Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Perpetuum mobile Józefa Chełmowskiego, kaszubskiego Leonarda da Vinci z Brus-Jagli

Nie miał sekretarki, która umawiałaby go z ludźmi, a jego podwórko zawsze było pełne turystów. Znali go wszyscy i to zanim pojawiło się coś o nim w Google. Facebook czy Instagram nie były mu do niczego potrzebne, a tym bardziej do promocji, bo jego prace i tak wszyscy chcieli mieć. Teraz spuścizną Józefa Chełmowskiego, kaszubskiego Leonarda da Vinci z Brus-Jagli opiekują się jego wnukowie, którzy założyli fundację. – Dziadek powtarzał, że co Józefowe jest dla ludzi, więc działamy – mówi prezeska fundacji, wnuczka pana Józefa Magdalena Wirkus.
Magdalena Wirkus, wnuczka Józefa Chełmowskiego, która razem z czworgiem innych wnuków mieszkających w Polsce (dwoje mieszka w Szwecji) założyła w 2019 Fundację im. Józefa i Jadwigi Chełmowskich, by zachować „przy życiu” i promować spuściznę życia twórczego dziadka (fot. Olek Knitter | Zawsze Pomorze)

Brusy-Jaglie. Kto usłyszałby o małej wiosce pod Brusami, gdyby nie żyjący tu przed laty z żoną Jadwigą i tworzący ludowy artysta Józef Chełmowski. Smykałkę do majsterkowania w małym gospodarstwie pan Józef miał od zawsze, ale artystyczna dusza narodziła się w nim dopiero, gdy był już dojrzałym mężczyzną i stróżował nocą na przetwórni runa leśnego w Brusach. Z nadmiaru czasu zaczął nocą tworzyć w korze. To był początek, który zaprowadził go na szczyt ludowego rzemiosła. Jedną z pierwszych wystaw miał na stołówce w zakładzie pracy. Później jednak zaczął wygrywać konkursy, a jego prace trafiały coraz dalej, dalej, aż w końcu wylądowały w wielu muzeach i kolekcjach prywatnych.

Pan Józef Chełmowski zmarł w w 2013 roku. Pięć lat później odeszła jego żona, Jadwiga, która jak podkreślają bliscy, była zawsze w jego cieniu, ale bez niej to miejsce nigdy nie byłoby takie samo. Razem stworzyli dom otwarty dla gości z całego świata. A ci trafiali tu przed erą google, Facebooka czy Instagrama.

Dziadek był szybciej niż Google. On sam sobie stworzył z drewna „Boży komputer” i „Boży internet” i to mu wystarczyło... Ten plastikowy uważał za stratę czasu – śmieje się Magdalena Wirkus, wnuczka Józefa Chełmowskiego, która razem z czworgiem innych wnuków mieszkających w Polsce (dwoje mieszka w Szwecji) założyła w 2019 roku Fundację im. Józefa i Jadwigi Chełmowskich, by zachować „przy życiu” i promować spuściznę życia twórczego dziadka.

Dziadek był szybciej niż Google. On sam sobie stworzył z drewna „Boży komputer” i „Boży internet” i to mu wystarczyło... Ten plastikowy uważał za stratę czasu

Magdalena Wirkus / wnuczka Józefa Chełmowskiego

Pani Magda pamięta, że miejsce u dziadków, w którym jako dziecko spędzała każdą wolną chwilę, zawsze było cudowne, tajemnicze, otwarte na gości i turystów. Miało swój klimat. I nadal tak jest. Wchodząc do mieszkania i do pracowni pana Józefa czuje się, że artysta nadal tu jest i wydaje się, że wyszedł tylko na chwilę do kościoła czy sklepu. Ściany, sufity i stoły pełne są jego prac – rzeźb, obrazów czy ksiąg. Wszystko stoi i leży tak, jakby jeszcze wczoraj tu tworzył. W ogrodzie nadal stoją wielkie rzeźby, ule barciowe i „Józefowe wynalazki”. Dla kogoś, kto był tu kilkanaście lat temu wydaje się, że nic się nie zmieniło, a jedynie ząb czasu naruszył ogrodowe prace pana Józefa. Zrobiło się też więcej wolnej przestrzeni, ale to tylko dlatego, że pięć lat temu nawałnica „zabrała” większość drzew otulających skansen i muzeum kaszubskiego Leonarda da Vinci.

Nic się nie dzieje bez przyczyny. Te drzewa co prawda tworzyły wyjątkowy klimat tego miejsca, ale teraz niejako otworzyło się ono jeszcze bardziej dla ludzi, choć nigdy ich tu nie brakowało – mówi Magdalena Wirkus. I nadal zwiedzających nie brakuje – mówi pani Magda, podkreślając, że nie chce też, aby to miejscem stało się typowo komercyjne.

U mistrza Józefa Chełmowskiego czas się zatrzymał (fot. Olek Knitter | Zawsze Pomorze)

A poprzez Fundację im. Józefa i Jadwigi Chełmowskich pani Magda z resztą rodziny chcą pozyskiwać środki na zabezpieczanie, konserwację i ochronę spuścizny artystycznej dziadka, a także promować kulturę oraz język kaszubski w nawiązaniu właśnie do twórczości dziadka. Mimo że początkowo formalna ścieżka wydawała się kręta i wyboista, to obecnie Fundacja współpracuje zarówno z samorządem województwa pomorskiego, jak i powiatem chojnickim oraz z gminą Brusy. I efekty tej współpracy już są.

Dzięki środkom z województwa pomorskiego po raz drugi w lipcu przyjadą do Brus-Jagli wolontariusze z całej Polski, m.in. pasjonaci i studenci kierunków artystycznych, którzy podczas warsztatów konserwatorskich będą zabezpieczać kolejne rzeźby pana Józefa. Dzięki wsparciu powiatu chojnickiego po raz drugi fundacja realizuje program „Wzmacnianie”.

Ten projekt ma dwa bieguny. Pierwszy to prace konserwatorskie na jednej z prac dziadka, a drugi to wzmacnianie tożsamości regionalnej i promowanie tego miejsca wśród mieszkańców powiatu chojnickiego – mówi Wirkus.

A dzięki współpracy z gminą Brusy już w sobotę, 25 czerwca, odbędzie piknik rodzinny oraz warsztaty z robienia latawców, które będą nawiązywać do sztuki Józefa Chełmowskiego.

 Odsłonimy też dziadkową maszynę do łapania żywiołów, którą z tego grantu naprawiamy – dodaje Wirkus.

I być może to, nad czym Józef Chełmowski sporo główkował i czemu poświęcił skrawek swojego ziemskiego żywota, czyli skonstruowanie perpetum mobile, dzieje się właśnie tu i teraz, już po jego śmierci, gdyż życie w jego skansenie cały czas się... kręci... Mimo że jego już nie ma...



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama