Wasyl i Lidia to małżeństwo. Przed emerytura byli pracownikami naukowymi. Córka, 41-letnia Natalia, ekonomistka, pracowała w Mikołajewie, mieście portowym w pobliżu Odessy, na stanowisku kierowniczym w urzędzie statystycznym. Wnuczka, 17-letnia Nastia chodziła do szkoły średniej. Od ubiegłego poniedziałku, 7 marca znaleźli schronienie przy ul. Legionów, w mieszkaniu użyczonym im przez rodzinę z Gdyni.
- Kiedy rozpoczęły się naloty, przenieśliśmy się do piwnic - wspomina ostatnie tygodnie w ojczyźnie Natalia. - Było ciemno, zimno i groźnie. Każda godzina przepełniona była strachem. Sytuacja stała się bardzo trudna dla schorowanych rodziców. Wtedy skontaktował się z nami znajomy z Gdyni, powiedział, że za darmo dostaniemy tu dach nad głową.
Korytarz tranzytowy dla uchodźców z Mikołajewa prowadził tylko do Mołdawii. Zabrali to, co najpotrzebniejsze, ruszyli 3 marca. Cztery godziny czekali na przejściu granicznym w Pałance, następnego dnia byli już w Kiszyniowie. Stamtąd autobus zabrał ich do Polski.
CZYTAJ TEŻ: Od środy można składać wnioski o refinansowanie pobytu uchodźców. Rząd „dołoży do ich utrzymania
- Do Rumunii wjechaliśmy w nocy, 5 marca, stamtąd przez Węgry i Słowację do Polski - opowiada Natalia. - Wieczorem, 6 marca wysiedliśmy przy dworcu w Warszawie. W paszportach mamy tylko pieczątki z granicy w Mołdawii, Rumunii i przy wjeździe na Węgry. Potem już nas nikt nie sprawdzał.
Pociągiem dotarli do Gdyni. Długa podróż, a wcześniejsze koczowanie w piwnicach, odbiło się bardzo źle, zwłaszcza na seniorach. Chorująca na Parkinsona pani Lidia zmaga się z ciężkim kaszlem. Okazało się, że to zapalenie płuc. Chora jest także Natalia.
- Mimo problemów ze zdrowiem Natalia zaczęła natychmiast szukać pracy - mówi pan Mikołaj, właściciel lokalu, gdzie trafili uchodźcy. - To są bardzo wrażliwi ludzie, widzę, jak krępuje ich, gdy robimy im zakupy. Od razu zadeklarowali, że nie chcą być na naszym utrzymaniu, że kiedy tylko będzie to możliwe, wrócą do siebie.
Nadzieję dla uchodźców niosły informacje o zmianę przepisów prawnych, umożliwiających automatyczną legalizację pobytu i pracy Ukraińców w Polsce. Do tego miała dojść jednorazowa, 300-złotowa zapomoga oraz refundacja kosztów utrzymania (40 zł dziennie na osobę) dla tych, którzy przyjęli obcych ludzi pod swój dach.
Wykluczeni przez specustawę
Tzw. specustawa już od początku - nie wiadomo dlaczego - wykluczyła jednak z pakietu pomocowego takich ludzi, jak rodzina z Mikołajewa. Mimo poprawek, zgłoszonych przez Senat, Sejm zadecydował, że pomoc będzie skierowana wyłącznie do osób, które po 24 lutym przekroczyły granicę ukraińsko-polską. Pozostali - a ocenia się, że jest to już ponad 100 tysięcy osób - zostali potraktowani jako uchodźcy drugiej kategorii, którym pomoc się nie należy. "Zawinili" tym, że zgodnie z zaleceniami władz ukraińskich nie ryzykowali życia jadąc przez ogarnięty wojną kraj!
Decyzja Sejmu została już skomentowana przez ekspertów prawa międzynarodowego. Na stronie prawo.pl czytamy, że : "Polska złamie decyzję wykonawczą Rady (UE) nr 382, jeśli ograniczy pomoc udzielaną uchodźcom jedynie do obywateli Ukrainy, którzy przybyli do Polski bezpośrednio z terytorium Ukrainy. Zdaniem prawników, Polska nie ma prawa sama określać definicji tych, którym pomaga, bo decyzja Rady ma być stosowana bezpośrednio. Jeśli nie zmienimy specustawy, sprawa może się skończyć dla nas nawet w Trybunale Sprawiedliwości. Możemy też nie otrzymać z UE pieniędzy na pomoc uchodźcom".
Prawnicy podkreślają, że nasz kraj nie ma prawa wybierać sobie tych, którym chce pomagać.
Opinie prawne nie zmieniają sytuacji zwyczajnych, zagubionych na obczyźnie ludzi, w tym pary sędziwych wykładowców, ich córki i wnuczki, zamieszkałych w Gdyni.
- Dzwoniłem do Straży Granicznej, usłyszałem, że przepisy specustawy rodziny z Mikołajewa nie dotyczą - mówi pan Mikołaj, który zdecydował się przyjąć uchodźców pod swój dach. - Nie dostaną numerów PESEL oraz pomocy, jak ich rodacy. Uważam to za głęboko niesprawiedliwe . Czy oznacza to, że musimy teraz zapakować schorowanych ludzi w podeszłym wieku do samochodów, potem wieźć przez cały kraj, by przeszli granicę polsko-ukraińską i jeszcze raz do Polski wrócili?
O szanse pomoc, nie tylko ze strony miasta, dla pani Lidii i pana Wasyla oraz ich bliskich spytałam wiceprezydent Gdyni, Katarzynę Gruszecką-Spychałę.- Specustawa, niestety, nie objęła wszystkich uchodźców - przyznaje wiceprezydent.. - Dotyczy wyłącznie tych, którzy do Polski jechali bezpośrednio z Ukrainy. Nie zmienia to faktu,że obecnie prawo europejskie na mocy decyzji Rady, niezależnie od prawa krajowego, chroni również tych którzy wybrali okrężną drogę np. przez Mołdawię czy Słowację. Niestety, nie do końca wiadomo czy i jak w tej chwili legalizować ich pobyt , a także zatrudnienie. Mogą jednak być spokojni, że prawo unijne przyznaje im taką ochronę . Mam nadzieję, że wkrótce ukażą się jasne przepisy wykonawcze precyzujące, jak dalej procedować status takich osób.
ZOBACZ TEŻ: Pociąg z uchodźcami z Ukrainy przyjechał do Gdyni
Problemem sędziwych uchodźców "drugiej kategorii" zainteresowała się również Henryka Krzywonos-Strycharska. - Na pewno będziemy działać w ich sprawie - zadeklarowała posłanka, prosząc o szczegółowe dane rodziny z Mikołajewa.
Natalia, która już otrzymała wstępną propozycję pracy, musi teraz czekać na rozwiązanie problemu.
- Właściwie tylko ja mogę pracować - tłumaczy. - I muszę pracować, bo nie mamy żadnych środków do życia. W Ukrainie zostawiliśmy wszystko, dom, samochód, całe nasze życie. Musimy tam wrócić, choć wojna i ucieczka bardzo się na nas odbiła. Szczególnie mama jest bardzo schorowana, w dodatku okropnie załamana tym wszystkim. Na szczęście zobaczył ją już lekarz, zapisał antybiotyk. Może pomoże.
Natalia na chwilę milknie. Potem mówi cicho: -Nawet nie wiecie, jak bardzo każdego dnia dziękujemy wam za pomoc. I mam wielką nadzieję, że któregoś dnia będę mogła się za to wszystko odwdzięczyć.
Dłużej nie możemy rozmawiać. Natalia płacze.
Napisz komentarz
Komentarze