7 stycznia 1967 roku przedstawieniem „Zmierzch demonów” hucznie otwierano na Targu Węglowym w Gdańsku nową siedzibę Teatru Wybrzeże. Wiadomość o tragicznej śmierci Zbyszka Cybulskiego dotarła do jego kolegów z Wybrzeża nad ranem, gdy w sopockim Grand Hotelu kończył się wielki, popremierowy bankiet...
Jeszcze tego samego dnia, w holu odbudowanego teatru powieszono przesłonięte kirem zdjęcie aktora. Gest symboliczny, bo Cybulski był obecny na wszystkich wcześniejszych scenach Wybrzeża: tej w Gdyni, w budynku opery czy w Teatrze Kameralnym. Na nowej scenie już nie wystąpił, opuścił Wybrzeże w 1960 roku.
W Teatrze Wybrzeże debiutował. Był w grupie absolwentów krakowskiej szkoły teatralnej, których reżyserka Lidia Zamkow przywiozła do Gdyni, gdzie znajdowała się wtedy pierwsza powojenna scena Wybrzeża. Te początki Cybulskiego tutaj to rok 1953, „Intryga i miłość” Schillera.
Zawsze mówił, że lata spędzone na Wybrzeżu to był dla niego najważniejszy czas. Tu narodził się aktorem.
Poeta Jerzy Afanasjew pisał o nim, że w tamtych latach chodził "w płaszczu bez guzików, opatulony, jedną ręką przytrzymywał poły i latał po ulicy. Taka była moda, aby gdzieś się śpieszyć, trzymać się za poły i biegać". Biegał tak po Sopocie, który we wspomnieniach Afanasjewa wyglądał jak "uzdrowisko dla karcianych królów. Dziwaczna architektura. Nie zdziwiłby się Czytelnik, gdyby zobaczył tu na ulicy szachowego konia ciągnącego powóz zbiedniałej arystokratki". W Sopocie, razem z Bogumiłem Kobielą, wynajmowali mały pokój na ulicy Świerczewskiego (dziś Andersa 11).
Stąd, pięć lat później, obaj wyruszyli na plan "Popiołu i diamentu". Ale na Wybrzeże wrócili. W 1958 roku wyreżyserowali w sopockim Teatrze Kameralnym "Jonasza i Błazna". Cybulski zagrał tu jeszcze u Wajdy w słynnym "Kapeluszu pełnym deszczu" i ostatnią, wspaniałą rolę, Jana w "Pierwszym dniu wolności".
Jego ostatnie gdańskie mieszkanie to kawalerka na Straganiarskiej 37. Po Cybulskim przejął tę klitkę reżyser Jerzy Karwowski.
8 stycznia 1967 roku to był piekielnie mroźny dzień. O śmierci Cybulskiego Jerzy Karwowski dowiaduje się właśnie w mieszkaniu na Straganiarskiej. - Byłem zdruzgotany i chciałem być sam - wspominał. - Pojechałem na molo, do Sopotu. I tam tak zmarzłem, że przyjechałem do domu z potworną temperaturą! Położyłem się spać i męczyły mnie jakieś straszne halucynacje. Gdy budziłem się, widziałem Zbyszka siedzącego na moim łóżku. Później znów, stał na środku pokoju i patrzył na mnie…
Tragiczną śmierć Cybulskiego spowodowały obrażenia po wypadku. Aktor próbował wskoczyć do rozpędzającego się pociągu odjeżdżającego z Wrocławia do Warszawy.
Napisz komentarz
Komentarze