Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

W sądzie w Gdańsku ruszył proces ws. homofobicznej furgonetki

Czy negatywne wobec osób homoseksualnych hasła prezentowane na banerach furgonetki Fundacji Pro - Prawo do Życia oraz emitowane z niej przy pomocy głośników stanowiły naruszenie dóbr osobistych członków Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT+ „Tolerado” oraz szerzej osób o tej orientacji seksualnej? Na to pytanie odpowiedzieć ma proces, który w poniedziałek 14 lutego rozpoczął się przed Sądem Okręgowym w Gdańsku.
Marsz Równości
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Pederaści żyją średnio 20 lat krócej”, „Czyny pedofilskie zdarzają się wśród homoseksualistów 20 razy częściej”, „70 proc. procent zachowań na AIDS dotyczy pederastów” oraz „31 proc. dzieci wychowywanych przez lesbijki i 25proc. wychowywanych przez pederastów jest molestowanych” – takie hasła były m.in. prezentowane na plandece samochodu, który od 2019 roku krążył m.in. po ulicach Trójmiasta.

Auto, które reprezentowało Fundację Pro - Prawo do Życia, zostało zgłoszone do sądu przez Stowarzyszenie na rzecz Osób LGBT+ Tolerado. W ocenie Sądu Okręgowego w Gdańsku, stowarzyszenie nie ma czynnej legitymacji do występowania w imieniu społeczności LGBT+, jednak po apelacji, sprawa ponownie trafiła do I instancji, a proces rozpoczął się w poniedziałek 14 lutego 2022 roku i zeznawali tego dnia świadkowie wezwani przez Tolerado.

- Wielokrotnie spotykałam się z rodzicami, którzy mówili, że mówi się „różne rzeczy” – wskazywała Anna Strzałkowska, była współprzewodnicząca Gdańskiej Rady Równego Traktowania oraz (również już była) pierwsza prezeska Stowarzyszenia na rzecz Osób LGBT+ Tolerado. Wskazywała, że sama od 12 lat ma żonę i wychowuje 8-letniego syna. Mówiła o „plandekach, które propagowały mowę nienawiści”. - Rozpowszechnianie treści o tym, że jesteśmy pedofilami, że gwałcimy swoje dzieci, że kłamiemy – wskazywała opisując działalność furgonetki. - To są hasła, które propagują nienawiść wobec nas jako grupy – zaznaczyła w innym miejscu.

- Ja osobiście, jako nauczycielka, trenerka i matka czuję się tymi treściami pomówiona – dodała. - Doświadczam osobiście, tak jak koledzy ze stowarzyszenia, co jest objęte inną procedurą karną, gróźb – mówiła.

Przytaczała badania, z których wynika, że ponad połowa osób LGBT padała ofiarami nienawiści lub przemocy, a 55 procent z nich miało w ciągu ostatniego roku myśli samobójcze. Skutkiem tego – jak zwróciła uwagę – jest np. konieczność montażu monitoringu wokół domu, w którym mieszka.

- To nienawiść, to przemoc, to ręka podniesiona na drugiego, jest nie do przyjęcia w Gdańsku – mówiła Anna Strzałkowska. Powoływała się na zabójstwo Pawła Adamowicza, jako „efekt nienawiści”. - Przyznam, że czułam się kompletnie bezradna. Po tym czasie, gdy samochód wyjechał – w lutym 2019 roku, miałam wiele sygnałów od mieszkańców – podkreśliła i wymieniała liczne interwencje miejskich instytucji w tej sprawie. Działalność furgonetek określiła jako „nawoływanie do nienawiści”.

Dopytywana przez adwokat Katarzynę Wareckę, reprezentantkę stowarzyszenia Tolerado stwierdziła, że autor cytatów części tekstów z furgonetki - Paul Cameron już w latach osiemdziesiątych postulował „leczenie homoseksualizmu” oraz „propagował treści, że osoby homoseksualne biją, popełniają przestępstwa, kłamią”, a tą orientacją seksualną „można się zarazić”. Jak stwierdziła, jego przekonania dotyczyły tego, że osoby homoseksualne nie potrafią odczuwać miłości. Drugi wykorzystywany na plandece autor - Mark Regnerus, miał - jak wskazywała Strzałkowska - odcinać się od homofobicznego wykorzystywania jego przekazu. Powoływała się też na historyczne, analogiczne przykłady nierzetelnych badań, które teoretycznie mogłyby uprawniać twierdzenia, że „osoby niepełnosprawne są gorsze” lub „osoby czarnoskóre są mniej inteligentne”.

To nienawiść, to przemoc, to ręka podniesiona na drugiego, jest nie do przyjęcia w Gdańsku

Anna Strzałkowska / była współprzewodnicząca Gdańskiej Rady Równego Traktowania oraz była pierwsza prezeska Tolerado

- Jak wyszłam to usłyszałam, że jestem pedofilką, że gwałcę, że molestuję – wspominała atak na rodzinny piknik LGBT w Sopocie zakłócony przez przeciwne mu środowiska. Przypominała również twierdzenia, że osoby homoseksualne rzekomo dążą do legalizacji pedofilii.

Dopytywana przez mec. Warecką, pomimo protestów pełnomocnika przeciwnej strony, stwierdziła, że informacje na temat naukowej wiedzy o homoseksualizmie są powszechnie dostępne m.in. w internecie. Dopytywana przez adwokata Filipa Wołoszczaka wskazywała, że na samochodzie prezentowane były wizerunki tęczowej flagi, „które odnosić się mogły do naszego stowarzyszenia” (jak podkreśliła – tęczowa flaga – jest symbolem, używanym przez stowarzyszenie „Tolerado”).

Danuta Sowińska, specjalistka do spraw marketingu, prezeska Fundacji Divercity.pl, była członkini zarządu stowarzyszenia Tolerado mówiła, że sama padła ofiarą gwałtu w wieku 12 lat [jak tłumaczyła w innym miejscu, zgłosiła sprawę do organów ścigania po 22 latach, a przestępstwo uległo przedawnieniu po 15], a hasła na furgonetkach spowodowały, że musiała trafić na terapię.

- Było to dla mnie po prostu okropne – zaznaczyła i przekonywała, że nagłośnienie furgonetki docierało do mieszkańców w okolicach, gdzie przejeżdżała i powodować mogło m.in. „stres mniejszościowy”.

Wspominała o twierdzeniach TVP na temat tego, że personalnie miała ona „seksualizować” dzieci. - Bardzo dużo agresji było z tamtej strony – wspominała odnosząc się do oponentów.

Adwokat Filip Wołoszczak, pełnomocnik fundacji Pro Prawo do Życia dopytyał czy na banerach wskazywane były konkretne osoby, na co usłyszał od Danuty Sowińskiej odpowiedź przeczącą.

Wszystko wskazuje na to, że właśnie pytanie o konkretne osoby może okazać się w sprawie kluczowe. Polskie prawo karne penalizuje bowiem dyskryminację m.in. ze względu na rasę czy wyznanie, lecz nie w związku z orientacją seksualną. Proces cywilny ma więc służyć wykazaniu tego, że homofobiczne stwierdzenia wypisane na furgonetce, stanowiły naruszenie dóbr osobistych osób homoseksualnych jako takich, bowiem plandeki i odtwarzany w głośnikach z nagrania przekaz nie był wymierzony w żadne wskazane z nazwiska czy bliżej określone osoby.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama