Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Miło byłoby jeszcze raz zagrać Piękną Helenę. Krystyna Łubieńska obchodzi dziś 90. urodziny

Należę do tak zwanych „aktorek wiecznie młodych”, dlatego nigdy nie liczyłam lat. I nie bardzo chciałam się chwalić tym, ile to tych wiosen mam… Mnie zawsze odmładzała scena – mówi gdańska aktorka Krystyna Łubieńska.
Krystyna Łubieńska
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Ile pani ma właściwie lat?

Jak to ile?

No ile, proste pytanie. Osiemdziesiąt? Dziewięćdziesiąt?

Co?!!! Ja mam trzydzieści lat. Gram młodą królową. Na dodatek przy nadziei.

To komediowe, droga pani! Pani ledwo trzyma się na nogach, pani chwieje się, podtrzymuje ściany, ociera pot z czoła, koronę królewską przekrzywia na bok, pani co chwila ma zadyszkę!

Co? Co?! Ja koronę przekrzywiam na bok, mdleję, nie dlatego, że opadam z sił, tylko, że rola tego wymaga!

Co mi tu pani wciska! Stara powinna grać stare, a młoda młode. Inaczej teatr nie ma sensu. Te przebieranki, te udawania… Jak dziewięćdziesięcioletnia królowa może oczekiwać dziecka? Kogo urodzi? Prawnuka?

Prawnuka?!!!! A może, a może… a może…

A może co?

A może ja chcę umrzeć na scenie? A może ja chcę tu skonać? Może chcę tu dokończyć żywota? Każdy wielki aktor o tym marzy! Każdy o tym śni, bo śmierć w roli to nie śmierć. Może dopadnie, ale rola idzie dalej, trzeba grać, nie zważać na to, że już serce pękło! Głos słychać! Wciąż słychać! Tak umiera tylko aktor! To jest wielka, dramatyczna śmierć! (śmiech)

W „Ich czworo”, Teatr Wybrzeże, 1975 (fot. Tadeusz Link | MNG)

Może na tym zakończmy, wyjaśnijmy Czytelnikom, że to fragment pani ostatniej – jak dotychczas – roli. Ledwie sprzed roku! W słuchowisku radiowym „Pajace”.

Gram Starą Aktorkę. I, zapewniam, wiem co gram! Choć będąc starą aktorką, o dziwo, grałam też młode dziewczyny. Ale to był jeszcze czas, gdy nie przyznawałam się do wieku. Teraz śmiać mi z tego się chce. Pamiętam jak ledwo skończyłam osiemdziesiątkę pojechałam na narty w Alpy. Kolejka, którą wjeżdżało się na stok była strasznie droga, jednak dla osób 80 plus o połowę tańsza. Ale ja się, głupia, nie przyznałam, że jestem uprawniona do zniżki. Widzi pani, młodość kosztuje…Teraz na nartach już nie jeżdżę.

A co pani robi?

Teraz? Pływam… Na długie dystanse.

Jak to?

Tak kochałam pływać, że już nie potrafię inaczej, teraz pływam we wspomnieniach. Pływałam od dziecka do późnych lat. Jak pojechałam do Ameryki promować film „Mój stary”, w którym zagrałam z Adolfem Dymszą, to pierwsze o co zapytałam wysiadłszy z samolotu: Czy jest tu jakieś jezioro? Tak naprawdę to sport kochałam bardziej niż teatr.

W „Czajce”, Teatr Wybrzeże, 1969 (fot. Tadeusz Link | MNG)

Inna gdańska aktorka, gdy dobiegała do dziewięćdziesiątki, wyznała mi, że łoże w którym leży ze złamaną nogą jest dla niej jak scena.

Wyobraźnia to jest skarb. I moja jest niezmierzona, to dzięki temu, że blisko 70 lat byłam aktorką i na okrągło żyłam teatrem. Teatr, a zwłaszcza sport dał mi siłę ducha. To się przydaje zwłaszcza w chwilach, gdy stan zdrowia życie nam ogranicza. Teatr… Teraz na przykład często wracam myślami do roli Ofelii w „Hamlecie”. Grałam u Wajdy w 1960 roku w Teatrze Wybrzeże.

Jak to leciało?

Pamiętam dobrze: "Po czym ja cię poznam teraz/ O kochanku mój?"… Nie miałam jeszcze trzydziestki, jak to mówiłam.

Zagrała pani rolę ponownie mając 81 lat. W projekcie „Ofelie. Ikonografie szaleństwa”.

To tylko dowód na to, że scena, jak ktoś powiedział, jest inną formą istnienia. W spektaklu tym wystąpiło jedenaście aktorek, które były Ofeliami w różnych inscenizacjach na przestrzeni pół wieku. Gdy spotkałam się z tymi aktorkami, spytały mnie, w którym roku grałam swoją Ofelię. Nie mogły uwierzyć! Dla nich 50 lat temu to jest prehistoria! Ale ja w tym projekcie moją Ofelię grałam podobnie jak kiedyś u Wajdy. Czy to dziś, czy przed wiekami ludzie przecież czują tak samo. Każdy czas ma swoje tragedie. Łzy smakują identycznie, czy ktoś ma lat 80 czy 20. Rola ta to dla mnie powrót do młodości. Dziś mogę wyznać: Pięknie żyłam! Kochałam, podróżowałam, długo byłam na scenie...

Młodość przychodzi z wiekiem, powiedziała kiedyś pani.

Dla mnie, starej aktorki ta Ofelia po osiemdziesiątce to była przygoda życia. O dziwo, łatwo przyszło mi to grać. Zagrałam szesnastolatkę mając 81 lat. I wszyscy przyjęli to, jako coś normalnego. Uwierzyli mi! To jest teatr. Dlatego ten zawód nie pozwala mi tak do końca się zestarzeć. Zagrałam mnóstwo ról. Tylko w ostatnich latach mej bytności na scenie Wybrzeża w kilku premierach. Co spektakl to młodsze kobiety! W "Blaszanym bębenku" byłam Rosvitą - dziewczyną, która kochała się na scenie z młodym chłopcem. Ostatnia moja premiera to "Czarownice z Salem". Grałam tam czternastoletnią Ruth. Może dobrze, że na tym skończyłam, bo doszłabym do roli oseska… (śmiech)

„Jonasz i błazen”, Teatr  Wybrzeże, 1958 (fot. Tadeusz Link | MNG)

Przed panią 90 urodziny.

Dziś chwalę się tym jubileuszem, bo to jednak coś! Ale kiedyś nie obchodziłam urodzin. Należę do tak zwanych "aktorek wiecznie młodych", dlatego nie liczyłam lat. I nie bardzo chciałam się chwalić, ile to tych wiosen mam… Mnie zawsze odmładzała scena. Młodnieje się, gdy wymaga tego rola, choć zawód, który uprawiałam to ciężki fach! Zbadano kiedyś, że rola Hamleta to taki sam wysiłek, jakiemu poddany jest górnik, który pracuje 12 godzin na przodku...

W gruncie rzeczy to jest coś, że tak konsekwentnie nie ujawniała pani tej daty urodzenia...

Nawet wyrwana ze snu, gdyby ktoś mnie spytał o rocznik, bez wahania odparłabym: 1410! Kiedyś aktor Stanisław Michalski zaprosił mnie do radia i pierwsze pytanie, jakie mi zadał, to: Kiedyś ty się urodziła? A ja na to: Jak to kiedy? W 1410! Staszek oniemiał: No przecież wtedy była bitwa pod Grunwaldem! No właśnie - ja mu na to - właśnie, wtedy przyszłam na świat.

Ale że udało się pani dochować tajemnicy! W dobie Internetu?

A co to jest internet? (śmiech) Stara Aktorka w „Pajacach” odmładza się co rusz ujmując sobie lat... W pewnym momencie mówi: „Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie z czego odejmować. Nad moim grobem ktoś powie: Umarła, choć jeszcze się nie narodziła!”. Poza tym długo trzymałam się zasady, że dopóki instruktorka na basenie będzie mi mówić: „Ależ pani świetnie pływa!”, do tej pory będę czuła się młodo. Ale o dziwo, mimo że nie pływałam już jakiś czas, w pewnym sensie wciąż czuję się młodo. Jest we mnie ta niebywała energia, która każe grać dalej, która każe dalej być. Kiedy grałam Antygonę, Kreon mówił do mnie: „Zaciśnij dłonie i zatrzymaj życie”. I ja o tym zawsze pamiętałam, a jak zapominałam, to scena mi przypominała. Na przykład wtedy, gdy w „Czarownicach z Salem” reżyser wymyślił, że w jako czternastoletnia Ruth mam huśtać się na huśtawce. I zrobiłam to, bez problemu. Byłam po osiemdziesiątce.

(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

To co to jest właściwie ta wieczna młodość?

Wiecznej młodości nie ma. Ale jest radość życia, mój pies, drzewa za oknem, szum wiatru, słońce, piękne wspomnienia, jest ich tyle, że wystarczyłoby na kolejne 90 lat. Tego się trzymam. Zawsze też pamiętam o uśmiechu.

Co z urodzinowym tortem?

Nie jadam tortów. Zawsze jadłam tylko twarożek.

To może jakiś urodzinowy sernik?

Pamiętam menu na „Batorym”. Homar, omlet ze szparagami, łosoś a la Frascati i Tournedos Rossini, ale ja nie mogłam na to patrzeć. Chciałam tylko twaróg! U mnie w domu jadało się lekko i mój jadłospis się nie zmienił. Zero cukru, dużo jarzyn, no i ten nabiał. Nic dziwnego, że złota sukienka, w której 60 lat temu promowałam w USA film „Mój stary” pasuje na mnie i dziś... Mój pies też trzyma dietę.

Kiedyś przyrzekała pani, że w setne urodziny wniesie panią na scenę kilku przystojnych i - co niezwykle istotne! - eleganckich młodzieńców.

Wolałabym wejść na scenę o własnych siłach. I może powiedzieć fragment z „Pajaców”, bo tam jest cała prawda o życiu starych aktorów. Czasem zastanawiam się, czy dociągnę do tej dziewięćdziesiątki, a co dopiero do setki! Jak przeglądam listę kontaktów w telefonie, to do nikogo nie można już zadzwonić, bo większość tych bliskich mi osób nie żyje... Kiedyś wydawało mi się, że nigdy się nie zestarzeję, choćby z tego względu, że nie będę miała na to czasu. Trzymało mnie w dobrej formie jeszcze coś…

„Kaligula” z Bogumiłem Kobielą w roli głównej (Fot. Tadeusz Link/MNG)

Co?

Natura i poezja. Uwielbiam naturę. Jej piękno jest mi niezbędne do życia, jak sport. Jak magia teatru. Dziś trudno o magię w teatrze. Dziś teatr jest zupełnie inny. Dla mnie prawdziwy teatr jest wtedy, gdy otwiera nam umysł i duszę. Gdy prowokuje do myślenia o sobie, o świecie. Ale trudno jest o czymś sensownym pomyśleć, gdy aktorzy na scenie zamiast otwierać nam duszę, zdejmują spodnie…

Pani by wróciła jeszcze do którejś z ról? Jak do Ofelii?

Czy ja wiem? Było ich ponad dwieście! Trudno wybrać… A na scenę zawsze można wrócić. Scena jest otwarta na każdego aktora. Co ja bym chciała znów zagrać? Gdy miałam 6 lat posadzono mnie na huśtawce na wielkiej scenie Opery Warszawskiej w balecie "Wieszczka lalek"… Miło by było zacząć wszystko od początku… Jeszcze raz na przykład zagrać Piękną Helenę. Teatr dał mi dużo szczęścia. Aktor zawsze jest młody. Słyszała pani o tym, co naukowcy mówią? Że po każdym z nas zostanie energia…

Energia?

Albo pozytywna albo negatywna. Po mnie – ta pozytywna. Serdeczne spojrzenie na świat. Świat jest wspaniały, czasem aż dech zapiera, gdy pomyślę, że wciąż tu jestem. Pani wie, dlaczego akurat ja?

(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama