*Po dobie od publikacji szkoła wydała kolejne oświadczenie, które jest odpowiedzią na nasz materiał. Jego treść, a także odpowiedź autorki materiału, zamieszczamy na końcu tekstu.
Zwolnienie z pracy nauczyciela WF i zgłoszenie przez szkołę na policję możliwości popełnienia przez niego przestępstwa nie kończy zamieszania wokół zdarzeń, do których doszło podczas pobytu dzieci w Bad Tolz w Niemczech.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Nauczyciel WF chrześcijańskiej szkoły klepnął uczennicę w pośladki. Takich historii było więcej?
Nauczyciel miał klepnąć uczennicę w pośladki
W niedzielę, 5 lutego uczniowie Chrześcijańskiej Szkoły Montessori w Gdańsku z klas VI, VII i VIII wyjechali na wycieczkę do Niemiec. W wysłanym kilka dni później mailu do rodziców dyrekcja szkoły poinformowała, że podczas wyjazdu opiekun - nauczyciel wychowania fizycznego - miał klepnąć w pośladek jedną z uczennic. Nauczycielowi nakazano powrót do kraju, zakazano wejścia do szkoły, następnie zwolniono go, a o sprawie szkoła zawiadomiła policję i prokuraturę.
- Nasza reakcja na zgłoszenie była natychmiastowa, spełniała wszystkie standardy związane z zapewnieniem dzieciom bezpieczeństwa i opieki - czytamy w oświadczeniu wysłanym do redakcji przez władze Chrześcijańskiej Szkoły Montessori w Gdańsku. - Nigdy wcześniej w historii nasze działalności tego rodzaju zdarzenie nie miało miejsca. Nigdy wcześniej żaden z rodziców, żadne z dzieci, żaden z nauczycieli, pedagog szkolny czy psycholog nie sygnalizował jakichkolwiek nieprawidłowości w pracy tego nauczyciela, mających znamiona molestowania.
Po pierwszej publikacji na ten temat, skontaktowali się z nami rodzice i nauczyciele. Z ich relacji wynika, że przebieg wydarzeń w Niemczech był nieco inny. I że o dziwnych zachowaniach nauczyciela już wcześniej alarmowano dyrekcję placówki.
Nasza reakcja na zgłoszenie była natychmiastowa, spełniała wszystkie standardy związane z zapewnieniem dzieciom bezpieczeństwa i opieki. Nigdy wcześniej w historii nasze działalności tego rodzaju zdarzenie nie miało miejsca. Nigdy wcześniej żaden z rodziców, żadne z dzieci, żaden z nauczycieli, pedagog szkolny czy psycholog nie sygnalizował jakichkolwiek nieprawidłowości w pracy tego nauczyciela, mających znamiona molestowania
oświadczenie szkoły
Powody rodzinne?
Rodzic numer jeden: - Po powrocie dzieci, w poniedziałek, 13 lutego odbyło się spotkanie rodziców dzieci uczestniczących w wycieczce z władzami szkoły. Pani psycholog powiedziała, że opiekunki grupy zauważyły niestosowne zachowanie nauczyciela już w niedzielę, w autobusie. Miał wówczas zostać odizolowany od dzieci. Spytaliśmy dlaczego nie wysadzono go z autobusu, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Także w korespondencji z rodzicami dyrektor Anita Turowska i wicedyrektor Beata Szulc piszą, że już w pierwszym dniu wycieczki zauważono niepokojące zachowania nauczyciela w stosunku do dzieci. Dziś jednak, pytana o sytuację w autobusie, Beata Szulc odpowiada: - Wcześniej żaden z opiekunów nie zgłosił nieodpowiedniego zachowania nauczyciela, wobec czego nikt z dyrekcji nie miał podstaw do podejmowania jakichkolwiek kroków wobec tego nauczyciela.
W tej sytuacji wuefista nadal uczestniczył w wycieczce. Według oświadczenia szkoły dopiero zaobserwowana przez psychologa próba klepnięcia jednej z dziewczynek w pośladek, spowodowała wydalenie go z wycieczki w trybie natychmiastowym.
Rodzic numer dwa: - Dzieci nie miały możliwości kontaktu z rodzicami, co zresztą wynikało z wcześniejszych ustaleń. Dostawały telefony do rąk wieczorem, by raz dziennie zadzwonić. We wtorek smartfonów nie dostały. W środę jednej z dziewczynek udało się zadzwonić do mamy. Powiedziała o wyjeździe nauczyciela. W czwartek zaniepokojeni brakiem kontaktu rodzice zaczęli się dopytywać, co się stało.Wtedy przyszedł mail od dyrekcji, że jeden z nauczycieli musiał wyjechać "z ważnych osobistych powodów", co przemilczano, by nie siać niepokoju. Pojawiła się też prośba, by o szczegóły pytać w Polsce, nie w niemieckiej szkole.
Dlaczego ukryto przed rodzicami prawdziwe przyczyny wyjazdu wuefisty? Według Beaty Szulc "wystąpiły powody związane z tą osobą i to zostało przekazane rodzicom. Kontynuacją tego było zawieszenie w obowiązkach świadczenia stosunku pracy i następnie rozwiązanie stosunku pracy z tym nauczycielem. Nie ma tu sprzeczności. Naszym zadaniem było zapewnienie dzieciom należytej opieki (...) ze strony psychologa i pedagoga, a nie eskalowanie emocji. Należy pamiętać, że naszym pierwszym działaniem było odsunięcie nauczyciela od opieki nad dziećmi."
Rodzic numer trzy: - Zapewne prawda nie wyszłaby na jaw, gdyby nie Annette Weber, dyrektorka szkoły Montessori w Bad Tolz. To ona przed wyjazdem zebrała dzieci i obawiając się, że sprawa zostanie zamieciona pod dywan, poinformowała je, co się stało. Powiedziała, że to, co robi nauczyciel jest niewłaściwe. Oskarżyła też szkołę i rodziców o zdradę dzieci. Mleko się wylało. Skoro dzieci się dowiedziały, poinformowały rodziców.
"Jest bardzo religijnym człowiekiem i Bóg mu pomoże"
Annette Weber odpowiedziała na pismo jednego z ojców. Poprosiła, by jej list został udostępniony innym rodzicom, nauczycielom, dyrekcji szkoły, i co ważne, przedstawicielom władz w Polsce.
Co napisała dyrektor niemieckiej szkoły?
Według Annette Weber nauczyciel - nazwijmy go Adamem (imię zmienione) - przez pierwsze dni pobytu w szkole nie był izolowany od dzieci. Zauważyła przy tym, że upodobał sobie zwłaszcza jedną dziewczynkę. Chodził z nią za rękę, przytulał, izolował od rówieśników. Weber była nawet przekonana, że ma do czynienia z nadopiekuńczym ojcem.
Jego zachowanie uznała za niepokojące.
"Rozmawiałam z nim pierwszego dnia, że to za dużo. I że wszyscy inni uczniowie będą zazdrośni, że on zawsze ma taki kontakt z córką. Dziewczynka może zostać odrzucona (przez rówieśników dop.red.), bo przez bliską więź między ojcem a córką nie ma szans na kontakt z innymi." Rzekomy ojciec miał wówczas odpowiedzieć dyrektor Weber, że dziewczynka „jest taka piękna – jest moja”.
Jestem pewna, że ten człowiek jest niebezpieczny dla dzieci. Słyszałam, że nauczyciele o tym wiedzą. Jeden z ich szefów mówił, że jest on bardzo religijnym człowiekiem i Bóg mu pomoże.
Annette Weber
Dalej Annette pisze, że rozmowie przysłuchiwało się dwoje opiekunów."Nie było żadnej reakcji" - relacjonuje dyrektorka niemieckiej szkoły. Dopiero następnego dnia usłyszała, że mężczyzna jest nauczycielem. Wówczas kazała mu natychmiast opuścić szkołę.
"Przekazałam Annie (imię zmienione), że nauczyciel może spać na ulicy albo jechać pociągiem do Monachium, albo do piekła… Anna miała kłopoty. Usłyszałam, że to "szefowie” kazali jej tak się zachowywać wobec tego nauczyciela. Zadzwoniłam więc i zorganizowałam taksówkę, żeby mógł odjechać. Powiedziałam mu, że musi jechać teraz. Odparł, że się nie wyprowadzi – chce pogadać z uczniami – wtedy przyszła Maria (kolejny przedstawiciel kadry pedagogicznej z Polski, imię zmienione) i go odesłała."
- Jestem pewna, że ten człowiek jest niebezpieczny dla dzieci – uważa Annette Weber. - Słyszałam, że nauczyciele o tym wiedzą. Jeden z ich szefów mówił, że jest on bardzo religijnym człowiekiem i Bóg mu pomoże.
Niemiecka nauczycielka wspomina także, że wuefista klepnął lub też wykonał ruch imitujący klepanie uczennicy w pośladek.
- Przepraszam, że za późno i nie od razu zorientowałem się, że ten człowiek jest chory - zwraca się do polskich rodziców nauczycielka z Niemiec.
O sprawie poinformowano urząd miasta i kuratorium
List zawiera o wiele więcej informacji i robi duże wrażenie. Dotarł do już do Wydziału Społecznego Urzędu Miasta w Gdańsku, Kuratorium Oświaty, został przesłany do Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Oliwa.
Patryk Rosiński z biura prasowego UM w Gdańsku: - Szkoła jest niepubliczna, miasto nie jest organem założycielskim. To raczej sprawa dla kuratorium.
Beata Wolak z Kuratorium Oświaty w Gdańsku potwierdza, że 17 lutego 2023 roku na skrzynkę e-mail tutejszego urzędu wpłynął e-mail, zawierający korespondencję między Annette Weber a jednym z ojców. I od razu informuje, że do kompetencji kuratora oświaty nie należy rozpatrywanie i rozstrzyganie spraw w zakresie uchybienia godności zawodu nauczyciela.
- Postępowanie w takich sprawach prowadzi Komisja Dyscyplinarna dla Nauczycieli przy Wojewodzie Pomorskim - pisze Beata Wolak w liście do redakcji.
Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku mówi, że po zgłoszeniu dyrekcji szkoły Montessori Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Oliwa wszczęła postępowanie w sprawie wydarzeń w Niemczech. O liście od Annette Weber wcześniej nie słyszała.
Dyrektor z Niemiec kłamie?
Dyrektor gdańskiej szkoły jest przekonana, że Annette Weber napisała nieprawdę.
- Nauczyciel został odesłany do domu po naszej interwencji - podkreśla Beata Szulc. - Dzieci przyjechały na miejsce w niedzielę, pierwszy sygnał otrzymaliśmy we wtorek i natychmiast podjęliśmy działania polegające na odesłaniu nauczyciela z wycieczki do domu. Wykupiliśmy mu bilet i nocleg w innym obiekcie (...). Na wycieczce była kadra obejmująca m.in. psychologa i pedagoga, którzy nie zgłosiły żadnych uwag do wtorku, kiedy pojęliśmy działania. Skierowaliśmy do pani Weber informację o podjętych przez nas krokach oraz zapytanie o procedury i to, czy zgadza się, by podać ją na świadka i nie otrzymaliśmy od niej żadnej odpowiedzi. Informacje, na które Pani się powołuje docierają do nas od dziennikarzy oraz od rodziców.
Nieodpowiednie zachowanie dotyczyło kilku dziewczynek, ale w szczególny sposób było skierowane do jednej z nich. I nie było to jedynie klepnięcie w pośladki (...) Kiedy pani Weber, uznając że mężczyzna jest ojcem dziecka, zaczęła mu tłumaczyć, że nawet ojciec nie powinien tak zachowywać się w stosunku do córki, jedna z nauczycielek wtrąciła, że osoba ta jest nauczycielem. Gdyby nie reakcja pani Weber, to co zrobił nauczyciel nie wyszłoby na światło dzienne. Ona się w takich sytuacjach nie patyczkuje i była nie do zahamowania.
Ewelina Kalisz / asystentka Annette Weber
Rodzic numer trzy: - Usłyszałem, że próbuje się szerzyć pogłoski, jakoby maile od Annette były fałszywe.
Dzwonię do Bad Tolz. Rozmawiam z Eweliną Kalisz, nieformalną asystentką Annette Weber. Jej córka - uczennica z tamtejszej szkoły Montessori - pomagała jako tłumacz dzieciom z Gdańska.
- Pani Weber napisała prawdę - mówi Ewelina Kalisz. - Nieodpowiednie zachowanie dotyczyło kilku dziewczynek, ale w szczególny sposób było skierowane do jednej z nich. I nie było to jedynie klepnięcie w pośladki, jak podają polskie portale. Kiedy pani Weber, uznając że mężczyzna jest ojcem dziecka, zaczęła mu tłumaczyć, że nawet ojciec nie powinien tak zachowywać się w stosunku do córki, jedna z nauczycielek wtrąciła, że osoba ta jest nauczycielem. Gdyby nie reakcja pani Weber, to co zrobił nauczyciel nie wyszłoby na światło dzienne. Ona się w takich sytuacjach nie patyczkuje i była nie do zahamowania.
Annette Weber przygotowała już zawiadomienia, które zamierza złożyć w niemieckiej prokuraturze. Dotyczą one zarówno zachowania nauczyciela, jak i braku reakcji szkoły z Gdańska na to, co miał zrobić.
Nikt nic nie widział?
Rodzic numer dwa: - Podczas spotkania w poniedziałek poproszono nas, by nie mówić o tym, co się stało. Usłyszeliśmy, że nie ma twardych dowodów na to, co się naprawdę wydarzyło, więc szkoła spróbuje zająć się tym wewnętrznie. Ktoś jednak zagroził, że jeśli szkoła nie powiadomi policji, zrobią to rodzice.
Po spotkaniu została sporządzona notatka (przekazana także dyrekcji szkoły), w której czytamy: "Jako rodzice jesteśmy oburzeni zachowaniem pana Adama. Nie zgadzamy się na przekraczanie granic fizycznych w relacjach nauczyciel - dziecko. Klepanie po pupie, przytulanie, gilgotanie, uporczywe przebywanie blisko, filmowanie bez zgody, etc. jest poważnym naruszeniem autonomii dziecka, wykorzystaniem relacji dorosłego bazującej na zaufaniu i podlega karze za naruszenie nietykalności cielesnej lub za drobne zachowania seksualne". Dalej rodzice dziękują szkole za sprawną i odważną decyzje o odwołaniu nauczyciela. Oczekują podjęcia kroków prawnych. "Pan Adam pracował w szkole 4 lata, uczył WF dzieci wszystkich roczników oraz jeździł na wycieczki jako opiekun. Dla nas jest to przerażające, że nikt z kadry oraz dyrekcji nie zauważył nieprawidłowego zachowania nauczyciela przez tak długi czas. " - uważają rodzice.
Rodzic numer jeden: - Wiemy o co najmniej kilku sytuacjach, gdy nauczyciele - nie pracujący już w szkole - informowali dyrekcję o dotykaniu przez wuefistę, nawet w stołówce szkolnej, miejsc intymnych, np. piersi. Dyrekcja to ignorowała. Szkoła nazywa to "niefrasobliwością młodego nauczyciela" lub "spoufalaniem". Miały pojawiać się stwierdzenia, że o tego człowieka trzeba się modlić.
Nauczyciel zaprzecza. "Zaprzeczam kategorycznie"
Beata Szulc kategorycznie zaprzecza, jakoby nauczyciele mieli wcześniej zgłaszać molestowanie dzieci.
- Rozmowy w najmniejszym stopniu nie dotyczyły molestowania - twierdzi wicedyrektor szkoły. - Sytuacja miała miejsce w 2019 roku. Rozmowy dotyczyły sposobów komunikacji werbalnej z dziećmi, a nie kontaktów cielesnych i nie były związane z działaniami, które można nazwać spoufalaniem się, a wręcz odwrotnie z szorstkością bycia, brakiem wrażliwości i empatii. Nauczyciel został wezwany na rozmowę, w czasie której otrzymał nasze uwagi, wytyczne dotyczące standardów postępowania. Od tego czasu zachowania nauczyciela uległy poprawie.
Zaprzeczam kategorycznie i jednoznacznie sytuacji ze szkolną stołówką i przekraczaniem granic. Czynność, o którą jestem oskarżony, nigdy się nie wydarzyła (...) Chcę szukać sprawiedliwości i mam nadzieję, że ją znajdę
nauczyciel WF
Do redakcji nadesłano oświadczenia czterech osób - pedagoga specjalnego, byłego psychologa szkolnego oraz obecnego i byłego nauczyciela WF w tej samej szkole. Wszyscy twierdzą, że nie zaobserwowały "przekraczania granic" przez wuefistę.
Oświadczenie przesłał także sam nauczyciel WF. Prosząc o nieujawnianie danych pisze, że zamierza bronić swojej niewinności.
"Zaprzeczam kategorycznie i jednoznacznie sytuacji ze szkolną stołówką i przekraczaniem granic. Czynność, o którą jestem oskarżony, nigdy się nie wydarzyła. (...) Początkowo musiałem wyjechać z wycieczki bez przedstawienia mi jakichkolwiek szczegółów. Zapytałem trzech osób, które mnie oskarżały: czy waszym zdaniem stwarzam jakiekolwiek zagrożenie dla jakiegokolwiek ucznia? I każda z tych osób odpowiedziała kolejno: nie, nie, nie".
Nauczyciel dodaje, że jedna z oskarżających go osób już się wycofała. "Chcę szukać sprawiedliwości i mam nadzieję, że ją znajdę" - kończy oświadczenie.
"Przerzucił ręce przez jej głowę i przesunął je po piersiach"
Udało się nam dotrzeć jednak do osoby, która podważa narrację nauczyciela i dyrekcji szkoły.
- Pracowałam w szkole od sierpnia 2019 r. - mówi była nauczycielka szkoły Montessori. - Wuefista od początku zwrócił moją uwagę. Był dziwny wobec dziewczynek. Adorował je, nie zachowywał dystansu, rzucał różne hasła. Zapytałam innych nauczycieli, co ten człowiek tu robi. Czy jest na to zgoda? Usłyszałam, że były już wcześniej na jego temat rozmowy, ale on jest taki specyficzny. Później jednak doszło do sytuacji, która wyprowadziła mnie z równowagi. Była jesień 2019 roku. Na jednej z lekcji WF, zorganizowanej na podwórku, zobaczyłam dziewczynkę. Tę samą, z powodu której pan Adam musiał w tym roku opuścić wycieczkę do Niemiec. Dziewczynka nie ćwiczyła, stała z boku w grupie koleżanek. Wuefista podszedł do niej od tyłu, dotknął klatką piersiową do jej pleców, przerzucił ręce przez jej głowę i przesunął je po piersiach dziecka. Powiedziałam: - Co ty robisz? Zmieszał się, wycofał.
Po lekcji moja rozmówczyni zaprosiła nauczyciela do gabinetu koordynatorki ds. rekrutacji. W jej obecności miała powiedzieć wuefiście: - Jeśli byś to zrobił mojej córce, pewnie już byś zębów nie miał!
- Potem zostałam wzięta na rozmowę przez Beatę Szulc - wspomina była nauczycielka chrześcijańskiej szkoły. - Usłyszałam, że nie mam dowodów i powinnam przestać. I że on już taki jest, a kolega Adama, też nauczyciel, który działa w tej samej wspólnocie religijnej, co nasz wuefista, nigdy by go nie zatrudnił, gdyby uważał, że coś jest nie tak. Ponadto dziewczynka nic nie zgłasza. A jeśli ja mam zamiar dalej drążyć, to oni mogą mnie pozwać o zniesławienie.
Dlaczego mimo wszystko nie zawiadomiła rodziców? - Byłam wychowawczynią tej dziewczynki - wspomina. - Podczas pobytu na tzw. zielonej szkole dziecko doznało urazu. Zadzwoniłam do rodziców, usłyszałam, że uczennicą zajmie się na miejscu wuefista, gdyż mu w tej kwestii bardzo ufają. I w ogóle darzą go pełnym zaufaniem. Doszłam do wniosku, że mi nie uwierzą.
Dziś, po nagłośnieniu wydarzeń, do których doszło w Bad Tolz, świadek wydarzeń sprzed lat zamierza jednak złożyć zeznania w prokuraturze.
Ojciec: - Jesteśmy zagubieni
W poniedziałek dzwoni do mnie ojciec dziewczynki.
- Jest to dla nas bardzo trudny czas. Nie rozumiemy sytuacji, nie jesteśmy - nawet jako kochający rodzice - ekspertami - mówi. - Z tego, co nam mówi córka, nie stała się jej krzywda na wycieczce. Nie twierdzę przy tym, że ten pan jest na pewno niewinny. Nie staję w jego obronie. Nie mam kompetencji, by ocenić jego zachowania i wydać werdykt. Traktuję go jako osobę podejrzaną o bardzo poważne czyny, zagrażające dobru nie tylko mojego dziecka. Bardzo bym chciał, by ta sprawa została wyjaśniona. Wszelką wiedzę przekazałem do prokuratury.
Ojciec przyznaje: - Dopuszczam myśl, że córka została w jakiś sposób zmanipulowana przez złego człowieka i nie mówi nam o wszystkim. Z drugiej strony dobitnie podkreślam, że jako rodzice kochający córkę, będący w bliskiej z nią relacji, nie zauważyliśmy nic, co by wzbudziło nasze wątpliwości i zaniepokojenie. To nie znaczy, że sprawa jest dla nas zamknięta.
Z tego, co nam mówi córka, nie stała się jej krzywda na wycieczce. Nie twierdzę przy tym, że ten pan jest na pewno niewinny. Nie staję w jego obronie. Nie mam kompetencji, by ocenić jego zachowania i wydać werdykt. Traktuję go jako osobę podejrzaną o bardzo poważne czyny, zagrażające dobru nie tylko mojego dziecka. Bardzo bym chciał, by ta sprawa została wyjaśniona. Wszelką wiedzę przekazałem do prokuratury.
ojciec dziewczynki
Rodzice dziewczynki są w kontakcie z najbliższymi koleżankami córki z klasy. Ich wypowiedzi, kierowane do rodziców, są zbieżne z tym, co opowiadała dziewczynka mamie i tacie.
Są w trudnej sytuacji. Wiedzą, że prędzej, czy później córka przeczyta artykuły, komentarze. I że nie pozostanie to bez wpływu na jej życie.
- Jesteśmy zagubieni - twierdzi ojciec. - Naszym zdaniem intencje szkoły, oferującej nam wsparcie, są dobre. Rozumiemy przy tym, że dla dobra wszystkich potrzebna nam jest jednak pomoc osoby nie związanej ze sprawą, która nie ma żadnego interesu, by prowadzić narrację w jakąkolwiek stronę. Nie wiem, co tam się stało. Córka mówi - to się nie stało. Nie wiem, czy została zmanipulowana, czy też nie. Nie umiem też obiektywnie ocenić, czy osoby, które o tym powiadomiły kłamią, czy nie.
Nauczyciel wysłał do ojca SMS z prośbą o spotkanie i wyjaśnienie sprawy. Ojciec przekazał przez innego nauczyciela prośbę do pana Adama, by ten do czasu wyjaśnienia wszystkich kwestii - również dla jego dobra - zrezygnował z kontaktów z rodziną dziewczynki. Wyraził również oczekiwanie, że nauczyciel nie będzie nawiązywał żadnych kontaktów z córką.
- Dla dobra wszystkich dobrze byłoby, żeby nasze drogi nie przecinały się do ostatecznego wyjaśnienia sprawy - mówi ojciec.
O komunikacji słów kilka
Po piątkowej publikacji artykułu "Nauczyciel WF chrześcijańskiej szkoły klepnął uczennicę w pośladki. Takich historii było więcej?" na portalu zawszepomorze.pl, Chrześcijańska Szkoła Montessori w Gdańsku zarzuciła nam opublikowanie tekstu bez uzyskania jej stanowiska.
Uporządkujmy fakty. Z dyrektor skontaktowaliśmy się w piątek ok. godz. 11.30. Odebrała telefon, jednak mimo dużej wagi materiału i naszych próśb, sprawy nie chciała go skomentować, zasłaniając się brakiem czasu. Poprosiła o telefon po południu.
Kilka minut po telefonie wysłaliśmy jeszcze dyrektorce SMS z prośbą o jej stanowisko (lub szkoły) w tej sprawie, podkreślając, że zależy nam na rzetelnej relacji.
O godz. 14.00 dyrektor odpisała, że przygotuje stosowne oświadczenie, nie informując jednak, kiedy je przyśle - czy tego samego dnia, czy kolejnego, czy po weekendzie. Dwie minuty później odpowiedzieliśmy SMS-em pani dyrektor, że w takim razie po otrzymaniu oświadczenia opublikujemy je natychmiast w artykule.
Artykuł opublikowaliśmy o godz. 14.20 i dopiero o 19.41 otrzymaliśmy SMS z informacją, iż oświadczenie zostało wysłane na podany e-mail. O 19.42 oświadczenie było już opublikowane w całości na stronie pod artykułem.
Kolejny zarzut dotyczył braku dowodów potwierdzających wypowiedź jednego z rodziców, według którego wydarzenia w Niemczech są tylko "wierzchołkiem góry lodowej". Po zarzuceniu nam nierzetelności dziennikarskiej zostaliśmy zmuszeni do powrócenia do tematu zwolnienia nauczyciela WF i zweryfikowania docierających do nas informacji. Efektem naszej pracy jest powyższy artykuł.
Kolejne oświadczenie szkoły
Po publikacji powyższego artykułu, szkoła wydała drugie oświadczenie. Poniżej jego treść, podpisana przez dyrektor Anitę Turowską i wicedyrektor Beatę Szulc.
1. „Po pierwszej publikacji na ten temat, skontaktowali się z nami rodzice i nauczyciele. Z ich relacji wynika, że przebieg wydarzeń w Niemczech był nieco inny. I że o dziwnych zachowaniach nauczyciela już wcześniej alarmowano dyrekcję placówki.”
Po poinformowaniu naszej społeczności szkolnej o powodach zwolnienia nauczyciela wf-u oraz publikacjach medialnych zgłosili się do nas rodzice i nauczyciele (obecni i byli), którzy oświadczali, że nigdy wcześniej nie zaobserwowali niepokojących zachowań mających znamiona molestowania seksualnego u oskarżanego nauczyciela. Skontaktowała się z nami również psychotraumatolog współpracująca od 7 lat ze szkołą, superwizująca pracę nauczycieli i regularnie obserwująca dzieci. Przekazała, że nigdy nikt nie zgłosił jej nieprawidłowości, ani ona sama ich nie zaobserwowała.
Wszystkie podpisane z imienia i nazwiska oświadczenia przekazaliśmy redakcji.
Sprawa nie jest więc tak jednoznaczna, jak może się wydawać w oparciu o relację jednej ze stron i przy zachowaniu należytej bezstronności. Jeszcze raz podkreślamy: nie zmieniamy naszych decyzji i nauczyciel, którego dotyczą oskarżenia został zwolniony oraz nie mamy planów wycofania się z podjętej przez nas decyzji
Potwierdzamy, co jest zawarte w poprzednim oświadczeniu szkoły, że wpływały do nas informacje o sarkastycznych i mało empatycznych zwrotach używanych wobec dzieci przez nauczyciela – wszystkie one były na bieżąco wyjaśniane.
2. „Pani psycholog powiedziała, że opiekunki grupy zauważyły niestosowne zachowanie nauczyciela już w niedzielę, w autobusie. Miał wówczas zostać odizolowany od dzieci. Spytaliśmy, dlaczego nie wysadzono go z autobusu, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi.”
Relacje opiekunów w tym temacie są niejednoznaczne. Jako dyrekcja jesteśmy przekonani, że jeżeli w autokarze zdarzyłoby się cokolwiek mającego znamiona przestępstwa, opiekunowie poinformowaliby nas od razu. Takich informacji nie uzyskaliśmy. Co więcej, z relacji opiekunów dowiedzieliśmy się, że opisywana sytuacja polegała na tym, że nauczyciel pomógł dziecku ustawić oparcie fotela. Takie zachowanie zostało uznane przez psycholog szkolną za niewłaściwe i nauczyciel został przekierowany w inną część autobusu, aby nie pozostawiać jego zachowania bez reakcji.
3. „Także w korespondencji z rodzicami dyrektor Anita Turowska i wicedyrektor Beata Szulc piszą, że już w pierwszym dniu wycieczki zauważono niepokojące zachowania nauczyciela w stosunku do dzieci.”
Jest to kłamstwo. Pomiędzy 5.02 a 22.02 nie ma w żadenej korespondencji pomiędzy dyrekcją a rodzicami takiego stwierdzenia. Dodatkowo żaden opiekun w dniach pomiędzy 5 a 7 lutego nie kontaktował się z nami w celu zgłoszenia jakiekolwiek zachowania.
Jesteśmy oburzone podawaniem kolejnych nieprawdziwych informacji wprowadzających czytelników w błąd.
4. „Rodzic numer dwa: - Dzieci nie miały możliwości kontaktu z rodzicami, co zresztą wynikało z wcześniejszych ustaleń. Dostawały telefony do rąk wieczorem, by raz dziennie zadzwonić. We wtorek smartfonów nie dostały.”
Dzieci każdego dnia miały możliwość kontaktu, dostając telefony w określone godziny dnia. We wtorek również je miały. Odesłanie nauczyciela do domu było po tym czasie. Ponownie w środę miały możliwość korzystania z telefonów. Potwierdzą to rodzice ze szkoły – mają w swoim telefonie wymianę sms-ową z ich córką. Stosowanie ukreślenia „W środę jednej z dziewczynek udało się zadzwonić do mamy” sugeruje, że tylko jednej dziewczynce pomimo utrudniania tego przez opiekunów udało się skrycie skontaktować z rodziną. To niedopuszczalna insynuacja mogąca wprowadzać czytelników w błąd i zafałszowująca fakty. Udostępnianie dzieciom telefonów w określonych godzinach nie jest niczym niestosowanym w czasie wyjazdów szkolnych i ma na celu zapewnienie im aktywności z dala od ekranów smartfonów.
5. „Pojawiła się też prośba, by o szczegóły pytać w Polsce, nie w niemieckiej szkole.” – nie tak brzmiała treść maila.
Treść maila brzmiała: „jednocześnie bardzo proszę, by w sytuacjach jakichkolwiek wątpliwości pisać bezpośrednio do mnie. w takich sytuacjach zależy nam, by szukać informacji u źródła”. Nasza intencją było zachęcenie rodziców do kontaktu ze szkołą w razie wątpliwości. Żadne inne instrukcje dotyczące wyjaśnień sprawy nie były kierowane, a w szczególności nie takie, które ograniczałyby możliwość swobodnych działań dorosłych ludzi w stosunku do placówki, w której znajdowały się ich dzieci.
6. „Rodzic numer trzy: - Zapewne prawda nie wyszłaby na jaw, gdyby nie Annette Weber, dyrektorka szkoły Montessori w Bad Tolz.”
Jest to pomówienie i kłamstwo. Wszyscy opiekunowie wycieczki potwierdzą, że jeszcze w Niemczech przekazałyśmy im, że sprawę wyjaśnimy niezwłocznie po ich powrocie do Polski, co też się stało. Interwencję podjęła psycholog szkolna, nauczyciel został odesłany przez nas z wyjazdu i na nasz koszt.
7. „To ona przed wyjazdem zebrała dzieci i obawiając się, że sprawa zostanie zamieciona pod dywan, poinformowała je, co się stało. Powiedziała, że to, co robi nauczyciel jest niewłaściwe. Oskarżyła też szkołę i rodziców o zdradę dzieci. Mleko się wylało. Skoro dzieci się dowiedziały, poinformowały rodziców.”
Wielu naszych rodziców jest oburzonych zachowaniem Pani dyrektor Anette Weber, która bez żadnej zgody ze strony nauczycieli i rodziców dzieci przeprowadziła rozmowę z dziećmi (które nie były uczniami jej szkoły) na tak delikatny temat. Uważamy to zachowanie za oburzające, nie licujące ze stanowiskiem dyrektora szkoły i doświadczonego pedagoga, tym bardziej, że miało to miejsce przed wyjazdem z jej placówki i podejmując decyzję o przekazaniu im takich informacji nie zapewniła im odpowiedniej opieki i wsparcia emocjonalnego.
W razie konieczności dostarczymy oświadczenia rodziców, którzy są zbulwersowani przeprowadzeniem takiej rozmowy bez zgody rodziców czy polskich opiekunów.
Planowaliśmy odbyć taką rozmowę w bezpiecznych dla dzieci warunkach, w ich szkole w Polsce, dając im od razu możliwość rozmowy z rodzicami tego samego dnia. Zachowanie p. Weber uznajemy za naruszenie elementarnych standardów opieki nad dziećmi.
8. „Zauważyła przy tym, że upodobał sobie zwłaszcza jedną dziewczynkę. Chodził z nią za rękę, przytulał, izolował od rówieśników”
Tego nie potwierdza żaden z polskich opiekunów (a dzieci były stale pod ich opieką i nadzorem) ani, co najważniejsze, sama dziewczynka.
9. „Rzekomy ojciec miał wówczas odpowiedzieć dyrektor Weber, że dziewczynka „jest taka piękna – jest moja”.
Nasi opiekunowie potwierdzają, że zdanie to zostało wypowiedziane w zupełnie innym kontekście, co zmienia jego znaczenie i sens. Wierzymy, że w czasie czynności prowadzonych przez odpowiednie organy zostanie w pełni wyjaśnione w rzeczywistym
kontekście, w jaki zostało użyte i do tych organów należeć będzie ocena tego zachowania. Do tego czasu powstrzymujemy się od jego komentowania.
10. „Wówczas kazała mu natychmiast opuścić szkołę” – nie jest to prawda, ponieważ opuszczenie szkoły przez nauczyciela było decyzją polskich opiekunów i dyrekcji. Kierowniczka wycieczki potwierdza, że wszelkie rozmowy pani Anette Weber z kadrą naszej szkoły na temat zachowania nauczyciela rozpoczęły się dopiero po poinformowaniu jej o działaniach zmierzających do odesłania do Polski.
11. „Usłyszałam, że to "szefowie” kazali jej tak się zachowywać wobec tego nauczyciela.”
Jest to prawda. Poprosiliśmy nauczycielkę o zorganizowanie na nasz koszt noclegu w innym miejscu (nie chcieliśmy by nauczyciel spał w tym samym budynku co dzieci, ze względu na otrzymane zgłoszenie), a także zorganizowanie transportu do Polski. Jest to obowiązek każdego pracodawcy wobec każdego pracownika przebywającego na delegacji.
12. „Jestem pewna, że ten człowiek jest niebezpieczny dla dzieci – uważa Annette Weber. - Słyszałam, że nauczyciele o tym wiedzą. Jeden z ich szefów mówił, że jest on bardzo religijnym człowiekiem i Bóg mu pomoże.”
Z naszych ust nigdy nie padło takie stwierdzenie, ani inne temu podobne, które miałoby usprawiedliwić jakikolwiek nieprawidłowe zachowanie względem dzieci.
13. „Postępowanie w takich sprawach prowadzi Komisja Dyscyplinarna dla Nauczycieli przy Wojewodzie Pomorskim - pisze Beata Wolak w liście do redakcji.”
Sprawa została przez nas terminowo złożona do komisji dyscyplinarnej przy Wojewodzie Pomorskim.
14. „Rodzic numer dwa: - Podczas spotkania w poniedziałek poproszono nas, by nie mówić o tym, co się stało. Usłyszeliśmy, że nie ma twardych dowodów na to, co się naprawdę wydarzyło, więc szkoła spróbuje zająć się tym wewnętrznie. Ktoś jednak zagroził, że jeśli szkoła nie powiadomi policji, zrobią to rodzice.”
Kolejne pomówienie i nieprawda. Padło sformułowanie o twardych dowodach, gdyż faktem jest, że tego typu dowodem byłoby nagranie z kamer monitoringu, zdjęcie. Poprosiliśmy dyr. Anette Weber o nagranie z kamer w celu dołączenia jako materiał dowodowy na użytek Policji – nie dostaliśmy do dzisiaj żadnej odpowiedzi na nasza prośbę.
15. „Rodzic numer jeden: - Wiemy o co najmniej kilku sytuacjach, gdy nauczyciele - nie pracujący już w szkole - informowali dyrekcję o dotykaniu przez wuefistę, nawet w stołówce szkolnej, miejsc intymnych, np. piersi. Dyrekcja to ignorowała. Szkoła nazywa to "niefrasobliwością młodego nauczyciela" lub "spoufalaniem". Miały pojawiać się stwierdzenia, że o tego człowieka trzeba się modlić.
Nigdy wcześniej żaden z nauczycieli nie zgłosił mi nieprawidłowości w pracy nauczyciela mających znamiona molestowania seksualnego.
Określenia o niefrasobliwości młodego nauczyciela nazwane były jego nie empatyczne zachowania czy sarkastyczne wypowiedzi względem uczniów, na które reagowaliśmy na bieżąco. One jednak nie stanowiły podstawy do podjęcia radykalnych kroków wobec nauczyciela w postaci zwolnienia go z pracy czy podjęcia innych formalnych kroków dyscyplinarnych. Nigdy nie padły z ust dyrekcji słowa, że trzeba się o niego modlić. Nie wyobrażam sobie, że miałabym usprawiedliwiać zachowanie przekraczające granice wiarą i bagatelizować je.
16. „Potem zostałam wzięta na rozmowę przez Beatę Szulc - wspomina była nauczycielka chrześcijańskiej szkoły. - Usłyszałam, że nie mam dowodów i powinnam przestać. I że on już taki jest, a kolega Adama, też nauczyciel, który działa w tej samej wspólnocie religijnej, co nasz wuefista, nigdy by go nie zatrudnił, gdyby uważał, że coś jest nie tak. Ponadto dziewczynka nic nie zgłasza. A jeśli ja mam zamiar dalej drążyć, to oni mogą mnie pozwać o zniesławienie.”
Taka rozmowa nie miała miejsca. Nie groziłam nigdy nikomu sądem.
17. „Naszym zdaniem intencje szkoły, oferującej nam wsparcie, są dobre. Rozumiemy przy tym, że dla dobra wszystkich potrzebna nam jest jednak pomoc osoby nie związanej ze sprawą, która nie ma żadnego interesu, by prowadzić narrację w jakąkolwiek stronę.”
Cieszymy się, że rodzice dziewczynki deklarują zadowolenie z naszych działań. Podobnie jak oni uważamy, że potrzebne jest tu wsparcie kogoś niezwiązanego ze sprawą. Dlatego też współpracujemy już z Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę oraz Ośrodkiem Interwencji Kryzysowej.
18. „Uporządkujmy fakty. Z dyrektor skontaktowaliśmy się w piątek ok. godz. 11.30. Odebrała telefon, jednak mimo dużej wagi materiału i naszych próśb, sprawy nie chciała go skomentować, zasłaniając się brakiem czasu. Poprosiła o telefon po południu.”
Jeśli chcemy uporządkować fakty:
- faktem jest, że telefon został odebrany ok godziny 11.30
- faktem też jest, że p. Anita powiedziała, że nie może teraz rozmawiać
Dopowiedzenie „nie chciała skomentować materiału” jest kłamstwem. W rozmowie użyła zwrotu „Chcę się odnieść, jednak teraz nie mogę rozmawiać, proszę do mnie zadzwonić po południu. Na to pytanie pan Olek Knitter zapytał „Po południu, czyli o której?”. Odpowiedziała, że po godzinie 17.00. Odpowiedział, że dobrze.”
Zwrot „zasłaniając się brakiem czasu” jest już domysłem i nadinterpretacją, który godzi w dobre imię. Faktem jest, że został wysłany sms, z prośbą o wysłanie stanowiska szkoły, jednak jak wspominaliśmy, dyrektorka była mocno zajęta zadaniami związanymi ze zobowiązaniami wobec dzieci, rodziców i nauczycieli. Oświadczenia do prasy nie pisze się na kolanie w 5 min. Nie rozumiemy, dlaczego kogokolwiek dziwi, że oświadczenie wpłynęło po 19.00. Są to bardzo ważne dla szkoły sprawy, które chcieliśmy wyczerpująco opisać.
Redakcja natomiast w żaden sposób nie odnosi się do faktu, że publikacja artykułu w 3 h od telefonicznego skierowania zapytania o stanowisko szkoły świadczy o tym, że przed zapoznaniem się ze stanowiskiem szkoły dziennikarze mieli już przygotowany artykuł i tezę co godzi w rzetelność dziennikarską i etykę tego zawodu. Czyżby brak odniesienia się był próbą przemilczenia prawdy, że dziennikarze mieli już swoje tezy?
Odpowiedź autorki
W artykule "Dziewczynka i nauczyciel. Co działo się w chrześcijańskiej szkole w Gdańsku?" starałam się przedstawić jak najszerzej opinie i relacje szkoły, rodziców, nauczycieli i na tej podstawie przedstawić możliwie najwierniejszy obraz sytuacji. Przed napisaniem tekstu zgromadziłam pełną dokumentację. Zależało mi, by wszystko, co napiszę w tej delikatnej sprawie opierało się na nagraniach, mailach i screenach.
A teraz po kolei:
Punkt 1. Wicedyrektor Beata Szulc odniosła się w artykule do wypowiedzi sprzecznych ze stanowiskiem szkoły. W tej sytuacji trudno odnosić się do powtarzanych po raz kolejny opinii.
Punkt 2. Z relacji rodziców uczestniczących w poniedziałkowym spotkaniu oraz sporządzonego na nim nagrania wypowiedzi pani psycholog wynika to, co zapisałam w tekście.
Punkt 3. Dysponujemy screenem wewnątrzszkolnego maila, gdzie padają słowa o zauważonym przez opiekunów już pierwszego dnia wycieczki "niepokojącym zachowaniu nauczyciela w stosunku do niektórych dzieci". Mail został podpisany przez dyrektor i wicedyrektor szkoły.
Punkt 4. Rozmawiałam z rodzicami, których dzieci nie miały po wyrzuceniu nauczyciela dostępu do telefonów. O dziewczynce, która miała kontakt z rodzicami - napisałam.
Punkt 5. Nie cytuję dosłownie treści maila, ale sens jego opisu jest taki sam.
Punkt 6. Przedstawiłam opinię jednego z rodziców. Władze szkoły mają prawo do innej opinii.
Punkty 7-12. Jest to polemika nie z dziennikarzem, ale z dyrektorką niemieckiej szkoły Montessori Annete Weber. Zacytowaliśmy list pani Weber. W artykule już ukazała się wypowiedź Beaty Szulc, zarzucająca Annette Weber kłamstwo.
Punkt 14. Z relacji rodziców i nagrania wynika, że proszono ich o zachowanie milczenia. Co do wymuszonego przez rodziców zgłoszenia sprawy na policję - dysponuję screenem wewnątrzszkolnej wiadomości.
Punkt 15. Do tej kwestii pani Beata Szulc odnosi się w artykule. O tym, że nie chodziło tu o "nieempatyczne zachowania" świadczy fragment wysłanego przez dyrekcję maila, gdzie czytamy "Dwa lata temu obserwując zachowanie tego nauczyciela widzieliśmy, że jego relacje z dziećmi są zbyt poufałe, nie dochodziło oczywiście do jawnego naruszenia granic".
O prośbie o modlitwę słyszałam z dwóch niezależnych źródeł.
Punkt 16. Relację ze zdarzeń na boisku oraz z rozmowy z nauczycielem (przy świadku) i z panią Szulc przekazała osoba, która już zgłosiła chęć zeznań przed prokuratorem.
Punkt 18. Kategorycznie odrzucamy zarzuty nierzetelności dziennikarskiej oraz wcześniejszego przygotowania pierwszego artykułu "z tezą". Informacja o wyrzuceniu z wycieczki do Niemiec nauczyciela dotarła do nas około godz. 10 w ubiegły piątek. Nie doceniacie Państwo tempa pracy dwójki doświadczonych dziennikarzy.
Napisz komentarz
Komentarze