- Ostatni przypadek błonicy, z jakim się zetknąłem, widziałem kilkadziesiąt lat temu - mówi dr Marek Prusakowski, emerytowany lekarz chorób zakaźnych. - Jest to choroba, która głównie dotyczy dzieci, a zaraźliwość jest dość duża. Przebiegi bywają bardzo burzliwe.
Szczepienia szczęśliwie zlikwidowały ten problem w Polsce. Oczywiście u tych, którzy się zaszczepili.
CZYTAJ TEŻ: Bezpłatne szczepienia dzieci w szkołach przeciw HPV. Rodzice przeciwni
Umierały tysiące dzieci
Błonica jest ostrą, zakaźną choroba, za która odpowiadają bakterie zwane maczugowcami. Wylęga się przez 2-3 dni, podczas których chory bardzo zakaża.
Jak czytamy na stronach Głównego Inspektora Sanitarnego, choroba rozpoczyna się gorączką, bólem gardła, trudnościami w połykaniu oraz powiększeniem węzłów chłonnych i powstawaniem silnie przylegających, szarych, półprzezroczystych lub czarnych zmian martwiczych na migdałkach i błonie śluzowej gardła. Zmiany martwicze przy próbie oderwania krwawią. W ciężkiej postaci błonicy dochodzi do zatrucia całego organizmu. Występują zaburzenia pracy serca, porażenia mięśni, co może prowadzić do zgonu.
Tylko w latach 40. XX wieku epidemia błonicy w Europie spowodowała milion zachorowań, zmarło 50 tys. osób. Do ostatniej, dużej epidemii w Polsce doszło w połowie ;lat 50. XX wieku. Na każde 100 tys. osób zachorowały 163.
Chorobę udało się opanować po wprowadzeniu masowych, obowiązkowych szczepień w latach 60 XX wieku. Skojarzona szczepionka Di-Per-Te przeciw błonicy, krztuścowi i tężcowi zabezpieczyła kolejne pokolenia.
Czy na pewno jesteśmy bezpieczni?
Dziecko, które zachorowało po powrocie z Zanzibaru, nie było szczepione. Podobnie jak około 90 tys. młodych Polaków, których rodzice postanowili "chronić przed igłą". Tylko na Pomorzu żyje ponad 6,5 tys. nieszczepionych, z wyboru rodziców, dzieci. Co to oznacza dla pozostałych mieszkańców?
- Zagrożenie dla pacjentów zaszczepionych i niezaszczepionych jest różne - mówi dr Sławomira Niedźwiecka, ordynator oddziału obserwacyjno-zakaźnego dla dzieci w szpitalu na gdańskiej Zaspie. - Jest to czynnik oznaczający zmianę zarówno postępowania, jak i rokowania.
Lekarze zakładają, że istnieje tzw. pamięć immunologiczna, która w momencie ponownego kontaktu z bakterią obudzi przeciwciała. Dlatego przebieg choroby u dorosłego, zaszczepionego przed laty, był lżejszy, niż u sześciolatka zakażonego błonicą. Po wprowadzeniu leczenia specjalną surowicą, objawy u dorosłego już się cofnęły.
POLECAMY RÓWNIEŻ: Na Pomorzu rozpoczęto kolejną turę szczepień przeciw COVID-19
- W przypadku wrocławskim wyraźnie widać, że źródłem problemu był brak szczepień dziecka - podkreśla dr Niedźwiecka. - Fakt, że tylko dziecko ciężko zachorowało, jest argumentem przemawiającym za koniecznością szczepień. Ponadto aby doszło do zakażenia, musi być długi i bliski kontakt.
Nawet jeśli osoba zaszczepiona zachoruje, nie ma tak gwałtownego i poważnego przebiegu choroby. Jeśli dziecko jest zaszczepione, to ewentualne zachorowanie przebiegałoby bez powikłań i konieczności umieszczenia go na oddziale intensywnej terapii.
Wyjeżdżamy i co dalej?
Sytuacja, w której służby sanitarne rekomendowały zbadanie pasażerów trzech samolotów, którymi z Zanzibaru wracało zakażone dziecko, pokazuje jednak, że problem został uznany za poważny.
- Niestety, osoby wyjeżdżające na zagraniczne wyjazdy nie korzystają z porady specjalistów medycyny podróży - tłumaczy dr Sławomira Niedźwiecka. - Należy zrobić to na sześć tygodni przed planowanym wyjazdem. Specjalista medycyny podróży przygotowuje cały pakiet postępowania z zaleceniami szczepień, pozwalających czuć się bezpiecznie w podróży.W przypadku błonicy, tężca i krztuśca, dorosła osoba powinna co 10 lat odnowić te szczepienia.
W zależności od destynacji, lekarz medycyny podróży dokonuje przeglądu wykonanych szczepień. Dotyczy to dzieci i dorosłych. Do tego dochodzi porada, jak się zachowywać już na miejscu docelowym i czego unikać.
Jak poinformował GIS, na terenie Polski nie występuje zagrożenie błonicą.
Napisz komentarz
Komentarze