Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama

Im dalej w las, tym więcej polityki. Przed kim trzeba bronić polskie lasy?

Jedni politycy chcą ochronić lasy przed złą Unią Europejską, która ponoć zamierza zakazać nam wstępu na jedną trzecią obszarów leśnych. Inni straszą prywatyzacją terenów leśnych. Jeszcze inni zamierzają obronić je przed masową wycinką, prowadzoną przez Lasy Państwowe. A co naprawdę w lesie piszczy?

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Przed tygodniem, 14 kwietnia, Sejm przyjął uchwałę wzywającą by "Rzeczpospolita Polska zachowała wyłączne prawo do decydowania o lasach". Tego samego dnia PSL złożył projekt zmian w Konstytucji, zakładający wpisanie do ustawy zasadniczej ochrony lasów jako dobra wspólnego wszystkich obywateli. Z kolei Solidarna Polska, partia o dużych wpływach w Lasach Państwowych, zebrała podpisy pod obywatelską inicjatywą "w obronie polskich lasów".

Czy rzeczywiście ciemne chmury zawisły nad lasami?

Unia szuka pretekstu?

Obecnie poszczególne państwa członkowskie zarządzają samodzielnie swoimi lasami. Jednak Komisja Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności Parlamentu Europejskiego wydała w styczniu tego roku pozytywną opinię w sprawie  zmiany traktatów,  co pozwalałoby na przeniesienie leśnictwa z kompetencji krajowych do  kompetencji dzielonych między UE a państwa członkowskie.

Opinia nie ma mocy sprawczej - tylko jednomyślna zgoda wszystkich państw może traktaty zmienić. Jeśli Polska lub jakiś inny kraj  się nie zgodzi, tematu nie będzie.

I zapewne by nie było, gdyby nie zbliżające się wybory. Jako pierwsza obronę polskich lasów wyciągnęła na sztandary Solidarna Polska. Pod projektem ustawy, będącej "obywatelską inicjatywą" zebrano już - m.in siłami leśników, mobilizowanych przez przełożonych - około pół miliona podpisów.


Tadeusz Cymański, poseł Solidarnej Polski, ma nadzieję, że ustawa będzie procedowana już na najbliższym posiedzeniu Sejmu.

- Znamienne było przyjęcie w ostatni piątek także poselskiej uchwały w obronie polskich lasów - przypomina pomorski parlamentarzysta. I tłumaczy: - To wszystko byłoby niepotrzebne, gdyby działały mechanizmy obecnego prawa. W UE toczy się cicha gra poszerzania kompetencji organów unijnych. Zgodnie z traktatem gospodarka leśna jest wyłączona, ale wspólna jest polityka handlowa, ochrona przyrody i klimatu. Uważamy, że pod pretekstem ochrony przyrody pojawia się próba sięgnięcia po lasy.

Zapalnikiem działań SP był także marcowy werdykt TSUE, nakazujący Polsce zmianę prawa - umożliwienie skarżenia planów urządzenia lasu i lepszą ochronę przyrody podczas wycinek. Dziś, jak twierdzą ekolodzy, konsultacje są fikcją, a na działania leśników społeczeństwo nie ma wpływu.

Z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE nie zgodziły się Ministerstwo Klimatu i Środowiska oraz Lasy Państwowe. - Mądre opinie samorządów i NGOS są uwzględniane - twierdzi Tadeusz Cymański. - Pamiętajmy, że leśnicy to ludzie wykształceni, dbający od lat o lasy.

Wycinają jak zboże

Jeszcze projekt Solidarnej Polski nie trafił pod obrady Sejmu, a już ludowcy oznajmili, że mają swój projekt zmian w Konstytucji - wpisanie do niej ochrony lasów jako dobra wspólnego wszystkich obywateli. Przewodniczący PSL Władysław Kosiniak-Kamysz w ubiegły piątek oświadczył:-  Kto nie podpisze się pod tym wnioskiem, ten chce prywatyzacji lasów i obsady stanowisk.

Marek Biernacki, gdyński poseł PSL mówi, że pomysł zmian w konstytucji RP powstał dawno temu. Zgłoszono go już pod koniec wspólnych rządów PO-PSL i od tego czasu systematycznie do niego wracano.

- Uważamy, że trwałe wpisanie do Konstytucji ochrony lasów jako dobra wspólnego z jednej strony zabezpieczy polskie lasy przed grożącymi im pomysłami, z drugiej przetnie debatę polityczną, której celem jest straszenie społeczeństwa hasłem "co zrobi opozycja, gdy wygra wybory" - twierdzi Marek Biernacki. - Wiemy, że UE nie zamierza zająć polskich lasów. Jednak PiS używa od dawna tej samej metody politycznej, strasząc społeczeństwo, jak będzie źle, gdy przestaną rządzić. Tymczasem już dziś wystarczy wejść do lasu, by zobaczyć masową sprzedaż drzewa ponad polskie normy, powszechne wycinki. Lasy służą celom politycznym jednej partii. Warto więc raz wyraźnie zamknąć temat.

W UE toczy się cicha gra poszerzania kompetencji organów unijnych. Zgodnie z traktatem gospodarka leśna jest wyłączona, ale wspólna jest polityka handlowa, ochrona przyrody i klimatu. Uważamy, że pod pretekstem ochrony przyrody pojawia się próba sięgnięcia po lasy

Tadeusz Cymański / Solidarna Polska

Kwestia przyszłej polityki leśnej wymaga dyskusji. Zdaniem przedstawiciela ludowców, trzeba będzie na pewno wprowadzić mechanizmy, pozwalające na obywatelską kontrolę  ochrony lasów i wydawania środków.

- Nie wyobrażam sobie debaty bez leśników i organizacji społecznych  - mówi Marek Biernacki. - Jesteśmy za każdym dobrym rozwiązaniem, bo lasów jest coraz mniej. Wycinają  jak zboże. Problem polega na braku kontroli. Niezależnie od tego, kto będzie rządził w Polsce, jest ona niezbędna.

Dlaczego więc w ubiegły piątek PSL zagłosował za przyjęciem uchwały, w której wyrażono "zdecydowany sprzeciw wobec wszelkich działań zarówno Komisji Europejskiej, jak i Parlamentu Europejskiego prowadzących do odebrania wyłącznego prawa do decydowania o polskich lasach"? - To było przecięcie pewnej dyskusji - odpowiada krótko przedstawiciel ludowców.

Kto krzyczy "łapać złodzieja"?

Przeciw uchwale broniącej polskie lasy przed złą Unią byli za to m.in. posłowie Koalicji Obywatelskiej.

Agnieszka Pomaska także na wstępie przypomina, że to rząd PO-PSL chciał w 2014 konstytucyjnej ochrony państwowej własności lasów - a PiS zagłosował wtedy przeciw.

-  W piątek podczas sejmowej debaty zaproponowałam, by w uchwale znalazło się prawdziwe stwierdzenie, że lasy trzeba bronić nie przed UE, ale przed Solidarną Polską i rabunkową polityką, którą prowadzą jej przedstawiciele w Lasach Państwowych - mówi pomorska posłanka. - Jeśli ktoś prywatyzuje polskie lasy, to właśnie oni. Jeśli ktoś zamyka, to też oni, bo tak rąbią polskie lasy, że ciężko tam wejść. Razi mnie hipokryzja i obłuda PiS. Zatrważają dane dotyczące trzydziestokrotnego wzrostu eksportu drewna do Chin. Nikt tak głośno nie krzyczy "łapać złodzieja" jak PiS w kwestii lasów.

Prawnicy podkreślają przy tym, że uchwała ma znaczenie symboliczne i można ją najwyżej oprawić w ramki i powiesić na ścianie.

-  Uchwała w sprawie obrony polskich lasów nie tworzy żadnej normy prawnej skutecznej erga omnes - wyjaśnia Paweł Szutowicz, prawnik z Gdańska, członek "Koalicji Las jest nasz Pomorze Gdańskie". - Jest wyrażeniem jakiegoś stanowiska przez większość sejmową. Podejmowanie próby merytorycznej dyskusji z jej treścią jest raczej bezcelowe - uchwała powiela typową narrację, którą Lasy Państwowe od dłuższego czasu próbują mamić społeczeństwo.

Jesteśmy za każdym dobrym rozwiązaniem, bo lasów jest coraz mniej. Wycinają  jak zboże. Problem polega na braku kontroli. Niezależnie od tego, kto będzie rządził w Polsce, jest ona niezbędna.

Marek Biernacki / Koalicja Polska

Tyle w temacie ekologii

Paweł Szutowicz wskazuje, że w tekście uchwały znalazło się przekłamanie. Zarzut, iż od kilku lat Unia Europejska narusza zasadę pozostawania leśnictwa w kompetencjach krajowych, oddziałując na nie poprzez akty prawne wydawane na różnych poziomach, jest chybiony. Polska zgodziła się podzielić się z Unią Europejską kompetencjami w dziedzinie ochrony przyrody. Oznacza to, że pewne unijne akty prawne (np.  dyrektywa siedliskowa czy też dyrektywa ptasia), w Polsce stosuje się wprost.

 - Zatem to nie Unia Europejska próbuje wbrew traktatom oddziaływać na polskie leśnictwo. To polscy leśnicy i kontrolujący ich rząd naruszają prawo unijne w zakresie ochrony przyrody, prowadząc gospodarkę leśną w sposób sprzeczny z przepisami unijnymi - twierdzi prawnik. - Trudno też  zgodzić z wynikającą z uchwały sugestią, jakoby owe rzekome naruszanie przez Unię zasady pozostawienia leśnictwa w kompetencjach krajowych było kwestią kilku ostatnich lat. Dyrektywa siedliskowa pochodzi z 1992 roku zaś dyrektywa ptasia z 2009 roku. Konwencja z Aarhus, dotycząca udziału społeczeństwa w podejmowaniu decyzji w zakresie środowiska, której przepisy polskie państwo również narusza, pochodzi z roku 1998, a przez UE została ratyfikowana w 2005 roku. Są to zatem akty prawne, które funkcjonują w prawodawstwie UE już od dłuższego czasu, i tylko jakoś w Lasach Państwowych się nie przyjęły.

W treści uchwały czytamy też, że "wielofunkcyjna zrównoważona gospodarka leśna" "stanowi drogę do zachowania i wzbogacania różnorodności biologicznej" jak również "korzystnie oddziałuje na klimat". - Nie rozumiem, w jaki sposób przeprowadzenie częściowej rębni wielkopowierzchniowej ma być korzystne dla bioróżnorodności czy mikroklimatu na Górze Schwabego w Dolinie Radości, gdzie w przeciągu najbliższych 8 - 10 lat wycięta zostanie połowa 170 letniego drzewostanu - zastanawia się Paweł Szutowicz. - Zamiast majestatycznego lasu bukowego, dostaniemy tzw. szczotę bukową. Za naszego życia las nie odbuduje się do obecnych wymiarów. Odsłonięta próchnica wyschnie, uwalniając nagromadzony w niej węgiel, z rozoranej ściółki wyparuje woda, a na odsłoniętych zboczach rozpoczną się intensywne procesy erozyjne, wzmacniane przez co raz częstsze deszcze nawalne, których nie będą w stanie zatrzymać wyrżnięte  olbrzymy. Tyle w temacie ekologii.


A co z ustawą?

Nie wiadomo jakie będą losy konkretnego już aktu prawnego, czyli projektu ustawy Solidarnej Polski "w obronie polskich lasów". - Ustawa ta jest próbą postawienia pod ścianą pana Morawieckiego przez pana Ziobrę - uważa Agnieszka Pomaska. - To wewnętrzna rozrywka. Będziemy się przyglądać, na pewno nie biernie.

W opinii Pawła Szutowicza projekt ten jest ekstremalnym przykładem bubla legislacyjnego.  Prawnik zwraca uwagę m.in. na niekonstytucyjność przepisu zawierającego deklarację dotyczącą wyłączności kompetencyjnej. Traktaty stoją wyżej od ustawy w hierarchii źródeł prawa i jeśli kiedyś leśnictwo zostanie włączone do kompetencji łączonych, to proponowany przepis po prostu będzie bezskuteczny.

Kolejna nowelizacja nakłada na Radę Ministrów dodatkowe obowiązki konsultacyjne przed zajęciem stanowiska w sprawie leśnictwa na forum Rady Unii Europejskiej . Wstępna akceptacja Sejmu wymagałaby  2/3 głosów oddanych w obecności co najmniej połowy ogólnej liczby posłów, a następnie opinii właściwej komisji sejmowej, również udzielonej identyczną większością w obecności minimum połowy członków komisji. Dodatkowo, na wniosek 15  posłów, kompetencję w sprawie opinii mógłby przejąć Sejm, udzielając jej znów większością 2/3 głosów oddanych w obecności połowy ogólnej liczby posłów.

- To radykalne zaostrzenie przepisów w stosunku do stanowiska Rady Ministrów we wszelkich innych sprawach, wymagających jedynie opinii właściwej komisji sejmowej, wydanej zwykłą większością głosów - mówi Paweł Szutowicz. - Dlaczego zatem w sprawach "leśnych" miałby się wypowiadać cały Sejm, i to w dodatku większością niezbędną do zmiany konstytucji? Odpowiedź jest prosta. To bardzo nieudolna i kompletnie niekonstytucyjna (większości, którymi Sejm podejmuje swoje akty, mogą być określone wyłącznie w Konstytucji) próba zablokowania zmian w polskim leśnictwie na wypadek przegranej Zjednoczonej Prawicy w najbliższych wyborach.

Prawnik sugeruje, że to właśnie niska jakość projektu ustawy stała się powodem przyjęcia w ostatni piątek niezobowiązującej uchwały w obronie lasów. - Uchwała sprawia wrażenie dość desperackiej próby obrony ze strony PiS przed - z jednej strony - utratą wiarygodności w oczach eurosceptycznego elektoratu, a z drugiej - przed kompletną i nawet jak na standardy PiS zbyt poważną kompromitacją ustawodawczą, do której by doszło w przypadku przegłosowania projektu proponowanego przez SolPol - uważa Szutowicz.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama