Garstka zdecydowała za większość
Należy zacząć od tego, że rowerowa ekostrada ze Śródmieścia na Chełm to jeden ze zwycięskich projektów Budżetu Obywatelskiego 2024. Uzyskał powalającą liczbę… 2579 punktów. W całym budżecie zagłosowało zaledwie 10 procent mieszkańców miasta. Przecież to jest jakaś paranoja.
Budżet Obywatelski należy zmienić. A konkretnie egzekwowanie jego wyników. Powinien obowiązywać próg ważności głosowania - nie może być tak, że garstka ludzi decyduje o tym, jak ma wyglądać kluczowa arteria miasta. Bo to nie jest siłownia na świeżym powietrzu czy więcej drzew na klombie. To jest proszenie się o jeszcze większy paraliż południowej części Gdańska.
CZYTAJ TEŻ: Na Armii Krajowej w Gdańsku tylko dwa pasy dla kierowców. Trzecim pojadą rowerzyści
Druga sprawa jest taka, że to, że lud wybrał, nie oznacza, że należy temu przyklasnąć. Już Churchill mówił, że demokracja to najgorszy ustrój na świecie, ale nikt nie wymyślił lepszego. Miasto powinno pomyśleć, czy taki projekt ma w ogóle uzasadnienie. W tym przypadku nie ma żadnego.
A tak ułamek populacji Gdańska, z których jakaś część będzie korzystać z nowej drogi rowerowej, zdecydowało o tym, jak będzie wyglądać wyjazd z centrum miasta kilkudziesięciu tysięcy ludzi, którzy dzień w dzień poruszają się tą trasą.
To głupota. Po prostu
Nie twierdzę, że droga rowerowa nie jest potrzebna. Może i jest, jednak nie w takim kształcie. A na pewno nie w tej chwili. Zabieranie jednego pasa tak istotnej drogi tylko po to, żeby przejechało nim paru cyklistów, jest najzwyczajniej w świecie nieuzasadnioną decyzją, która jeszcze bardziej zakorkuje ten fragment miasta. Jest głupotą - nazywajmy rzeczy po imieniu.
Już można zauważyć pierwsze skutki, ponieważ realizacja inwestycji ruszyła 17 marca. Prace mają potrwać do końca wakacji. Cyrk zatem dopiero przed nami. Po pierwsze w sezonie letnim przyjeżdża tu morze turystów, a po drugie czeka nas jeszcze Jarmark św. Dominika, który wyłącza z ruchu całe Główne Miasto. Gdańsk stanie w każdym kierunku. I tak będzie co roku. Ponieważ ten trzeci pas Armii Krajowej jeszcze pozwalał ten natłok pojazdów jakoś uregulować. Nie zdziwię się, jak w sierpniu media będą informować o korku od stadionu żużlowego do Łostowickiej.
Rozwiązania, które generują problemy. I koszty
Kolejną kwestią, która wpływa na to, jak będzie wyglądało poruszanie się po mieście to pojawiające się jak grzyby po deszczu kolejne naziemne przejścia dla pieszych. Rozumiem ułatwienia, pójście z duchem czasu i tak dalej. Jednak miasto jest dla wszystkich. A w momencie, w którym nie jest ono wydolne komunikacyjnie, nie należy na siłę wprowadzać zmian. Zwłaszcza w miejscach, gdzie są tunele. Aby zniwelować trudności tworzone przez schody, wystarczy przecież zrobić lekko nachylone zejścia, którymi każdy bez problemu się przemieści.
Trzeba tylko pomyśleć, a nie dla zasady wprowadzać rozwiązania, które tylko generują problemy. Bo do tego dochodzi beznadziejnie działający system Tristar, który w wielu miejscach w ogóle nie odpowiada warunkom na drogach oraz komunikacja miejska, która wcale nie zachęca, żeby z niej korzystać.
No dobra, jeśli ktoś pracuje we Wrzeszczu albo w centrum i mieszka na Morenie - super, chwila moment i jest na chacie. Ale jeśli już ktoś chce jedną linią z Wrzeszcza dojechać do domu na Lawendowe Wzgórze… Trzy doby, dwa przejścia graniczne i zmiana stref czasowych. Wspaniale ktoś sobie wymyślił trasę autobusu 115. Inna opcja? Kilka przesiadek - w godzinach szczytu czas podróży pewnie podobny.
Jezioro damy tutaj
Kocham to miasto. Nie wyobrażam sobie mieszkać w tym kraju gdziekolwiek poza Gdańskiem. Ale po prostu tu nic ostatnio nie działa. Człowiek już się nawet nie denerwuje, tylko puka w czoło i idzie dalej. Jest dużo więcej palących inwestycji do zrealizowania - węzły przesiadkowe, udrożnienie południa miasta, rewitalizacja dzielnic. Naprawdę - ekostrady i przejścia mogą poczekać. Należy naprawić to, co obecnie nie funkcjonuje, a nie psuć to jeszcze bardziej.
Jednak do tego trzeba umiejętności zarządzania, planowania i wczucia się w potrzeby mieszkańców. W Gdańsku to wszystko kuleje. Wiem, co mówię. Przez półtora roku blisko współpracowałem z miejskimi organami. Tam się zgadza bardzo niewiele, a energia jest marnowana na kwestie kompletnie nieistotne. Zdecydowanie bardziej w tej chwili to wszystko wygląda jak filmowe „jezioro damy tutaj”. Obawiam się, że przed nami jeszcze wiele „wspaniałych” decyzji.
Napisz komentarz
Komentarze