Kibice Lechii długo czekali na mecz swoich ulubieńców w Gdańsku, bo ostatni raz wiedzieli ich na Polsat Plus Arenie Gdańsk trzy tygodnie temu. Wtedy biało-zieloni w ostatniej chwili po celnym strzale Tomasza Neugebauera uratowali remis w meczu z Górnikiem Łęczna 1:1, ale nie zagrali tak, że jest co wspominać.
Teraz miało być lepiej, bo gdańszczanie, podobnie jak reszta I-ligowców, mieli przerwę w rozgrywkach wynikającą z potrzeb reprezentacji. Co więcej, nie zagrali w niedzielę w Warszawie z Polonią, bo murawa stadionu w stolicy po ulewie nie nadawała się do gry. Ten mecz już we wtorek, 31 października.
W sobotnim meczu ze Stalą Rzeszów lechiści tak jak to mają w zwyczaju, prowadzili grę, byli więcej przy piłce niż rywale, ale znowu nic z tego nie wynikało.
Od 25 minuty goście zaczęli grać na tyle dobrze, że stworzyli sobie kilka przyzwoitych sytuacji ze stałych fragmentów gry, lecz nie zamienili ich na bramkę. W 36 minucie Lechii udało się skonstruować szybki kontratak. Kolumbijczyk Camilo Mena dośrodkował na pole karne gości, a tam był już Ukrainiec Maksym Chłań, który skierował piłkę do siatki.
W drugiej połowie Lechia znowu była drużyną kontrolującą mecz. Kontrola nad meczem nie oznacza jednak wygranej. Lechia przekonała się o tym boleśnie. W okresie jej przewagi nad Stalą nie potrafiła zdobyć drugiego gola. Goście z Rzeszowa przeprowadzili za to kontratak, który w 77. minucie dał jej wyrównanie po strzale Adlera.
Kiedy wydawało się, że spotkanie w Gdańsku zakończy się remisem 1:1 sprawy w swoje ręce, a właściwie nogi, wziął Tomasz Neugebauer. Pomocnik Lechii wykończył akcję precyzyjnym strzałem przy słupku, po którym piłka wpadła do bramki Stali.
Lechia wygrała zasłużenie, ale trudno napisać, że grała futbol efektowny. W tej sytuacji trzeba się więc zadowolić futbolem efektywnym.
Lechia Gdańsk – Stal Rzeszów 2:1 (1:0)
Bramki: Maksym Chłań (36), Tomasz Neugebauer (86) – Adler (77).
Napisz komentarz
Komentarze