójstwo, i to nie zawsze, nie jest wywieraniem pewnej presji - pytał mec. Komorowski.
W mowie końcowej argumentował, że Marcin P. w trakcie procesu stanął do nierównej walki z prokuratorską machiną.
- Jakim arsenałem dysponowało oskarżenie nawet na etapie postępowania przygotowawczego? Grupa 20 prokuratorów, plus asystenci i niezliczone liczby osób prowadzące różne czynności w śledztwie. Czy oskarżony miał możliwość wysłania swojego przedstawiciela do udziału w przesłuchaniach osób pokrzywdzonych? Nie. Czy miał możliwość brania aktywnego udziału w czynnościach śledztwa? Nie. Ta nierówność świadczy o tym, że już na tym etapie postępowanie straciło walor rzetelności.
Obrońca zarzucił Sądowi Okręgowemu ferowanie wyroku jeszcze przez zakończeniem procesu, wskazując na słowa o „opracowywaniu wyroku w wersji skazującej”. Przypominał część pokrzywdzonych przyznających, że nie zostali wprowadzeni w błąd, wiedzieli co podpisują i byli świadomi możliwego ryzyka.
Obrońca Katarzyny P. mówiła z kolei o „drakońsko surowej” karze zasądzonej w pierwszej instancji. Mec. Anna Żurawska przekonywała, że oskarżona nie podejmowała żadnych decyzji władczych oraz, jak wskazał jeden ze świadków, pełniła jedynie rolę pracownika.
- Według opinii Ernst & Young, nie prowadziła ksiąg rachunkowych, nie odpowiadała za obsługę rachunków, nie robiła przelewów. Nie miała wiedzy i możliwości rozeznania się na temat finansowej sytuacji firmy. Ufała swojemu mężowi oraz że jego decyzje, są zgodne z prawem. Zebrane materiały nie dowodzą, że pozostawała z nim w przestępczym porozumieniu.
Marcin P. wniósł o uchylenie wyroku pierwszej instancji oraz przekazanie sprawy do ponownego rozpatrzenia. Ogłoszenie, a być może również uprawomocnienie się wyroku, nastąpi 30 maja.
W poniedziałek sąd przedłużył oskarżonemu areszt o miesiąc, do 24 czerwca, z uwagi możliwe utrudnianie prawidłowego toku postępowania.
Napisz komentarz
Komentarze