- Nadal obwiązuje ustawa z 1959 r. cmentarzach i chowaniu zmarłych - mówi dr Jerzy Karpiński, pomorski lekarz wojewódzki. - Projekt nowej ustawy jest przygotowany, ale nie był głosowany, nie wszedł w życie.
- Jest to jedno z największych zaniedbań prawnych kolejnych ministrów zdrowia - uważają lekarze.
Przepisy sprzed 63 lat min. mówią, że kartę zgonu osobie zmarłej w mieszkaniu wystawia lekarz, u którego pacjent leczył się na miesiąc przed zgonem, mieszka nie dalej, niż 4 kilometry od miejsca zamieszkania pacjenta i może dokonać oględzin zwłok w terminie nie dłuższym, niż 12 godzin od daty wezwania. Spełnienie wszystkich wymogów na raz często jest niemożliwe.
- Z punktu widzenia przychodni wygląda to fatalnie - twierdzi dr Andrzej Zapaśnik, ekspert Federacji Porozumienie Zielonogórskie, prezes przychodni BaltiMed. - W wielu sytuacjach nie jesteśmy w stanie stwierdzić zgonu u pacjentów, których rodziny zgłaszają się do nas w tym celu. Dlaczego? Często są to nie nasi pacjenci. Nawet, jeśli są do nas zadeklarowani, nierzadko nie znajdują się pod naszą stałą opieką. A wymóg jest taki, że stwierdzić zgon może lekarz, który udzielał porady pacjentowi w przeciągu ostatnich 30 dni.
W wielu sytuacjach nie jesteśmy w stanie stwierdzić zgonu u pacjentów, których rodziny zgłaszają się do nas w tym celu. Dlaczego? Często są to nie nasi pacjenci. Nawet, jeśli są do nas zadeklarowani, nierzadko nie znajdują się pod naszą stałą opieką. A wymóg jest taki, że stwierdzić zgon może lekarz, który udzielał porady pacjentowi w przeciągu ostatnich 30 dni.
dr Andrzej Zapaśnik / ekspert Federacji Porozumienie Zielonogórskie, prezes BaltiMed
Jeśli akurat zgon zostanie zgłoszony do lekarza, który przyjął tego pacjenta w ciągu ostatniego miesiąca, pozostaje pytanie - kiedy ma stwierdzić jego zgon. Lekarz może zrobić to tylko w czasie przeznaczonym na wizyty domowe.
- W naszej przychodni zgłasza się potrzebę wizyt domowych do godziny 11 - mówi prezes przychodni BaltiMed. - Jeśli rodzina zmarłego nie zgłosi się do godziny 11, bo pacjent umrze o godzinie 13 lub 16, nie mamy możliwości czasowych, żeby stwierdzić zgon.
Z drugiej strony trudno wymagać, by ludzie umierali zgodnie z rozkładem pracy medyków. Lekarze jednak tłumaczą, że w sytuacji, gdy na wizytę czeka 30-40 chorych, fizycznie nie mają kiedy jechać do zmarłych. A przepisy nakazują, by zrobić to w przeciągu 12 godzin od momentu śmierci. Z tego rodzą się napięcia.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Bez konsekwencji dla pielęgniarek za brak szczepień przeciw COVID-19?
- Dzwoni do mnie, jako kierownika przychodni, rodzina, dzwoni policja - mówi dr Zapaśnik. - Odpowiadam, że to nie nasz pacjent, nie mam kompetencji lekarza medycyny sądowej, więc policja musi sprawdzić, czy nie doszło do śmierci z powodów nienaturalnych. Wzywam policję. Oni mi na telefon mówią, że nie stwierdzają działania osób trzecich. A ja muszę mieć to na piśmie. Dzwoni do mnie NFZ, chociaż jest to świadczenie pozaumowne, za które nikt nam nie płaci. Przez luki w przepisach, będąc pod presją rodzin naszych pacjentów, niejednokrotnie jesteśmy zmuszani do obchodzenia prawa. Z tego powodu wiele nienaturalnych przyczyn zgonu może zostać przeoczonych.
Bardzo często, wręcz nagminnie zgon stwierdzany jest przez przez lekarzy Nocnej Opieki Chorych, którzy wcześniej nigdy pacjenta na oczy nie widzieli. Jest to ewidentne łamanie prawa.
- Ze względów bezpieczeństwa zadaniem lekarza jest ocena, czy przyczyny zgonu były naturalne, czy nienaturalne - tłumaczy dr Jerzy Karpiński. - Stąd najbardziej kompetentną osobą, która to może zrobić, jest koroner. To lekarz-policjant w jednym. Rasowy koroner powinien mieć specjalizację z anatomii patologicznej, medycyny sądowej, przejść odpowiednie kursy. Potrafi ocenić zagrożenie, informuje policję, pogotowie.Tylko lekarz może być koronerem.
Od lat występujemy o uregulowanie sprawy na poziomie Ministerstwa Zdrowia. I żaden minister sobie z tym nie radzi. Pytam się więc rządzących, dlaczego przez tak długie lata nie potrafią uszanować zmarłych i zapewnić im oraz ich rodzinom spokojnego przeprowadzenia procedury stwierdzenia zgonu, niezbędnej dla przeprowadzenia pochówku? Czy dlatego, że już więcej na nich nie zagłosują?
dr Andrzej Zapaśnik / ekspert Federacji Porozumienie Zielonogórskie, prezes BaltiMed
Pomorski Związek Pracodawców Ochrony Zdrowia dwukrotnie - w październiku 2019 r. i w kwietniu 2020 r. występował do powiatów w naszym województwie z pytaniem o możliwość powołania koronerów.
- W 2020 od 18 adresatów uzyskaliśmy 7 odpowiedzi - mówi Jan Tumasz, przewodniczący Pomorskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia. - Wskazywały one na brak środków finansowych i brak rozwiązań prawnych. Jedynie powiat słupski powołał koronera.
ZOBACZ TEŻ: Od 16 maja zostaje zniesiony stan epidemii w Polsce! Czy to pożegnanie z koronawirusem?
Dlaczego decyzja o powołaniu koronerów jest aż tak trudna? Kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Stawki lekarzy- koronerów nie są małe (w takim Opolu za jeden wyjazd lekarz dostaje 700 zł, znane są jednak przypadki, gdy kandydaci wymieniali o wiele wyższe kwoty). Powiaty, które powołały koronera muszą utrzymywać go z samorządowej kasy, bo państwo im za to nie płaci.
Na razie trwa odbijanie piłeczki. Lekarze piszą do komendantów policji, że prawo do wystawienia karty zgonu przez lekarza poz mylone jest z obowiązkiem. Prokuratorzy żądają, by lekarze stawiali się jak najszybciej w mieszkaniach zmarłych.
- Koresponduję w tej sprawie z policja i prokuraturą - przyznaje prezes BaltiMed. - Pytam, jakie czynności podjął prokurator, by powołać koronera w naszym mieście i uzyskuję odpowiedź, że żadnych. Od lat występujemy o uregulowanie sprawy na poziomie Ministerstwa Zdrowia. I żaden minister sobie z tym nie radzi. Pytam się więc rządzących, dlaczego przez tak długie lata nie potrafią uszanować zmarłych i zapewnić im oraz ich rodzinom spokojnego przeprowadzenia procedury stwierdzenia zgonu, niezbędnej dla przeprowadzenia pochówku? Czy dlatego, że już więcej na nich nie zagłosują?
Napisz komentarz
Komentarze