Szkoła Montessori w Gdańsku wyrzuciła uczennicę
Prokuratura nadal bada wydarzenia, do których miało dojść podczas wycieczki uczniów klas VI-VIII Chrześcijańskiej szkoły Montessori do Niemiec.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Dziewczynka i nauczyciel. Co działo się w chrześcijańskiej szkole w Gdańsku?
Jak już pisaliśmy, podczas wycieczki, miało dojść do klepnięcia uczennicy w pośladki przez nauczyciela WF. O zdarzeniu szkoła poinformowała policję i prokuraturę. Równocześnie do części rodziców i władz oświatowych dotarł list Annette Weber, dyrektorki szkoły Montessori w Bad Tolz, gdzie mieszkała wycieczka z Gdańska. Dyrektor Weber inaczej opisuje przebieg zdarzeń w Niemczech, twierdząc, że nauczyciel przez pierwsze dni wycieczki często przytulał, głaskał, chodził za rękę z uczennicą. Twierdzi, że to ona – kiedy zorientowała się, że nie jest to nadopiekuńczy ojciec, ale opiekun – nakazała mężczyźnie natychmiastowy wyjazd do Polski. On sam, w oświadczeniu przesłanym do naszej redakcji, zaprzecza "kategorycznie i jednoznacznie sytuacji ze szkolną stołówką i przekraczaniem granic". - Czynność, o którą jestem oskarżony, nigdy się nie wydarzyła. (...) Początkowo musiałem wyjechać z wycieczki bez przedstawienia mi jakichkolwiek szczegółów. Zapytałem trzech osób, które mnie oskarżały: czy waszym zdaniem stwarzam jakiekolwiek zagrożenie dla jakiegokolwiek ucznia? I każda z tych osób odpowiedziała kolejno: nie, nie, nie". Chcę szukać sprawiedliwości i mam nadzieję, że ją znajdę" - kończy.
Sprawa wywołała poruszenie wśród części rodziców. Dotarły do nas sygnały, że niewłaściwe zachowanie wuefisty wobec kilku dziewczynek miało trwać już kilka lat. Do prokuratury zgłaszają się osoby, także uczące wcześniej w gdańskiej szkole, które twierdza, że już wcześniej zgłaszały „przekraczanie granic” przez nauczyciela. Dyrekcja szkoły temu zaprzecza.
Nadal mu płacimy. To jakby ktoś napluł nam w twarz
Rodzice dzieci ze szkoły Montessori w Gdańsku są zdziwieni, że nauczyciel nie został zwolniony ze szkoły dyscyplinarnie.
- Według mojej wiedzy, został on co prawda zwolniony z powodu utraty do niego zaufania, ale nie w trybie dyscyplinarnym, tylko za porozumieniem stron, z okresem wypowiedzenia. A więc mimo iż nie świadczy teraz pracy, to otrzymuje wynagrodzenie, więc w sumie my rodzice nadal mu płacimy. To jakby ktoś napluł nam w twarz, bo przecież nie mamy tu do czynienia z sytuacją, że jest słowo ucznia przeciwko słowu nauczyciela i ktoś się może bać tego, że zarzuty się nie potwierdzą. Mamy tu sytuację złapania konkretnej osoby za rękę – mówi "Zawsze Pomorze" jeden z rodziców.
ZOBACZ TEŻ: Nauczyciel WF chrześcijańskiej szkoły klepnął uczennicę w pośladki. Takich historii było więcej?
Rodzice obawiają się, że dzięki takiemu rozwiązaniu umowy nauczyciel może w przyszłości bez większych problemów znaleźć pracę w innej placówce. Poprosiliśmy szkołę o potwierdzenie warunków rozwiązania umowy o pracę.
- Nie podajemy szczegółów rozwiązania umowy o pracę z uwagi na ochronę danych wrażliwych. Rodzice wnoszą opłaty płacą za opiekę i edukację. Lekcje WF odbywają się bez zakłóceń, a szkoła ponosi koszty prowadzenia instytucji – odpowiada nam Beata Szulc, wicedyrektor szkoły.
Według mojej wiedzy, został on co prawda zwolniony z powodu utraty do niego zaufania, ale nie w trybie dyscyplinarnym, tylko za porozumieniem stron, z okresem wypowiedzenia. A więc mimo iż nie świadczy teraz pracy, to otrzymuje wynagrodzenie, więc w sumie my rodzice nadal mu płacimy. To jakby ktoś napluł nam w twarz
ojciec jednej z uczennic
Krzysztof Sarzała alarmuje
Okazało się także, że konsekwencje za dociekliwość rodziców ponoszą... dzieci. Jak poinformował na portalu społecznościowym Krzysztof Sarzała, twórca Centrum Interwencji Kryzysowej w Gdańsku, były pomorski koordynator Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę (obecnie w Fundacji Ukryte Skrzydła) Chrześcijańska Szkoła Montessori usunęła z grona uczniów jedno z dzieci.
- Czytam kolejne doniesienia prasowe o tym, co się działo w gdańskiej Chrześcijańskiej Szkole Montessori i niedobrze mi się robi – napisał Krzysztof Sarzała. – (...) Żeby było straszniej, wczoraj napisał do mnie jeden z rodziców dziecka uczącego się w tej Chrześcijańskiej Szkole, w rozpaczy, mając miesięczne wypowiedzenie i tyleż czasu na znalezienie nowej placówki dla córki, bo wraz z żoną „na spotkaniach w szkole i w mediach elektronicznych, w swych wypowiedziach i zachowaniach godzicie w dobre imię szkoły oraz nie współpracujecie ze szkołą w celu obrony jej dziedzictwa…”, „zwłaszcza w sytuacjach zdarzeń, w których ważne jest wzajemne zaufanie i lojalność w celu zapewnienia dzieciom optymalnych warunków”.
Koniec tolerancji
Informację o rozwiązaniu umowy potwierdziła wicedyrektor Beata Szulc.
W nadesłanym do „Zawsze Pomorze” oświadczeniu czytamy: „Podstawą [tej decyzji – red.] są działania godzące w szkolną społeczność, dobre imię szkoły oraz inne działania, które podlegają ochronie prawnej, a sprawą w kolejnych etapach będą zajmować się prawnicy, zaangażowani, aby powstrzymać działania tej osoby na szkodę szkoły, Rodziców i dzieci. Rodzic podejmując się tych działań mógł się liczyć z konsekwencjami prawnymi swoich działań. Szkoła nie zrobiła nic, co nie byłoby zgodne z zawartymi umowami. Wypowiedzenie umowy nie ma związku z wyjazdem. Jest efektem działań rodzica, godzących w imię szkoły po wyjeździe, wpływającymi na emocje dzieci i rodziców oraz atmosferę w szkole”.
Dalej szkoła oznajmia, że „działania niewielkiej grupy rodziców są bardzo krzywdzące dla szkoły i wprowadzają w błąd pozostałą część społeczności szkoły. Wiele oszczerstw kierowanych wobec szkoły i jej władz pochodzi od osób, dla których przez lata bardzo wiele zrobiliśmy. Części rodziców miała zadłużenia wobec szkoły, pomagaliśmy im materialnie i niematerialnie, prowadziliśmy dyskusje mające na celu znalezienie rozwiązań dla ich niejednokrotnie trudnych sytuacji osobistych. Niestety, w zamian za to otrzymujemy z ich strony lincz, także w postaci inspirowanych przez te osoby publikacji medialnych, zawierających bezpodstawne zarzuty, manipulacje i przeinaczenia, docierające do nas w postaci dowodów (przekazanych prawnikom). Niestety nie jesteśmy w stanie dłużej tolerować tego rodzaju działań”.
Podstawą [tej decyzji – red.] są działania godzące w szkolną społeczność, dobre imię szkoły oraz inne działania, które podlegają ochronie prawnej, a sprawą w kolejnych etapach będą zajmować się prawnicy, zaangażowani, aby powstrzymać działania tej osoby na szkodę szkoły, Rodziców i dzieci. Rodzic podejmując się tych działań mógł się liczyć z konsekwencjami prawnymi swoich działań. Szkoła nie zrobiła nic, co nie byłoby zgodne z zawartymi umowami.
Beata Szulc
Uwzględnią dobro dziecka?
Skontaktowaliśmy się z rodzicem, któremu w drugiej połowie roku szkolnego dano zaledwie miesiąc na znalezienie dla córki miejsca w innej placówce.
- Na zebraniu dyrekcji z rodzicami i na zamkniętym czacie zarzucałem szkole, że nie zdecydowała się na dyscyplinarne zwolnienie nauczyciela WF i mówiłem o złej komunikacji – przyznaje ojciec. – Czy to jednak powód, by za zachowanie rodziców karać dziecko? Nasza córka ma orzeczenie o kształceniu specjalnym, co uniemożliwia w wielu przypadkach kształcenie w szkole rejonowej. Dysponujemy zaświadczeniem lekarskim, że ze względu na dobrostan psychiczny córki zaleca się kontynuację kształcenia w drugim semestrze w domu w ramach nauczania indywidualnego. Liczę, że szkoła uwzględni opinię lekarza i dobro dziecka.
Ojciec na koniec rozmowy dodaje, że przykład potraktowania jego dziecka może mieć efekt mrożący i zapewne odstraszy niektórych rodziców przed dalszymi komentarzami.
W poniedziałek w szkole rozpoczęto zbieranie podpisów rodziców pod oświadczeniem, które ma być skierowane do mediów. Rodzice podkreślają w nim wyjątkowe standardy opieki w szkole, zapewniają, że podczas wycieczki kadra zapewniła uczniom pełna opiekę i wykazała się profesjonalizmem. Sprzeciwiając się „kłamliwym informacjom”, wyrażają pełne wsparcie dla dyrekcji.
Nie wszyscy jednak oświadczenie podpisali.
- Właśnie wracam ze szkoły z podpisanym wypowiedzeniem umowy o kształceniu – mówi ojciec jednej z uczennic, który sam zdecydował się, by zabrać dziecko ze szkoły. - Przekazałem pani dyrektor, że inaczej niż dyrekcja oceniam zdarzenia, które miały miejsce na przestrzeni ostatnich trzech tygodni. Nie chcę, by moja córka musiała funkcjonować w sytuacji rozdwojenia jaźni, gdy słyszy coś innego w szkole, a coś innego w domu.
Wicedyrektorka Beata Szulc potwierdza, iż jedno takie wypowiedzenie wpłynęło do szkoły. - Rodzic ten został zwolniony z okresu wypowiedzenia i zaproponowano mu rozwiązanie za porozumieniem stron. Nie musi więc płacić za kolejne trzy miesiące – dodaje dyrektorka.
A dzieci? Dzieci w tym w ogóle nie ma
Krzysztof Sarzała zwraca uwagę, że często dopiero reakcja osoby z zewnątrz pozwala na przerwanie nieodpowiednich zachowań wobec dziecka.
– Jesteśmy wszyscy nieuleczalnie chorzy na pato-zaufanie i zboczoną lojalność – pisze na FB Krzysztof Sarzała. – Nauczyciel ufa nauczycielowi, mimo że widzi śliskie spojrzenia i nieomal czuje dotyk lepkich rączek. Dyrektorzy ufają dyrektorom, mimo że nie mają zielonego pojęcia, co się dzieje w autorytarnie zarządzanych placówkach. Koledzy kryją kolegów po fachu, którym prywatnie nie powierzyliby, nawet na pięć minut, nawet własnego chomika, a co dopiero własnego dziecka. Pasterz ufa pasterzowi, mimo że u tego i oczy i ręce i pysk nie takie. Nie działają standardy bezpieczeństwa dzieci w szkołach. Sito rekrutacyjne osób, mających kontakt z dziećmi jest dziurawe, jak ser szwajcarski, a dobór kadr negatywny. Nadzór zwierzchni upija się sprawozdaniami nie mając pojęcia, co ma miejsce na co dzień. Edukacja, jak siebie i innych chronić przed wykorzystaniem seksualnym jest objęta zapisami cenzorskimi, jak za komuny. A dzieci? Dzieci w tym w ogóle nie ma.
Oświadczenie rodziców
Do naszej redakcji dotarło również oświadczenie rodziców, broniące szkoły, nauczycieli i dyrekcji szkoły Montessori w Gdańsku.
Czytamy w nim: „Mamy świadomość, że w każdej grupie zawodowej mogą pojawić się osoby bądź zachowania, które nie licują z profesjonalizmem wykonywania obowiązków zawodowych. W opiece nad dziećmi należy wykazać szczególne wyczucie i zapewnić wyjątkowe standardy opieki – obejmujące wrażliwość, otwartość, ciepło i wyrozumiałość dla młodych, rozwijających się ludzi. Uznajemy, że właśnie takie standardy i działania szkoła realizuje wobec naszych dzieci od lat.
Zachowania nauczyciela w-fu w czasie wyjazdu wymagały interwencji i ta interwencja została przez szkołę podjęta. Szkoła zdarzenie to zgłosiła do odpowiednich organów państwowych i wierzymy, że te organy dogłębnie zbadają sprawę. My, jako rodzice, również podejmujemy aktywną współpracę z organami i szkołą dostarczając wyczerpujące relacje z naszych doświadczeń w szkole i opinię na temat opieki nad dziećmi w czasie wyjazdu. Czujemy się zobligowani do opisania naszych doświadczeń, ponieważ obserwujemy jak wiele całkowicie kłamliwych informacji przekazywanych jest mediom przez osoby, które mają na celu odmienne cele niż ochrona dzieci i ich dobrostan. Na to się nie możemy zgodzić. Chcemy, żeby miejsce, do którego chodzą nasze dzieci wciąż było tak przyjazną i profesjonalną placówką oświatowo-wychowawczą jak dotychczas, a nasze dzieci nie były wplątywane w działania dorosłych. Część przekazu, jaki pojawia się w mediach, jest niezgodna z faktami i krzywdząca dla ludzi, którzy tę szkołę stworzyli, prowadzą i tworzą najlepsze w naszej opinii warunki do nauki.
Dla nas, rodziców, najważniejsze jest dobro dzieci. W naszym przekonaniu w CHSM jest ono dzieciom zapewniane od początku ich obecności w szkole. Wszelkie działania podejmowane przez dyrekcję oraz kadrę szkoły tak na co dzień, jak i w czasie ostatnich wydarzeń wyczerpują nasze oczekiwania wobec profesjonalnej, empatycznej i zaangażowanej opieki nad dziećmi.
oświadczenie rodziców
Jednocześnie podkreślamy, iż w naszej ocenie pozostali opiekunowie oddelegowani przez szkołę na wycieczkę zapewnili dzieciom odpowiednią opiekę oraz wykazali się czujnością, profesjonalizmem i wrażliwością. Pragniemy zwrócić uwagę, że to właśnie jeden z tych opiekunów zareagował natychmiast na zaobserwowane zachowanie nauczyciela w-fu i doprowadził do podjęcia przez szkołę odpowiednich w naszej ocenie kroków prawnych i opiekuńczych. Doceniamy również to, że kroki te miały także na uwadze zapobieżenie wybuchowi paniki wśród dzieci i rodziców (w związku z tym, że dzieci były z dala od rodzin) i zakładały skuteczne, acz spokojne zajęcie się sprawą w Polsce w bliskości rodziców dzieci.
Dla nas, rodziców, najważniejsze jest dobro dzieci. W naszym przekonaniu w CHSM jest ono dzieciom zapewniane od początku ich obecności w szkole. Wszelkie działania podejmowane przez dyrekcję oraz kadrę szkoły tak na co dzień, jak i w czasie ostatnich wydarzeń wyczerpują nasze oczekiwania wobec profesjonalnej, empatycznej i zaangażowanej opieki nad dziećmi.
Pragniemy wyrazić wsparcie dla dyrekcji szkoły w tym trudnym dla naszej całej społeczności okresie i uznanie dla podejmowanych przez nią kroków. Równocześnie podkreślamy, że nasza opinia o szkole się nie zmienia: wciąż uznajemy ją za najlepsze miejsce dla rozwoju i edukacji naszych dzieci, których dobrostan jest dla nas priorytetem”.
Współpraca: Olek Knitter
Napisz komentarz
Komentarze