Czy Pomorze, panie pośle, dobrze wykorzystało przez lata naszą obecność w Unii Europejskiej?
Mam ten przywilej, że mogę łączyć perspektywę pomorską z krajową, a nawet z międzynarodową. Patrząc z takiego punktu widzenia, na Pomorzu mamy powody do dumy. Nie tylko dlatego, że wykorzystaliśmy finansowe szanse, które przyszły w samą porę. Ale także dlatego, że Pomorze jest dobrze w Unii reprezentowane. Na tle innych krajów powodem do dumy jest także to, że Polska, oskarżana w ostatnich latach o utratę praworządności, ma czystą kartę w wykorzystywaniu funduszy unijnych. W przeciwieństwie, na przykład, do Węgier, gdzie Victor Orban zbudował system oligarchiczny za pomocą tych funduszy i przez to doczekał się ich zawieszenia.
Czym pan sobie tłumaczy tę naszą czystą kartę?
Na szczęście, nawet jeśli były pokusy w aferalnych czasach rządów PiS, to perspektywa budżetowa na lata 2014-2020, której byłem współautorem, była już uzgodniona i zaprogramowana. Zarówno na szczeblu centralnym jak i lokalnym. 40 proc. środków znalazło się w gestii regionów, czyli marszałków, takich jak nasz Struk. I jeśli ktoś chciałby zaszkodzić, skręcając w stronę „swoich”, niewiele mógł zrobić...
Nadal jest tak, że nie można temu zaszkodzić?
Jest pewna rysa, o której wspomnę, bo zakłóciła ostatnio mój optymistyczny obraz. Okazało się, że Komisja Europejska wykryła nieprawidłowości w wydatkowaniu pieniędzy przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, które zaczęły się już roku 2018. A to może oznaczać utratę funduszy. Mimo tego, w przekroju międzynarodowym Pomorze prezentuje się dobrze.
Ale w przypadku Pomorza nie fundusze są dla mnie najważniejsze, lecz uczestnictwo w największym na świecie obszarze wolności obywatelskich i demokracji i to, że staliśmy się beneficjentami Europy otwartych granic. A pieniądze są o tyle istotne, że Polska - kraj bardzo przedsiębiorczy na tle sąsiadów - miała przed wejściem do Unii Europejskiej bardzo ubogą infrastrukturę. Pod każdym względem. Od transportowej począwszy na szkolnej i szpitalnej skończywszy. Po wejściu do Unii Europejskiej ruszyły wielkie inwestycje. Mieliśmy tyle autostrad, ile zostawili Niemcy, a wydłużyły się do 1800 km. Można nawet ogłosić konkurs piękności wśród mieszkańców, która inwestycja, wsparta z funduszy unijnych, najbardziej nam się udała. W sumie „skonsumowaliśmy” na Pomorzu 60 mld zł. od roku 2004, na 35 tysięcy projektów. Jadąc przez Pomorze, można wszędzie zobaczyć tablicę z informacją, że to i owo powstało dzięki dotacjom z Unii.
Pan ma swoją klasyfikację takich inwestycji?
Wybór jest trudny! To na pewno bezkolizyjne drogi i odnowa węzłów i linii kolejowych. Sukcesem jest Kolej Metropolitalna, w 85 proc. sfinansowana z funduszy europejskich. Bardzo mnie cieszy rewitalizacja Dolnego Miasta w Gdańsku, Oruni. Ale te rewitalizacje, dzięki którym wyładniały nasze miasta, zobaczymy na całym Pomorzu, od Ustki po Malbork. Dzięki funduszom unijnym mamy Filharmonię Kaszubską w Wejherowie, nowy teatr w Słupsku, ECS w Gdańsku, Gdyńskie Centrum Filmowe, Pomorski Park Naukowo-Technologiczny i Muzeum Emigracji w Gdyni, pierwszy tunel w Polsce pod rzeką, Martwą Wisłą, ale także Pętlę Żuławską. Długa lista...
Zamknijmy przeszłość i spróbujmy spojrzeć w przyszłość na budżet UE w latach 2021-2027, także dla Pomorza.
Odzyskaliśmy przyszłość po odblokowaniu funduszy UE, bo do 15 października 2023 była to karygodna strata czasu. Dygnitarze PiS przecinali wstęgi przy inwestycjach (np. tunel na „zakopiance” i tunel w Świnoujściu) finansowanych z „mojego” programu. Nowe fundusze są skandalicznie opóźnione. Nie tylko fundusze strukturalne 2021-27, ale także KPO. A przecież krajowe plany odbudowy powstały po to, by możliwe szybko zasilić gospodarkę po pandemii. My uzyskaliśmy dostęp do unijnego skarbca niemal po trzech latach (pierwsza transza 27 mld zł). Dopiero teraz rusza też znacznie większy program na lata 2021-27. Wprawdzie cała Polska traci miliardy w stosunku do „mojego” budżetu 2014-20, a Pomorze traci miliony, ale to wciąż 7,3 mld złotych dla naszego regionu. W przypadku tych unijnych funduszy bardzo istotne będzie inwestowanie w innowacyjność, cyfryzację i w zieloną energię. Na to będzie najłatwiej pozyskać pieniądze. Ale nie tylko, wiem, że Urząd Marszałkowski w Gdańsku ma w planie zakup za unijne pieniądze 36 nowych składów SKM-ki.
Wielu publicystów i polityków zapowiada, że tegoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego będą najważniejszymi wyborami od lat. Świat się chwieje, ogarnięty konfliktami, tymczasem do głosu w wielu krajach europejskich dochodzą populiści, żeby nie powiedzieć przeciwnicy Unii Europejskiej. Jak ta polityczna mapa po wyborach do PE może wyglądać?
Moim zdaniem, po wyborach wyłoni się parlament, w którym będą dwa mocniejsze skrzydła i słabszy środek, który dotąd dyktował reguły gry. Nade wszystko mocno się wzmocni skrzydło prawicowe. Musimy się liczyć nawet z brunatnymi pomrukami na forum przyszłego parlamentu, a na pewno z euro sceptycyzmem. Od czasu kryzysu migracyjnego populizm w wielu krajach jest w natarciu. Tak jest w Niemczech, w postaci antyeuropejskiej AfD, ale też w Austrii, Belgii, Włoszech i Francji. Holandia i Słowacja już skręciły w prawo, a Węgry Orbana od lat trzymają się mocno. Patrząc na taką mapę polityczną, nie dziwi radość Europy z obrony demokracji i europejskiego kursu w Polsce przez koalicję 15 października 2023 roku. Dzisiaj po optymizm jedzie się do Warszawy!
O czym będą te wybory? Jakie tematy je zdominują?
Antyeuropejska prawica w Polsce będzie na pewno „grać” migracją i Zielonym Ładem. Ale przecież w nowe dwudziestolecie Polski w Unii wchodzimy z bagażem wojny za miedzą. Putin odmienił Europę, która wcześniej była projektem pacyfistycznym. Teraz musi zamieniać się w unię obronną, z rosnącymi wydatkami na zbrojenia. Zresztą to nie tylko sprawa wojny i Putina. To także niewiadoma, związana z listopadowymi wyborami w USA. Europa musi się ubezpieczać na wypadek zwycięstwa Donalda Trumpa tworząc własną siłę odstraszania.
Możliwe jest przy takim populizmie zbudowanie europejskiej solidarności i suwerenności?
Nie mamy wyboru. Wróg u bram! Gdybyśmy zsumowali potencjały europejskich krajów to razem jesteśmy silniejsi, niż Rosja. UE, bez Wielkiej Brytanii, to 10-krotność PKB Rosji, ci się przekłada na zdolność finansowania zbrojeń. Ale te potencjały muszą zacząć się sumować. Jestem jednak niezadowolony z tego, że przed wyborami forsowane są zmiany, które żywią populizm.
Jakie zmiany?
Na przykład, daleko idąca próba zmiany traktatów odchodzenia od zasady jednomyślności w wrażliwych kwestiach polityki zagranicznej. To doskonała pożywka antyeuropejskiej prawicy. Zielony Ład rolnicy już oprotestowali na ulicach, ale to nie koniec spornych legislacji, bo mamy jeszcze pakt migracyjny. To wszystko piętrzy się przed wyborami do PE. Uważam, że ten pośpiech aby domknąć te programy jeszcze w obecnej kadencji, może sprzyjać antyeuropejskiej prawicy.
Grupa eurosceptyków rośnie też w Polsce.
Polska przez lata była najbardziej euro entuzjastycznym krajem w Unii Europejskiej. Ale wieloletnie „pranie mózgów”, z udziałem TVP, zrobiło swoje. Zjednoczona Prawica straszy pomysłami dotyczącymi zmian traktatowych, które miałyby doprowadzić do budowy superpaństwa federalnego pod dyktando Niemiec. Straszy migracją. Tym samy ożywia „Strachy na Lachy”, które już były rozbudzane przed referendum akcesyjnym w Polsce roku 2003. Zapłaciliśmy wówczas za nie bardzo niską frekwencją w dwudniowym referendum. Tylko 59 proc. uprawnionych wzięło udział w głosowaniu, które przesądziło o losie Polski! Niewielka, świadoma większość sprawiła, że nie dzielimy losu Ukrainy i Mołdawii...
Jak na tym tle eurosceptyków wygląda Pomorze? Jesteśmy większymi euroentuzjastami, niż Polacy w pozostałych częściach kraju?
Pomorze to region, który od początku polskich przemian ustrojowych nie dał się nabrać na populistyczne hasła. Nie zawierzył i nie zawierzy antyunijnej propagandzie, gdyż dobrze odnalazł się w Unii Europejskiej. Potrafi czerpać korzyści z członkostwa. Zwłaszcza teraz, gdy znowu Gdańsk-Warszawa to wspólna sprawa!
Czy należy, pana zdaniem, wprowadzić euro w Polsce? A jeśli tak, to kiedy i jak, tak aby nasz kraj mógł na tym najbardziej skorzystać?
Nie dziękuję za to pytanie, bo kwestia euro w Polsce to teren zaminowany, utopiony w demagogii. W prawicowej propagandzie obrona złotówki równa się obronie suwerenności. Czyli Francuzi, Niemcy i 18 innych narodów, przyjmując euro zgłupiały do tego stopnia, by wyrzec się suwerenności? Oczywista bzdura, ale obecny klimat nie sprzyja racjonalnej debacie o euro. Tym bardziej wyklucza potrzebną po temu zmianę konstytucji. Wierzę, że przyjdzie czas, kiedy argumenty będą wypierały emocje. Ale nie teraz, gdy w kampaniach wyborczych górują emocje.
Partnerzy
Napisz komentarz
Komentarze