Na pierwszy rzut oka kobiety rządzą. Ubiegają się, z dużymi szansami na wygraną o stanowiska prezydentek Gdańska i Sopotu, coraz bardziej widać je w polityce, obejmują kierownictwo w wielu firmach i spółkach. A jak jest naprawdę?
Jeżeli chodzi o wskaźniki równości na poziomie średniego szczebla kierowniczego sytuacja w Polsce nie jest idealna, ale wygląda obiecująco. Różnica w wynagrodzeniach kobiet i mężczyzn w Polsce wynosi 8,7 proc.i jest jedną z najniższych w OECD.
OECD jest organizacją międzynarodową skupiającą 36 wysoko rozwiniętych i demokratycznych państw. O ile jest jest w nich gorzej, niż u nas?
Średnia OECD w 2023 r. wyniosła 12 proc. Ponadto w Polsce więcej kobiet, niż mężczyzn ma stałe zatrudnienie, a także częściej niż w innych krajach OECD, pracują one zawodowo. Odsetek kobiet na stanowiskach kierowniczych w Polsce wynosi 36 proc. i jest jednym z najwyższych wśród krajów OECD, gdzie średnia wynosi 32 proc. Jednak już na poziomie najwyższego kierownictwa, czyli stanowisk bardzo eksponowanych, prominentnych, gdzie największa władza, pieniądze i duży prestiż, kobiet jest zdecydowanie zbyt mało. Spójrzmy na region pomorski - 51 proc. osób zamieszkujących nasze województwo to kobiety, które są często bardziej wykształcone niż mężczyźni. Z drugiej strony w reprezentatywnej grupie badanych firm (raport WUP, 2023), wśród 155 prezesów i prezesek zarządów znalazło się tylko 19 kobiet.
Władza tkwi w portfelu?
Myślę, że władza po prostu dysponuje całkiem sporym i pękatym portfelem. To idzie w parze.
Co blokuje kobietom przejście ze szczebla średniego do najwyższego?
Przyczyn jest kilka. Jedną z najbardziej dominujących zarówno w sferze biznesu, edukacji, jak i w polityce jest przypisywanie paniom ról związanych z tradycyjnym posłannictwem kobiety. To powoduje, że muszą się, bardziej niż mężczyźni mierzyć z tzw. murem macierzyńskim albo murem rodzicielskim i łączyć role rodzinne z zawodowymi.
Mężczyźni też stają przed takim murem?
Wiele badań pokazuje, że mur związany z wychowywaniem dzieci dotyka nie tylko kobiety, ale też coraz liczniejszą grupę mężczyzn. Niezmiennie jednak jest to w dużej mierze bariera, którą kobiety muszą pokonywać częściej, niż mężczyźni. W momencie, gdy kobiety rodzą dzieci, obowiązki z tym związane powodują, że „wypadają” one z rynku pracy. Mają przerwy związane z braniem urlopów macierzyńskich, potem rodzicielskich, czasem wychowawczych. Badania pokazują, że awans zajmuje kobietom o siedem lat dłużej, niż mężczyznom. To efekt, tzw. "cieknącego rurociągu" – czyli metafory pokazującej, że budując karierę zawodową kobiety posiadające dzieci często odchodzą z różnych projektów, działań i tracą kolejne szanse na rozwój, które chwytają mężczyźni. I kobiety sobie z tego doskonale zdają sprawę. Jedną z głównych przyczyn odkładania rodzicielstwa u kobiet jest właśnie potrzeba ustabilizowania sytuacji zawodowej. Kobiety wiedzą, że pojawienie się dziecka na świecie jest dla nich największym wyzwaniem, bo system, w którym realizujemy się zawodowo, nie jest de facto przygotowany na rodzicielstwo.
Gdzie tkwi błąd?
System ten, stworzony przez nas kilkadziesiąt lat temu, zakłada, że należy dużo i ciężko pracować, a równowaga praca-dom, czyli łączenie ról zawodowych i rodzinnych nie są w nim priorytetami.
Można to zmienić?
To już się powoli zmienia, zwłaszcza w obliczu potrzeb nowych pokoleń. Dzisiejsi dwudziestolatkowie często patrzą ze zdziwieniem na ludzi z potrzebą ciągłego sukcesu, „parcia” do przodu, odbierania maili w weekendy, z chęcią pokazania za wszelką cenę, że da się radę, że można osiągnąć sukces. Jest to pokolenie, dla którego to zdrowie, poczucie równowagi między życiem rodzinnym a zawodowym, dbanie o siebie i swój wolny czas są ważniejsze, niż dla obecnych czterdziesto- i pięćdziesięciolatków. I to właśnie oni mają szansę przekształcić system pracy na mniej pazerny, rywalizacyjny. Na taki, który da oddech, da przestrzeń na odpoczynek, przy jednoczesnym zachowaniu skuteczności działania. To jest możliwe. Już teraz firmy, a nawet niektóre kraje wprowadzają czterodniowy tydzień pracy. Oto sygnał zmian.
Co jeszcze przeszkadza kobietom w karierze?
Stereotypy. Założenie, że kobieta powinna być przede wszystkim miła, łagodna, dbać o relacje, dobrostan innych. Kiedy jednak popatrzymy na czynniki sukcesu, pozwalające na osiągnięcie władzy, potęgi, widzimy, że do tego potrzebne są zaradność, zdecydowanie, dominacja, skupienie na sukcesie. Czyli chęć sprawowania władzy, która kobietom nie jest przypisywana. Uważa się je, niesłusznie, za osoby, które w mniejszym stopniu niż mężczyźni nadają się do rządzenia, są mniej w tym sprawne.
A jak jest naprawdę?
Kobiety są świetnymi osobami zarządzającymi. Patrząc na wyniki różnych metaanaliz badań, widzimy, że nie ma różnic płciowych, jeśli chodzi o styl i skuteczność zarządzania. To stereotyp, który jednak mamy w głowach. Kobiety, które chcą być dominujące, mocne, zdecydowane, nie są postrzegane jako "typowe kobiety". A to sprawia, że są mniej lubiane, rzadziej promowane na eksponowane, najlepsze stanowiska Bo kobieta promowana musi być "miła".
A przecież bycie osobą miłą, fajną, serdeczną, sympatyczną niekoniecznie idzie w parze z byciem osobą dominującą. I tak awans kobiety zależy od bycia miłą, a awans mężczyzny - już nie.
Przecież powszechnie wiadomo, że niemiła kobieta to wredna małpa, a niemiły mężczyzna jest co najwyżej konsekwentny i stanowczy.
Mamy do czynienia z podwójnym standardem. To samo zachowanie u mężczyzny jest akceptowane, a u kobiet jest traktowane jako coś niesympatycznego. Zatem często dominujące, władcze kobiety u niektórych osób budzą lęk i poczucie zagrożenia.
Dotyczy to zwłaszcza osób mających potrzebę tradycyjnego podziału ról w rodzinie.
Czy uda się obalić stereotypy, żeby wreszcie stanowiska kierownicze, władza i pieniądze zaczeły być sprawiedliwie dzielone?
Myślę, że idziemy w dobrą stronę, i to z dwóch powodów. Po pierwsze - dużą nadzieję pokładam w młodszych pokoleniach, czyli obecnych dwudziestolatkach. Dla nich wartości równowagi między pracą a domem stoją na piedestale, górując nad ambicjami i potrzebą sukcesu oraz władzy. Kobiety i mężczyźni, wchodzący obecnie na rynek pracy nie będą wyznawcami tradycyjnego podziału ról. Stawiać będą raczej na harmonię między życiem rodzinnym a zawodowym. A to trochę uwolni rynek pracy od obciążenia nakładanego na kobiety i mężczyzn. Druga sprawa - z nadzieją patrzymy na obecne wyniki dotyczące luki płacowej i wzrostu liczby kobiet na stanowiskach kierowniczych. Jednak nie zmniejszymy jej, jeżeli nie zadbamy o obecność mężczyzn o obszarach gospodarki i ogólnie życia, w których do tej pory byli w niewystarczającym stopniu reprezentowani. Czyli w sferze edukacji, opieki zdrowotnej, ale też życia rodzinnego i opieki nad dziećmi.
Bo ta równość płci ma dwa oblicza - jednym jest wzrost reprezentacji kobiet na stanowiskach kierowniczych, a drugim obecnością mężczyzn w obszarach, w których dominują kobiety. Wiemy na przykład, że luka płacowa nie będzie mniejsza, jeśli mężczyźni nie będą częściej brali urlopów rodzicielskich. Jeżeli kobiety mają być bardziej obecne na rynku pracy, to mężczyźni muszą być bardziej obecni w sferze domowej i opiekować się dziećmi.
Nie spodziewa się pani społecznych sprzeciwów?
Każda akcja rodzi reakcję. Obserwujemy działania antyrównościowe wśród osób, będących zwolennikami tradycyjnego życia rodzinnego. Osoby te widząc, że tradycja staje się bardziej niemodna, że mamy równy podział obowiązków w domu i małżeństwa dwóch karier stają się pewnego rodzaju normą, aktywnie zaczynają przeciw temu protestować. Do głosu dochodzi ruch incelowy, czyli mężczyzn z dużym lękiem wobec kobiet, uważających, że kobiety niezależne, a szczególnie feministki, stanowią dla nich zagrożenie. Uważam to jednak za sygnał potwierdzający, że zmiany się dzieją i są namacalne i odczuwalne. Dlatego pojawia się opór. A praca z oporem wymaga akceptacji i zrozumienia, z czego ten opór wynika oraz uznania, że jest on naturalny. A także pokazania, że równość płci jest korzystna nie tylko dla kobiet, ale i dla mężczyzn. I że tak naprawdę chodzi o wybór, by każdy mógł żyć, jak potrzebuje, lubi, mając możliwość pełnej realizacji swojego potencjału.
Czy jest kraj, który najbardziej zbliżył się do ideału równości płci?
Wszystko zależy od tego, jakie kryteria wybierzemy. Są takie państwa, jak Norwegia czy Islandia, które mają lepsze, niż w innych krajach wskaźniki równości płci w edukacji, biznesie, ekonomii. Tam także mężczyźni częściej biorą urlop rodzicielski, niż w innych krajach. Wpłynął na to system kwotowy - zadziałała zasada, że jak ojciec nie weźmie części urlopu, to go straci para, jako rodzice. Obserwujemy tam jednak również zjawisko paradoksu równości płci. W krajach równościowych, np. Norwegii czy Islandii, dziewczęta bardziej, niż w innych państwach interesują się stereotypowymi "kobiecymi" dziedzinami nauki, takimi jak języki czy nauki społeczno-humanistyczne. Z drugiej strony mężczyźni bardziej interesują się matematyką i kierunkami inżynieryjnymi, niż pochodzący z innych państw ich rówieśnicy.
Dlaczego tak się dzieje?
Jedno z wyjaśnień mówi, że w krajach mniej równościowych płace matematyków czy inżynierów są zdecydowanie wyższe, niż absolwentów studiów humanistycznych. W tej sytuacji kobiety i mężczyźni, które chcą więcej zarobić, muszą wybierać akurat kierunki studiów, które po prostu dają na to większe szanse. W krajach bogatszych edukacja nie już takim kluczem do sukcesu. Tym samym może być ona bardziej ”pozbawiona płci”.
Mówi się, że to, co osiągają dzisiaj młode kobiety, jest zasługą ich matek. Żyjących w znacznie mniej równym świecie, ale zdeterminowanych, by córkom było lepiej.
Ojców też. Mamy dużo badań pokazujących, jak bardzo ważną rolę odgrywają ojcowie w kształtowaniu niezależności i autonomii swoich córek. Ich poglądy oraz to, jak wspierają córki, przekładają się potem na niezależne, równościowe postawy młodych kobiet, które potrafią walczyć o siebie same.
Napisz komentarz
Komentarze