Po piętnastu latach pisania głównie o miłości chyba wie się już wszystko o tym uczuciu?
Miłość jest nieprzewidywalna, niedefiniowalna. I ma wiele barw... Inne oblicze ma wtedy, kiedy jesteśmy młodzi, i inne, kiedy mamy za sobą, tak jak ja, osiemnastoletni staż małżeński. W młodości rozpoznawałam miłość po motylach w brzuchu albo po silnym zauroczeniu. Emocje szalały i przypominały wzburzone morze. W wieku dojrzałym miłość to stabilność, spokój na morzu. Każdego dnia mojego życia uczę się czegoś nowego o miłości. I po piętnastu latach pisania książek wiem o niej na pewno dużo więcej. Ale czy wszystko? Na pewno nie. Patrzę tylko na nią z pewną dojrzałością. Najpiękniejsze jest jednak to, że wciąż przede mną pozostają pewne nieodkryte rejony, które będę mogła opisać moim czytelniczkom. To piękna wspólna literacka przygoda.
Musi mieć pani jakiś patent na pisanie o miłości, skoro pani książki stają się bestsellerami, świetnie się sprzedają, a grono fanek Magdaleny Witkiewicz stale rośnie.
Mam nadzieję, że to nie tylko za sprawą wątków miłosnych w moich książkach. Chyba kluczem do sukcesu jest to, że umiem pisać o poważnych sprawach w dość lekki sposób. Pokazuję moim czytelniczkom, że nie są same ze swoimi problemami, że wiele z nas ma podobne doświadczenia, że ktoś przed nami przeżył już coś podobnego. Nie daję jednak gotowych recept, nie prowadzę terapii, bo nie jestem psychologiem, ale prowokuję kobiety do rozmyślań. I być może, jeśli mają jakiś kłopot, to dzięki mnie mogą, jak wiele z moich bohaterek, zwrócić się do kogoś o pomoc. Często piszą do mnie później w wiadomościach, że w jakiś sposób wpłynęłam na ich życie. To ogromna odpowiedzialność, ale też niesamowita satysfakcja.
PRZECZYTAJ TEŻ: Sukces gdańskiej pisarki Magdaleny Witkiewicz. Na podstawie jej książki powstanie film!
Ciekawe jest też to, że często szeroko pojęta literatura kobieca (jakkolwiek byśmy jej nie rozumieli) bywa traktowana jak coś niepoważnego, błahego, gorszego wręcz, tymczasem okazuje się, że powieści, które bawią, wzruszają i urzekają lekką fabułą, czyli po prostu stanowią pewien rodzaj rozrywki, mają drugie dno, które dzięki tej przyjemnej powierzchowności może poruszać czytelniczki do głębi. Niekiedy nawet mocniej niż poważne poradniki czy literatura piękna.
Przytula pani słowem czytelniczki…
Czytelniczki piszą czasami tak:
„Zazwyczaj czytam kryminały, ale jak jest tak szaro, buro i ponuro, sięgam po pani książki, i wtedy od razu jest mi lepiej. Bo one mnie tak otulają”.
Zawsze chciałam, żeby moje książki były jak ciepły, miękki kocyk, po który można sięgnąć, gdy jest nam źle i potrzebujemy chwili oddechu. Od 15 lat uczę się przy każdym kolejnym tytule, jak pokazywać kobietom, że zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji, nawet z tej najtrudniejszej. No i mężczyźni również sięgają po moje powieści. Nawet wczoraj dostałam mail od pewnego pana, który trafił na moją książkę w chwili, kiedy w trudnej codzienności bardzo potrzebował „baśni dla dużych dzieci”. A takie niekiedy też piszę.
Co prawda, zaczęłyśmy rozmowę od literatury dla kobiet, ale nie boi się pani i innych gatunków. W ciągu tych 15 lat pisania były już thriller (nagrodzony zresztą), powieści historyczne, a nawet literatura dziecięca. Jest jakiś gatunek, który Pani omija?
Nie zajmuję się fantasy. Chociaż w książkach, które napisałam w duecie ze Stefanem Dardą, pojawiały się nadprzyrodzone zjawiska. Ale o smokach chyba nie potrafiłabym pisać. Są inni, którzy robią to rewelacyjnie, a ja wolę się skupić na kreowaniu światów, w których sama czuję się swojsko, po prostu dobrze. Jak na przykład Mała Przytulna (miejscowość, w której rozgrywa się mój ostatni cykl powieściowy). To miejsce, w którym każdy chciałby zamieszkać, a przynajmniej spędzić długie wakacje. Jeśli jeszcze tam nie byliście, serdecznie zapraszam.
Nie mówię jednak, że w pewnym momencie coś mi nie strzeli do głowy i nie napiszę czegoś pozornie zupełnie do mnie niepasującego, na przykład o czarownicach. Mam zresztą „w szufladzie” kilka tekstów tego typu. Potrzebuję zmian, zwłaszcza kiedy się nudzę. Poza tym, chcę się rozwijać, to dla mnie ważne i wynika z szacunku do moich czytelników.
Nie wyobrażam sobie produkcji masowej, taśmowej. Jasne, mam pewne sprawdzone sposoby, jak złapać za serduszko moich fanów. Ale kiedy przestanę przeżywać to, co piszę, to chyba będę się musiała zastanowić nad zmianą pracy. Na razie uwielbiam wymyślać sobie pewne wyzwania, podejmować ryzyko i wtedy skaczę na głęboką wodę tematów, na których się nie znam. Research potrafi być ekscytujący.
Mówiąc o skoku na głęboką wodę, przypomnę, że napisała też pani książki z podtekstem… erotycznym. Pamiętam, jak podczas naszej rozmowy sprzed lat usłyszałam, że one świetnie sprzedają się, np., w Wietnamie.
W Wietnamie „czytam się” cały czas.
Za co Wietnam tak panią kocha?
Nie wiem, czy kocha. Fajnie byłoby powiedzieć tak lekko, jak wymyślają to niektóre celebrytki, że jestem gdzieś sławna. Moje książki są podobno w Wietnamie dosyć popularne, a mnie zaproszono do tego kraju na spotkanie literackie. I przyszły tłumy. Ale z tym kochaniem byłabym ostrożna (śmiech). Teraz moje książki są również czytane w Kazachstanie. Sprzedałam już cztery tytuły do tego kraju, w tym m.in. „Uwierz w Mikołaja”. Na Instagramie śledzę zagraniczne recenzje moich powieści. Włączam tłumaczenie i czytam. Wszędzie podkreślane jest, że zapewniam czytelnikom prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Cieszę się z tego egzotycznego życia moich bohaterów.
Matka Polka i pisarka… Nie żałuje pani tego, że 15 lat temu zdecydowała się na wolny i niepewny zawód?
Nie, nigdy nie żałowałam. Wcześniej imałam się różnych zajęć, aż wreszcie trafiłam na to, co kocham robić. Mam zresztą wrażenie, że ja już się nie nadaję do innej roboty. Niedawno napisałam na Facebooku, że jestem zawodowo szczęśliwa, bo wykonuję swoją pracę z uśmiechem na twarzy i jeszcze jestem w stanie się z tego utrzymać. W tym roku wręcz szaleję z radości, bo spełnia się moje wielkie marzenie – zapraszam was do kin na film zrealizowany na podstawie mojej powieści „Uwierz w Mikołaja”. To ciepła, świąteczna opowieść, taka z gatunku tych, po których obejrzeniu mówimy: „O rany, ale to fajne”. Czyli tegoroczne Boże Narodzenie możecie świętować razem ze mną (śmiech).
Dwa lata temu założyłam Wydawnictwo Flow i nadal chcę pisać – lepiej być nie może.
PRZECZYTAJ TEŻ: „Wizjer” gdańskiej pisarki Magdaleny Witkiewicz najlepszym kryminałem roku!
No właśnie, film „Uwierz w Mikołaja” na podstawie pani książki pod tym samym tytułem wchodzi do kin już 10 listopada. To dla autorki świetny prezent na 15-lecie pracy pisarskiej.
Zgadzam się. Chętnie będę w ten sposób obchodziła każdą rocznicę swojej pracy (śmiech). Akcja rozgrywa się między innymi w domu seniora o wdzięcznej nazwie Happy End. Scenarzystką jest Ilona Łepkowska, która zaprosiła do pracy przy filmie aktorów starej daty. Na przykład pani Elżbieta Starostecka, słynna przed laty filmowa „Trędowata”, nie występowała na ekranie przez ostatnie 30 lat. A do naszego filmu dała się namówić! Grają też: Bohdan Łazuka, Dorota Stalińska, Dorota Kolak, Teresa Lipowska, Marta Lipińska, Ewa Szykulska czy Cezary Żak, a także znakomici aktorzy młodszego pokolenia: Agnieszka Więdłocha, Antoni Pawlicki czy Mateusz Janicki. W obsadzie nie znałam tylko jednego aktora. Była nim najmłodsza bohaterka filmu – kilkuletnia dziewczynka. A reszta to plejada fantastycznych gwiazd.
PRZECZYTAJ TEŻ: Spotkania nie tylko z kryminałem. Bochus, Witkiewicz i Rogala na Gdańskich Targach Książki
Jako autorka załatwiła pani sobie rólkę?
Jasne, że sobie załatwiałam! Wystąpiłam na planie filmowym w Bielsku-Białej jako statystka. Tyle że mnie potem... wycięto (śmiech). Być może będzie nagrywana druga część, bo już sprzedałam prawa, więc może wtedy będę miała więcej szczęścia przed kamerą i w postprodukcji.
Dzieci dorastają, ale kot Puszysław, który stał się sławny dzięki jednej z pani książek – też. Sława mu nie uderzyła do głowy?
Od naszej ostatniej rozmowy przybyły nam trzy koty, które mąż podczas pandemii przyniósł z działki. Nie przeżyłyby same, więc przygarnęliśmy je na chwilę. I ta chwila rozciągnęła się na trzy lata. Są tak cudne, że nie mogliśmy się z nimi rozstać. Teraz mamy więc cztery koty. A Puszysław jako arystokrata nie bardzo się z nimi brata. Pogodził się jednak z ich obecnością.
Zapytałabym na koniec o marzenie autorskie.
Chcę nadal pisać, i to coraz ciekawiej. No i apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc niecierpliwie czekam na ekranizacje moich kolejnych powieści. Bo to niesamowite zobaczyć na ekranie aktorów mówiących słowami, które napisałam.
PRZECZYTAJ TEŻ: Autor Kryminałów Krzysztof Bochus: Pomorze to moja literacka Ziemia Obiecana
Mam również wiele marzeń związanych z moim wydawnictwem. Dobrą energią przyciągamy wspaniałych autorów – i tych już utytułowanych, jak Joanna Jax czy Anna Sakowicz, ale też tych, którzy pięknie u nas rozkwitają i jeszcze niejednokrotnie was zaskoczą, jak Agnieszka Zakrzewska, Aleksandra Rak, Małgorzata Garkowska czy Daria Kaszubowska. Koniecznie zerknijcie do naszych mediów społecznościowych, rekomenduję wszystkie tytuły swoim nazwiskiem, a po tych 15 latach w branży coś już chyba mogę na temat literatury powiedzieć (śmiech).
Napisz komentarz
Komentarze