Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Jeśli PiS przegra te wybory, to może stracić wszystkie albo prawie wszystkie sejmiki

Jarosław Kaczyński nie może wyjść ze swoich politycznych butów. I wydaje się, że będzie w tych butach szedł do swojego politycznego końca. Może zmieniać ewentualnie sznurówki, ale z tego nic nie wyniknie - mówi dr Mirosław Oczkoś, specjalista od wizerunku politycznego.
Jeśli PiS przegra te wybory, to może stracić wszystkie albo prawie wszystkie sejmiki

Autor: Fot. nadesłane

Kampanię samorządową przyćmiewa polityka krajowa. Jak partie radzą sobie wizerunkowo w tej kampanii?

To będzie pierwsza od dziewięciu lat walka wyborcza odkąd Zjednoczona Prawica jest w opozycji. Ale PiS zdaje się płynąć jeszcze na fali ostatnich wyborów, nie wychodząc z butów ogólnopolskich. I na tym próbuje coś wygrać. Mają cały czas nieuregulowany stosunek do tego, że musieli oddać władzę. I ten problem przenoszą na samorządowe wybory. Efekt m.in. jest taki, że wielu polityków tego ugrupowania zdejmuje znaczki partyjne, nie wierząc, że szyld PiS czy Suwerennej Polski pomoże im w zdobyciu elektoratu.

Na razie PiS gra na chaos. Przeprowadza szturm na Sejm... Jarosław Kaczyński nadal broni Kamińskiego i Wąsika. To się opłaca? Czy może prezes stracił polityczny węch?

Jarosław Kaczyński nie może wyjść ze swoich politycznych butów. I wydaje się, że będzie w tych butach szedł do swojego politycznego końca. Może zmieniać ewentualnie sznurówki, ale z tego nic nie wyniknie. Paradoks polega na tym, że Zjednoczona Prawica nie może istnieć bez Kaczyńskiego, ale z Kaczyńskim nie może wygrać. Chociaż wybory samorządowe mają tę cechę, że każda partia może w nich ogłosić swoje małe lub wielkie zwycięstwo. Ale tym razem w przypadku Zjednoczonej Prawicy tak nie będzie. Tutaj gra toczy się o życie tej partii. Bo jeśli Prawo i Sprawiedliwość przegra te wybory, jak wskazują pierwsze sondaże, to może stracić wszystkie albo prawie wszystkie sejmiki.

Czytaj też: Samorząd za PiS? „To było powolne gotowanie żaby”

Wielka miotła już czyści. Ludzie PiS tracą intratne stanowiska w państwowych spółkach.

Wiele wskazuje, że to dopiero początek ogromnych zmian. Wybory samorządowe przesądzą nie tylko o tym, komu przypadną nowe synekury, ale zdecydują też o tym, kto będzie dzielił ogromne pieniądze z Unii Europejskiej. I jeżeli partia Jarosława Kaczyńskiego straci władzę w regionach, to będzie musiała się rozpaść.

Zjednoczona Prawica pokazuje, że jest przywiązana do władzy ponad wszelką przyzwoitość. Jakby nie rozumiała, że w polityce raz się wygrywa, a raz przegrywa. Dlatego obserwujemy taką polityczną agonię tej partii od 15 października.

Bo pieniądze i synekury to polityczne lepiszcze?

Tak. Chyba, że dojdzie do olśnienia prezesa Kaczyńskiego i namaści kogoś w partii na następcę, odchodząc jednocześnie na emeryturę.

Dlaczego, pana zdaniem, PiS nie chce wytrzeźwieć z tego wcześniejszego upajania się władzą? I brnie w ten chaos?

To dobre pytanie, bo zachowanie PiS jest nieracjonalne. Zjednoczona Prawica pokazuje, że jest przywiązana do władzy ponad wszelką przyzwoitość. Jakby nie rozumiała, że w polityce raz się wygrywa, a raz przegrywa. Dlatego obserwujemy taką polityczną agonię tej partii od 15 października. Do tego przyczynił się też prezydent Andrzej Duda, który dał Zjednoczonej Prawicy czas na załatwienie różnych spraw.

O czym świadczy to, że PiS nie chce oddać władzy?

Z jednej strony to sposób na opóźnianie wypadających z szafy po tylu latach rządów różnych, politycznych trupów. Z drugiej strony to takie osobiste niepogodzenie się z niewdzięcznością narodu. Zdaniem prezesa i jego partii naród tyle od nich dostał, a nie potrafił tego docenić. Tę gorycz z powodu niewdzięczności narodu najbardziej widać u tych doświadczonych polityków jak prezes Kaczyński czy Mariusz Błaszczak. Ale także Elżbieta Witek, która wydawała się bardziej racjonalna, teraz – przepraszam za określenie – gada głupoty. Niedawno w Szczecinie mówiła o zastraszaniu ludzi, a to co się dzieje, porównała do stanu wojennego. „Oni będą próbowali zastraszyć i rozbić naszą wspólnotę, potem uderzą w rodzinę, a następnie w cały naród" - stwierdziła.

Czytaj też: Mateusz Morawiecki w Gdańsku o demokraturze. Nie wspomniał jednak o Grupie Lotos

PiS nie rozliczył siebie z poprzedniej kampanii.

Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się uciec od tych rozliczeń porażki w nową kampanię. Pokazał politykom swojego ugrupowania, że jest się o co nadal bić. Na początku stoczył bój ze swoimi politycznymi akolitami o telewizję publiczną. Potem na tapetę poszedł Wąsik z Kamińskim. A teraz są wybory. Ale analiza porażki powinna być przeprowadzona. Tymczasem Joachim Brudziński, szef sztabu wyborczego w parlamentarnych wyborach zniknął w dniu ogłoszenia wyników. Politycznie zaginął. W każdej partii po wyborach następuje jakieś rozliczenie, a tu nie nastąpiło. Słuchałem prezesa i widzę, że on cały czas w tym samym miejscu. Żyje w świecie, który nie istnieje.

Trwa wyścig Brutusów, jak ja mówię. Wyścig o to, kto wbije Kaczyńskiemu polityczny nóż w plecy. Widać, że Przemysław Czarnek ostatnio mocno gra na siebie. Inni wcześniej czynni wycofali i czekają na to, co będzie.

W dodatku prezes szokuje swoimi wypowiedziami coraz bardziej, jak tą, że „ze strony tej władzy która nieustannie łamie prawo, można się wszystkiego spodziewać, nawet zabójstw politycznych".

To czyste szaleństwo. Tuż po wyborach wydawało się, że Jarosław Kaczyński może „podpalić" polską politykę, bo ten program „chaos plus" mocno był przez niego promowany. Ale teraz można odnieść wrażenie, że albo wszystkie zapałki zostały już wypalone, albo są zamoknięte. Nie ma czym „podpalać". Może tylko nadal siać destrukcję. To jest ciągle prezes największej, opozycyjnej partii, która jeszcze przed chwilą rządziła. I skoro ma taką wiedzę o ewentualnych mordach politycznych, to albo powinien to zgłosić do prokuratury albo nic nie mówić. Widać jak polityka poczyniła spustoszenia w umysłach polityków PiS. Jak nie tylko Jarosławowi Kaczyńskiemu puszczają nerwy, który do demonstranta potrafi powiedzieć "Za***ny gnoju".

Z kolei Marek Suski do wiceministra Michała Kołodziejczaka mówił w sali obrad Sejmu „wypad... gnojowniku".

O prezesie mówiono, że jest inteligencją żoliborską. Zastanawiam się, jak muszą się w tym kontekście czuć mieszkańcy Żoliborza. To są przecież takie knajackie, podwórkowe odzywki, a nie salonowe.

Czytaj też: Od samego początku PiS przygotowywało się do roli ofiary i pogłębiania chaosu

Ciekawe, że prezes z jednej strony jest dość nieporadnym człowiekiem, któremu szuka się płaszcza, albo strzepuje z garnituru różne rzeczy. A jednocześnie od jego słowa zależy byt partii.

Zachowania prezesa są nie do obrony. Ale trwa wyścig Brutusów, jak ja mówię. Wyścig o to, kto wbije mu polityczny nóż w plecy. Widać, że Przemysław Czarnek ostatnio mocno gra na siebie. Inni wcześniej czynni wycofali i czekają na to, co będzie. Nikt się już, poza Bochenkiem, który musi, nie wyrywa specjalnie do odpowiedzi. Chyba, że znajdzie paliwo, jak poseł Arkadiusz Mularczyk, który po wizycie Donalda Tuska w Berlinie dojrzał przestrzeń, żeby zaistnieć, komentując to tak: „Słowa Tuska o reparacjach należy odczytywać, jako działania na szkodę Polski". Tylko część wypowiedzi premiera posłużyła mu za paliwo. Tym tropem poszedł też prezes. Ale można odnieść wrażenie, że to jednak łabędzi śpiew.

Chociaż w PiS są już głosy krytyczne. Poseł Jan Krzysztof Ardanowski oświadczył, że partia „powinna pogodzić się z porażką w wyborach", mówiąc dalej: „Jeżeli nie staniemy w prawdzie, będziemy się osuwać w kierunku nieliczącej się partii geriatryczno-kanapowej...". Ale jedna jaskółka wiosny nie czyni. Zostawmy PiS. A jak koalicja rządząca wypada wizerunkowo? Nie idzie już razem do wyborów samorządowych.

Pierwszy krok do samodzielnego startu zrobiła Trzecia Droga czyli Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz. Oni pierwsi stwierdzili, że sami idą do wyborów.

Koalicja Obywatelska miała przytulić w tych wyborach Lewicę. Donald Tusk decydując o samodzielnym starcie, ograł Włodzimierza Czarzastego?

Lewica jest słabsza, jeśli chodzi o notowania. Chciałaby pójść z Koalicją Obywatelską, ponieważ to by wywindowało mocno jej polityków. Przypomnijmy sobie, że kiedy Grzegorz Schetyna wziął na listy do Parlamentu Europejskiego byłych premierów lewicy, oni weszli. Tu byłoby podobnie. Ale Lewica ma poważny kłopot. Nie wiadomo, kto jest liderem i co to jest Lewica. Niby są trzy ugrupowania na czele z Czarzastym, Biedroniem i Zandbergiem, ale najczęściej w mediach widzimy Czarzastego. Biedroń jest w europarlamencie, a Zandberg i ludzie z jego ugrupowania nie chcieli wejść do rządu...

Mądrością tej czwórki: Tusk, Czarzasty, Kosiniak Kamysz i Hołownia byłoby to, żeby tam gdzie są mocniejsi kandydaci nie wystawiać kontrkandydatów, szczególnie w wyborach na prezydentów w dużych miastach. Ale polityka to narkotyk, który równie jak pozostałe narkotyki, otumania.

Bo Razem jest zawsze osobno. Do tego już się przyzwyczailiśmy...

Myślę też, że wielu posłankom z Lewicy wydaje się, że ich partia może więcej. Tak jakby nie rozumiały, że wynik sondażowy dotyczący ostatnich wyborów do Sejmu, był niższy, niż kiedy cztery lata temu Lewica szła do parlamentu sama (12,5 proc.). Myślę, że nie tyle Tusk ograł Czarzastego, co doły Koalicji Obywatelskiej powiedziały: – Chcemy teraz skonsumować władzę i nie dzielimy się sukcesem wyborczym. W dodatku Lewica niby chciała iść razem, ale w Warszawie, w której kandydatem na prezydenta jest Rafał Trzaskowski, wystawia Magdalenę Biejat, tym samym osłabiając go. W takim przypadku szef Platformy nie może być, jak to powiedział kiedyś Roman Giertych „ciamciaramcia". Tylko musi podejmować decyzje najlepsze dla swojej partii. Tusk nie ma z tym problemu. Mądrością tej czwórki: Tusk, Czarzasty, Kosiniak Kamysz i Hołownia byłoby to, żeby tam gdzie są mocniejsi kandydaci nie wystawiać kontrkandydatów, szczególnie w wyborach na prezydentów w dużych miastach. Ale polityka to narkotyk, który równie jak pozostałe narkotyki, otumania. Poza tym każdy ma inne cele w polityce. Tusk powiedział wyraźnie, że chce dobić politycznie PiS i czuje, że teraz może to zrobić.

Czy rządząca koalicja popełnia już błędy?

Oczywiście, że popełnia. Słodko nie jest, mimo, że ma za sobą dopiero drugi miesiąc rządzenia. Według mnie jej wielkim błędem do tej pory jest błąd komunikacyjny. Od wyborców ma nadal kredyt zaufania, ale za chwilę on się może skończyć. Oczywiście czasami do elektoratu przemawiają Tusk czy Kosiniak-Kamysz, a także Hołownia, który ma swój własny przekaz jako marszałek Sejmu. Ale nie wiemy, co się toczy pomiędzy. Ministrowie tego rządu, przynajmniej ich większość, nie ma takich umiejętności jak Donald Tusk tłumaczenia polityki i decyzji, który jest w stanie opowiedzieć i wytłumaczyć wszystko.

Większość obywatel nie interesuje się tak mocno polityką. Kiedy czegoś nie rozumieją, to szukają tego, kto im mówi, co się dzieje, chociaż nie zawsze to musi być prawda. Dlatego kiedy wychodzi Jarosław Kaczyński, wałkując, że Tusk to agent niemiecki, robi się niebezpiecznie.

Ale premier nie może tłumaczyć wszystkiego i wszędzie.

Moim zdaniem brakuje rzeczników, którzy odpowiadaliby za ciągłą komunikację między rządem, a wyborcami. Żeby tłumaczyli nam rzeczywistość, ale nie pod kątem propagandowym. Tylko wyjaśniali, dlaczego tak robią, a nie inaczej. To jednak z zasad w komunikacji kryzysowej, a rząd Donalda Tuska jest w takiej komunikacji. Zwłaszcza, że PiS zaczyna swoje małe, drobne, informacyjne wojny „odpalać" w komunikacji. Większość obywatel nie interesuje się tak mocno polityką. Kiedy czegoś nie rozumieją, to szukają tego, kto im mówi, co się dzieje, chociaż nie zawsze to musi być prawda. Dlatego kiedy wychodzi Jarosław Kaczyński, wałkując, że Tusk to agent niemiecki, robi się niebezpiecznie.

Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą?

Donald Tusk już wcześniej popełnił błąd przy katastrofie smoleńskiej, kiedy powiedział swoim ludziom: słuchajcie, nie ruszajcie tego. To jest tragedia. Prawda sama się obroni. Ale przez lata się nie broniła, a stała się paliwem dla PiS i Antoniego Macierewicza. Teraz też pewnie znajdzie się grupa Polaków, która uważa, że Niemcy powinni nam zapłacić reparacje. Tusk, co prawda, próbuje to przewektorować, mówiąc, że może nie reparacje, ale Niemcy powinni nam zadośćuczynić te wielkie straty podczas wojny. Jednak PiS w swojej narracji już tę drugą część wypowiedzi premiera pomija. Powtarza tylko, że premier pojechał i nie chce od nich pieniędzy. I jeśli rządząca koalicja nie znajdzie na to swojej narracji, to będzie przez nich obijana tym wizerunkowym kijem. Inna sprawa, czy to nowe paliwo PiS przebije się do społecznej świadomości. Ale na odpowiedź trzeba poczekać.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama