Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wiele zostało jeszcze do zrobienia, czyli czego historycy nie wiedzą o Sierpniu '80

Są książki, które dużo miejsca poświęcają przebiegowi strajku, ale nie ma jednej, która poświęcona jest wyłącznie strajkowi sierpniowemu w Gdańsku albo szerzej – na Wybrzeżu. I od napisania takiej monografii trzeba by zacząć – mówi dr Przemysław Ruchlewski, zastępca dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności ds. naukowych.
(fot. Edward Roedin | zbiory ECS)

Czy jest coś, czego historycy jeszcze nie wiedzą o strajku sierpniowym?

Faktem jest, że to temat bardzo mocno eksploatowany. Co roku, w rocznicę wspomina się, kiedy wybuchł, dlaczego wybuchł, kiedy się zakończył, o czym mówiły porozumienia i tak dalej. Jest jednak dużo pytań, które wciąż czekają na odpowiedź. Ale o czym trzeba powiedzieć przede wszystkim, to o braku monografii na temat strajku sierpniowego. Są książki, na przykład „Rewolucja Solidarności” Andrzeja Friszke, „Bunt” Anny Machcewicz, czy „Anatomia rewolucji” Tomasza Kozłowskiego, które dużo miejsca poświęcają przebiegowi strajku. Jest „Kalendarium strajkowe” Jana Skórzyńskiego sprzed wielu lat, ale nie ma jednej, wyczerpującej książki, która poświęcona jest wyłącznie strajkowi sierpniowemu w Gdańsku albo szerzej na Wybrzeżu. I od takiej monografii trzeba by zacząć. Działania poza Gdańskiem w ogóle są mało znane. Skupiamy się na stoczni im. Lenina, ale co było w Gdyni, w Komunie Paryskiej to już nie do końca wszyscy wiedzą. A co dopiero w mniejszych ośrodkach? A przecież takich strajków, chociażby na terenie województwa gdańskiego, było wiele. Nawet strajki w innych dużych polskich miastach, jak Wrocław, Kraków, Śląsk, Warszawa też nie są dobrze opracowane. Dotychczasowe pozycje na ten temat mają charakter, powiedziałbym, przyczynkarski.

Pytam przede wszystkim o strajk gdański, bo przecież to tu „działa się historia”. Co tu jest jeszcze do ustalenia?

Nie mamy pełnego opisu działania władz państwowych. Jeszcze niedawna nie wiedzieliśmy, np. o istnieniu notatek mówiących o tym, że 31 sierpnia, a więc w dniu podpisania porozumienia, w Gdańsku byli komandosi i służby specjalne, czekające na decyzję „z góry”, czy jednak nie zaaresztować całego MKS.

Dr Przemysław Ruchlewski, zastępca dyrektora ds. naukowych w Europejskim Centrum Solidarności (Fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Wielu takich informacji pewnie nigdy nie poznamy, bo przecież w 1989 na potęgę niszczono teczki.

Dużo z tych dokumentów się jednak zachowało, tylko, że są rozproszone w różnych archiwach. Najczęściej są to zasoby IPN, ale w różnych oddziałach. Bardzo dużo ciekawych materiałów jest w Archiwum Akt Nowych, tylko trzeba przekopać się przez rozmaite teczki, i to nie jest takie oczywiste, że coś od razu znajdziemy. Słabo przebadany jest też stosunek Kościoła wobec strajków. My tylko wiemy o księdzu Jankowskim, a przecież są inni księża, którzy prowadzili msze...

O księdzu Jankowskim też chyba nie do końca wszystko wiemy?

Wiemy tyle, ile się zachowało w teczkach. Był kontaktem operacyjnym, to możemy powiedzieć ze stuprocentową pewnością. A że miał kontakty z władzą? Każdy ksiądz miał kontakty z władzą, a on akurat był na eksponowanym stanowisku, więc te kontakty były czymś naturalnym. Inna sprawa to – co on im mówił. Natomiast jeżeli co czasem się mu zarzuca – był tajnym współpracownikiem, to potwierdzających to materiałów nie ma. Do głębszego przeanalizowania jest też postawa opozycji demokratycznej wobec strajków sierpniowych: kto bezwarunkowo poparł strajk, kto był bardziej wycofany? Dalej reakcje zagraniczne. To nie jest tak, że rządy państw zachodnich podchodziły do tych wydarzeń równie entuzjastycznie, jak przebywający w Gdańsku i relacjonujący strajk na bieżąco korespondenci tamtejszych mediów. Reakcje polityków były bardziej stonowane. Dominowała niepewność: co się tu stanie? Nie wszyscy byli zachwyceni perspektywą rewolucji.

A czego nie wiemy o samych uczestnikach strajku?

Tu też wiele zostało do zrobienia. Do dzisiaj nie mamy chociażby biografii Bogdana Borusewicza, który był spirytus movens tego strajku.

Mamy jego autobiografię.

Ta książka jest 2005 roku, od tamtej pory jest wiele nowych ustaleń. Potrzebne są też pogłębione rozmowy z osobami, które brały udział w strajku, które go przygotowywały, które odpowiadały funkcyjne za pewne rzeczy. Z drugiej strony przydałyby się również pogłębione notacje z ludźmi, którzy byli w drugim-trzecim szeregu, i którzy mają zupełnie inne spojrzenie na ten strajk. Takimi, którzy nie brali udziału w tej dużej polityce, nie mieli wiedzy o jej kulisach, przez co odczuwali większą niepewność, ale też mieli w sobie więcej spontaniczności.

(fot. Małgorzata Lewandowska | zbiory ECS)

Chciałbym wrócić do zasygnalizowanej przez pana kwestii zachowania władz. Co kierowało ich poczynaniami? Jak to się stało, że ostatecznie zrezygnowano z wariantu siłowego i podpisano porozumienie?

Oczywiście nikt nie chciał powtórzyć rozlewu krwi z Grudnia ‘70. Gierek nie był osobą, która zdecydowałaby się na otwarte użycie broni. W czerwcu 1976 roku wprost wydał zakaz jej użycia. Protesty zostały wtedy bardzo brutalnie stłumione, ludzi bito pałami, ale do nich nie strzelano. Gdyby strajk sierpniowy nie wyszedł poza tereny stoczni, poza teren Gdańska, to mógłby zostać podobnie spacyfikowany. Ale to się rozlało na cały kraj. Władza nie była w stanie tego pożaru opanować, dlatego zaczęła układać się ze stoczniowcami, obiecując im różne rzeczy. Jak najpierw przyjechał Pyka [Tadeusz Pytka, jeden z ówczesnych wicepremierów, pierwszy negocjator rządowy, odwołany w drugim dniu rozmów – red.] to obiecywał budowę wieżowców. Tak ekonomicznie chciano „kupić” strajkujących, ale nie udało się tego zrobić. Władza w tym momencie była za słaba, dlatego zdecydowała się na rozwiązanie polityczne, czyli podpisanie tego porozumienia. Nawiasem mówiąc co stało się z jego oryginałem, to osobna zagadka. Jest wiele teorii, jedna mówi, że Wałęsa włożył je do kieszeni spodni, które następnie jego żona wyprała.

Na czym polegała ta słabość władzy? Na niechęci Gierka do użycia broni?

Na pewno słabością było to, że Gierek rządził już prawie 10 lat. Okres początkowej prosperity dawno się skończył. Pierwsze symptomy załamania zaczęły pojawiać się już w 1974. Ciężka zima 1978/79 obnażyła bezradność władz, a lata 1979-80 to już chroniczny kryzys gospodarczy, stagnacja, marazm. Społeczeństwo to wiedziało. Nawet jak się czyta raporty jakie SB przesyłała do partyjnych decydentów, to są tam informacje o niedoborach artykułów spożywczych, które powinny być codziennie dostępne. O niedoborach materiałów, chociażby tutaj, w stoczni. O tym, że stocznia nie może budować statków, bo kooperanci, których było kilkuset, spóźniają się notorycznie. To wszystko pokazywało słabość tego państwa. Rozmawiałem kiedyś z ówczesnym I sekretarzem KW PZPR w Gdańsku, Tadeuszem Fiszbachem i zapytałem go czy oni mieli wtedy świadomość tego, co się stanie za chwilę. Opowiedział, że w gronie pierwszych sekretarzy szczebla wojewódzkiego panowało przekonanie, że dojdzie do jakiegoś kryzysu na tle ekonomicznym. Natomiast – jak stwierdził – nie przyszło mu do głowy, że drugi raz to będzie miało miejsce w Gdańsku.

Nie ma żadnych dokumentów świadczących o współpracy Lecha Wałęsy z SB w latach osiemdziesiątych. To są pewne układanki niektórych historyków, którzy chcieliby coś udowodnić nie mając podstaw źródłowych.

A jednak stało się właśnie tu. To chyba nie przypadek?

Jednym z czynników było na pewno to, że w Gdańsku bardzo silnie kultywowano pamięć ofiar Grudnia ‘70. W 1971 roku władze obiecały, że zabici stoczniowcy zostaną upamiętnieni. Miała być tablica, miał być nawet jakiś pomnik. Jednak im dalej od tej tragedii, tym było na ten temat ciszej. Rządzący liczyli, że ludzie zapomną, a oni nie zapomnieli. I to też był ten mit budujący sprzeciw. Co roku w grudniu, ale i przy innych okazjach, np. 1 maja, pod ścianą koło bramy nr 2 ludzie składali wiązanki, palili znicze. W drugiej połowie lat 70., kiedy zaczęła powstawać opozycja antykomunistyczna, to przybrało charakter bardziej zorganizowany. Ale tych zmiennych, które zadecydowały, że to stało się w Gdańsku, było oczywiście więcej. Stocznia to był bardzo duży zakład, praktycznie każdy w mieście miał w rodzinie lub znał kogoś związanego z przemysłem stoczniowym. Ale też w Gdańsku znalazł się taki „zawodowy opozycjonista”, jak Bogdan Borusewicz, który wziął sobie do pomocy trzech młodych stoczniowców: Prądzyńskiego, Felskiego i Borowczaka, i przygotował ten strajk. A potem na jego czele stanął Lech Wałęsa i wziął na siebie tę ogromną odpowiedzialność. Bo przecież to była duża odpowiedzialność. Zwłaszcza w tych pierwszych dniach nie wiadomo było co się stanie. No i cóż – udało się.

Skoro już padło nazwisko Wałęsa, to zapytam o związane z jego osobą różne – faktyczne bądź rzekome – niewiadome. Dlaczego się spóźnił? W którym miejscu przeskoczył przez płot? Dlaczego komuniści nie wykorzystali haków, jakie na niego mieli, czyli papierów, które podpisał na początku lat 70.?

Na wszystkie te dywagacje dotyczące rzekomej współpracy Lecha Wałęsy z SB w latach 80., w tym opowieść o przywiezieniu go na strajk motorówką, nie ma cienia dowodu. Zresztą to byłoby nawet dziwne, że sama władza, w pierwszym dniu strajku, dostarczyła do stoczni zawodowego opozycjonistę, człowieka, z którym wcześniej miała problemy, którego trzeba było wyrzucić z pracy. I on ma torpedować strajk? Jest to jakaś jakieś bardzo dziwne myślenie. Nawet jak ktoś mówi, że Wałęsa doprowadził do zakończenia tzw. małego strajku [16 sierpnia władze zgodziły się na ekonomiczne postulaty stoczniowców, podpisano porozumienie i część strajkujących zakończyła protest – red.], Wałęsa dał się jednak przekonać, żeby strajk kontynuować, przekształcić go w strajk solidarnościowy i ostatecznie doprowadził do podpisania Porozumień Sierpniowych, otwierających drogę do powstania Solidarności, która zgromadziła ponad 9 400 000 ludzi! Powtarzam: nie ma żadnych dokumentów świadczących o jego współpracy w latach osiemdziesiątych. To są pewne układanki niektórych historyków, którzy chcieliby coś udowodnić nie mając podstaw źródłowych. A że w Sierpniu nie wykorzystano przeciw Wałęsie starych teczek? Myślę, że z jednej strony entuzjazm, a z drugiej całkowity brak zaufania do władz osiągnęły taki poziom, że nikt by w to wtedy nie uwierzył.

Naszą rozmowę zaczął pan od stwierdzenia, że brakuje monografii strajku sierpniowego. Nie ma chyba instytucji bardziej predestynowanej do tego by ją stworzyć, niż Europejskie Centrum Solidarności?

Będziemy dążyć do tego, żeby powstała. Zbieramy wszystkie te ustalenia na temat strajku, przeprowadzamy mnóstwo rozmów, notacji z dawnymi działaczami różnego szczebla. Gromadzimy materiały archiwalne, bo na nich będziemy się opierać. Pracy jest dużo, ale miejmy nadzieję, że w kolejną okrągłą rocznicę powstania Solidarności, taka monografia trafi do czytelników.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama