Nie żyje prof. Ewa Nawrocka. Tak wspominają ją przyjaciele
Urodziła się w 1942 roku w Stanisławowie (dziś Iwano-Frankiwsk w Ukrainie). Tuż po wojnie przyjechała z rodzicami do Gdańska. Jej ojciec był aktorem, od początku zaangażowanym w powstanie i działalność Teatru Wybrzeże. Być może to zadecydowało, że po ukończeniu I Liceum Ogólnokształcącego w Gdańsku Ewa Nawrocka zdecydowała się zdawać do warszawskiej Szkoły Teatralnej na reżyserię.
Nie tylko „mól książkowy”
– Było to coś niezwykłego, kobiety wtedy przecież nie reżyserowały albo prawie wcale, albo zupełnie wyjątkowo – mówi prof. Małgorzata Czermińska z Uniwersytetu Gdańskiego, wieloletnia przyjaciółka prof. Nawrockiej. – I Ewa przeszła przez to pierwsze surowe sito eliminacji i została zakwalifikowana do drugiego etapu. Niestety, nie dotarł do niej list wzywający ją na egzamin, w związku z czym nie stawiła się na rozstrzygające spotkanie. Oczywiście, nie wiadomo, jak by się to skończyło, ale opowiadała mi, że to był taki moment w jej życiu, kiedy mogło się ono potoczyć zupełnie inną stroną.
PRZECZYTAJ TEŻ: Nominowani do Pomorskiej Nagrody Literackiej
Ostatecznie Ewa Nawrocka wybrała studia polonistycznie w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Gdańsku, gdzie trafiła do grupy uczniów prof. Marii Janion, uczestnicząc w jej legendarnych już dziś konwersatoriach, w teorii metodologicznych, a faktycznie sięgających najgłębszych kwestii filozoficznych i artystycznych.
– Profesor Janion była wysokiego o niej mniemania, zwłaszcza jeśli chodzi o jej zainteresowanie romantyzmem i Słowackim w szczególności. Ale ta miłość do teatru zdecydowanie pozostała i dominowała nad wszystkim, co Ewa robiła. Poza tym, ona miała talent aktorski. Świetnie recytowała, miała temperament mimiczny, potrafiła improwizować jakieś scenki. Naprawdę rzadko się zdarza, żeby „mól książkowy”, jak my, badacze literatury, umiał też coś odgrywać. A ona była także aktorką, co bardzo jej się przydawało w zajęciach ze studentami. Ludzie pamiętali jej umiejętność operowania rekwizytami – mówi prof. Czermińska.
PRZECZYTAJ TEŻ: To, jak ta literatura umościła się we mnie, uświadomiłem sobie dopiero, gdy wybuchła wojna w Ukrainie
Przypomina, że Ewa Nawrocka zmagała się z wieloma trudnościami w życiu osobistym. Wcześnie owdowiała, mając trójkę dzieci w wieku szkolnym. W związku z tym, musiała godzić pracę zawodową, naukową i zarabianie pieniędzy na utrzymanie rodziny. Sama też dużo chorowała, ale mimo tego, zawsze miała w sobie ducha walki i pełna była entuzjazmu. Czasami cierpiała i leżała w szpitalu, ale potem wstawała, brała dwa kijki w ręce, plecaczek na plecy i szła w świat.
PRZECZYTAJ TEŻ: Wtorki na fali, czyli koncerty inspirowane literaturą
– Ewa doskonale się czuła w życiu naukowym nie tylko jako osoba, która pisze i publikuje, ale też występuje na konferencjach naukowych – wspomina prof. Czermińska. – Wyrobiła sobie markę w środowisku polonistycznym, także teoretyczno-literackim, na konferencjach. Interesowało ją życie w rozmaitych jego wymiarach. Była osobą o wielkim zmyśle powołania do działalności społecznej. Gdy zaczęła się sprawa Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku i Festiwali Szekspirowskich, od początku się w to zaangażowała, chociaż to nie przekładało się bezpośrednio na jej własną karierę naukową.
Prof. Czermińska zauważa, że Ewa Nawrocka funkcjonowała w rozmaitych środowiskach. Na przykład w latach 80. zaangażowana była w działalność amatorskiego chóru Familia Kręta. W jednych środowiskach była znana pod jednym kątem, a w innych pod innym. I często zresztą przenosiła z jednego środowiska do drugiego jakieś właśnie swoje pomysły i obyczaje.
PRZECZYTAJ TEŻ: Literacka podróż do Sopotu, czyli Plener Czytelniczy
– Ona po prostu żyła w tym świecie w każdym wymiarze, a przy tym była osobą niekonwencjonalną w swoich działaniach – podsumowuje prof. Czerwińska.
Nigdy niczego nie robiła „na pół gwizdka”
– To byli humaniści wielkiego formatu, z równą biegłością mogli mówić o XIX wieku, jak i o wieku XX czy XXI – opisuje krąg absolwentów seminariów Marii Janion prof. Magdalena Horodecka z Zakładu Teorii Literatury UG. – Prof. Janion miała niezwykle szerokie horyzonty patrzenia na humanistykę: zarówno w głąb tradycji, jak i w stronę współczesności. Widziała w humanistyce drogę szukania sensu, rozumienia egzystencji, ale też sprawcze narzędzie zmiany społecznej. To była także cecha pani profesor Ewy Nawrockiej. Gdy spojrzymy na jej dorobek naukowy, widzimy wieloletnie, konsekwentne zainteresowanie literaturą romantyzmu, szczególnie twórczością Juliusza Słowackiego. Jemu poświęciła doktorat, obroniony w 1974 roku.
PRZECZYTAJ TEŻ: 12. edycja Festiwalu Literacki Sopot przeszła do historii
To zainteresowanie Słowackim powróciło po latach, wraz z wydaniem w 2018 roku zbioru esejów „Słowacki – wielki nieobecny”. W tym kontekście zaskakujący może się wydać fakt, że habilitacja profesor Nawrockiej poświęcona była prozie Marii Dąbrowskiej.
– To jest coraz rzadsze zjawisko w literaturoznawstwie – zauważa prof. Horodecka. – Przeważnie specjaliści zajmują się jednym twórcą, jednym gatunkiem, jedną epoką, a tu mamy z jednej strony romantyzm, a z drugiej XX wiek. Lirykę i dramat, w przypadku Słowackiego, oraz prozę niefikcjonalną, w przypadku Marii Dąbrowskiej. Ogromny jest także dorobek w obszarze krytyki teatralnej.
PRZECZYTAJ TEŻ: Znamy tytuły 5 książek nominowanych do Nagrody Literacka Podróż Hestii 2023
Prof. Magdalena Horodecka zwraca uwagę nie tylko na różnorodność zainteresowań prof. Nawrockiej, ale też na fakt, że we wszystko, co robiła, angażowała się z pasją. Nigdy niczego nie robiła „na pół gwizdka”.
Na Youtube dostępny jest jej wykład o prowokacyjnym tytule „Wszyscy jesteśmy przestępcami”, którym zasłynęła w 2012 roku. Ten wykład obiegł Polskę i w tej chwili ma prawie 40 tysięcy wyświetleń.
prof. Magdalena Horodecka / Zakład Teorii Literatury Uniwersytetu Gdańskiego
– Miała też wielkie poczucie formy. To nigdy nie była ekspresja ponad miarę, ale pełne zaangażowanie i skupienie na tym, czego się podejmowała. Była także znakomitym dydaktykiem, co mogę powiedzieć jako jej studentka. Bardzo wymagająca, zawsze znakomicie przygotowana. Czytaliśmy bardzo trudne teksty. Pamiętam z tych ćwiczeń niezwykłe skupienie i jakiś rodzaj twórczej atmosfery. Wypuszczała nas na głęboką wodę. Proponowała, żeby ktoś poprowadził zajęcia, stawiała pytania, które sprawiały, że dyskutowaliśmy przez pełne 90 minut – wspomina prof. Magdalena Horodecka.
PRZECZYTAJ TEŻ: Magdalena Witkiewicz o miłości i książkach. Do kin wchodzi film „Uwierz w Mikołaja”
– Co rzadko spotykane wśród naukowców jej pokolenia – była aktywnie obecna w Internecie. Dzięki temu mamy w tej chwili na YouTube co najmniej jedną jej lekcję dla licealistów, poświęconą Wiesławowi Myśliwskiemu. Dostępny jest też wykład o prowokacyjnym tytule „Wszyscy jesteśmy przestępcami”, którym zasłynęła w 2012 roku. Ten wykład obiegł Polskę i w tej chwili ma prawie 40 tysięcy wyświetleń. Diagnozowała w nim samopoczucie wielu pracowników akademickich, pokazywała biurokratyzację życia naukowego, pytała o idee uniwersytetu, o nasze powinności, ale też próbowała diagnozować grzechy środowiska akademickiego. To było bardzo odważne wystąpienie, a liczba odsłon i komentarzy pod nim pokazuje, jak bardzo wyraziła wtedy opinię, samopoczucie, ból, emocje wielu z nas – mówi prof. Horodecka.
PRZECZYTAJ TEŻ: Reżyser zarejestrował dźwięki skrzypiących schodów, podłogi, ale i śpiew ptaków z wieży
– Natomiast na stronie Radia Gdańsk można słuchać jej audycji. Swoją naturalną, piękną polszczyzną opowiada o literaturze, więc możemy do tego wciąż sięgać. Dla mnie była mistrzynią mowy polskiej, ale także mistrzynią sprawczego, autentycznego, etycznego, odważnego myślenia. A osobiście była też kimś bardzo bliskim: nauczycielką, ale też przyjaciółką, z którą często rozmawiałyśmy o kulturze, ale także o trudach łączenia macierzyństwa z życiem naukowym – kończy prof. Magdalena Horodecka.
Po prostu zniknęły kolory
Piotr Wyszomirski, wydawca i redaktor naczelny „Gazety Świętojańskiej” wspomina, że zetknął się z prof. Ewą Nawrocką na pierwszym roku studiów na filologii polskiej.
– Byłem chyba jedynym studentem, którego wyrzuciła z zajęć, za co potem bardzo jej dziękowałem – przyznaje.
PRZECZYTAJ TEŻ: Życie pisarza od A do Ż, czyli urodzinowy alfabet Aleksandra Jurewicza
Ocenia, że prof. Ewa Nawrocka jest ostatnią osobą z pokolenia, które nie bało się wypowiadać swoich sądów, nawet jeśli te były kontrowersyjne, ryzykowne. Jako przykład podaje wspomniane wcześniej przez prof. Horodecką wystąpienie pt. „Wszyscy jesteśmy przestępcami”.
– Po nim Ewa stała się wręcz celebrytką. To był taki mocny i bardzo krytyczny wystrzał w kierunku Uniwersytetu Gdańskiego i w ogóle pracowników akademickich – ocenia. – Najlepsze, że to było podczas konferencji Uniwersytetu Gdańskiego zatytułowanej „Wściekli i Oburzeni”. A kiedy w „Gazecie Świętojańskiej” zamieściliśmy film z tym wystąpieniem, zaczęli do nas wydzwaniać organizatorzy, żeby to zdjąć. Wytłumaczyłem im, że skoro ileś tam osób już to zobaczyło, to zdejmowanie tego to jest najgorszy pomysł, jaki może być. Szczególnie w sytuacji, kiedy oni występują pod szyldem „wściekli i oburzeni”, a jak ktoś tam mrugnął okiem, to natychmiast się przestraszyli.
Brak takich osób, jak ona, jak Jan Ciechowicz, Joanna Puzyna-Chojka, Zbigniew Majchrowski, Andrzej Żurowski czy Jerzy Limon. To jest koniec pewnej epoki gdańskiej teatrologii, ale też gdańskiej humanistyki w ogóle.
Piotr Wyszomirski / redaktor naczelny „Gazety Świętojańskiej”
Piotr Wyszomirski przyznaje, że prof. Nawrocka wpłynęła istotnie na jego rozwój intelektualny, sposób odczuwania wartości. Ale przede wszystkim stawia tezę, że brak takich osób, jak ona, jak Jan Ciechowicz, Joanna Puzyna-Chojka, Zbigniew Majchrowski, Andrzej Żurowski czy Jerzy Limon, to jest koniec pewnej epoki gdańskiej teatrologii, ale też gdańskiej humanistyki w ogóle.
– To jest pokolenie moich mistrzów, moich profesorów. O nich wszystkich można powiedzieć, że „byli jacyś”. Teraz jest po prostu... zniknęły kolory. Jest szarość, wszechdobijająca poprawność polityczna. Ja to pokolenie nazywam pokoleniem „wódki”. Kiedyś ludzie po wódce zachowywali się inaczej, nie tak, jak dzisiaj po narkotykach i Internecie. Bardziej emocjonalnie, bardziej wprost nazywali rzeczy po imieniu.
Fotel w szóstym rzędzie
– Bardzo przeżywamy tę śmierć. To była bardzo bliska nam osoba – mówi dyrektorka Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku Agata Grenda, zaznaczając jednocześnie, że, z racji tego, iż sprawuje swoją funkcję dopiero od dwóch i pół roku, ze wszystkich pracowników teatru ona Ewę Nawrocką znała najkrócej. Była to jednak znajomość bardzo intensywna.
– Pani profesor bardzo ochoczo i szczerze wyrażała opinie na temat moich działań jako nowej dyrektorki – opowiada Agata Gręda. – Była życzliwa, ale jak coś jej się nie podobało, mówiła wprost, co bardzo doceniam. Dzwoniła do mnie, zapowiadając swoje pojawienie się na kolejnych spektaklach, ale też opowiadając o swoich wrażeniach teatralnych. Bardzo lubiłam te telefony od niej. Któregoś razu zadzwoniła z Niemiec, gdzie była u swojej rodziny, i powiedziała, że już chyba nie przyjdzie, bo jest za słaba, że już chyba się nigdy nie zobaczymy. I że tak bardzo by chciała, żeby w teatrze o niej nie zapomniano. Zaproponowałam wtedy, by na jej ulubionym fotelu na widowni umieścić tabliczkę z jej imieniem. Wyraziłam też nadzieję, że jeśli to zrobimy, to pani profesor jeszcze do nas wróci. Była bardzo szczęśliwa z powodu tej propozycji, czemu dała wyraz we wpisie na Facebooku.
PRZECZYTAJ TEŻ: Bardzo poetyckie czekanie na autobus
Prof. Ewa Nawrocka pojawiła się w Teatrze Szekspirowskim po raz ostatni na spektaklu „Billy’s Joy”, zamykającym ubiegłoroczny Festiwal Szekspirowski.
– Cieszę się, że zdążyła, że miała dość siły, żeby w tej chorobie przyjechać, a fotel w szóstym rzędzie po lewej stronie zawsze już będzie upamiętniać jej związek z naszym teatrem.
Napisz komentarz
Komentarze