Tetiana Bezpalko. Studentka z pola walki
Z pierwszego dnia wojny pamięta przede wszystkim podróż.
- To był odruch, nie myślałam o niczym, tylko o tym, żeby dostać się z Gdańska do Kijowa, sprawdzić, co z mamą i siostrą. Wsiadłam w pociąg, na dworcach patrzyłam na przerażone kobiety z dziećmi, z walizkami, z wózkami. Potem w drodze do Polski my też byłyśmy w tym tłumie, też przerażone tym, co się dzieje.
Zanim zabrała mamę i siostrę do Gdańska, pobiegła do punktu mobilizacyjnego. - Ale wtedy dziewczyn do wojska nie przyjmowano – mówi Tetiana Bezpalko. - Wróciłam do Gdańska, a niedługo i tak trafiłam na front.
Kiedyś chciała być tłumaczką. I gdy przyjechała do Gdańska w pierwszym roku pandemii, miała już dyplom z lingwistyki na uniwersytecie w Kijowie i praktykę tłumacza z angielskiego i francuskiego. Ale potem postanowiła zostać pielęgniarką – i po to właśnie przyjechała do Polski.
- W Ukrainie pielęgniarka kończy edukację na szkole średniej, a ja chciałam więcej, chciałam, żeby pielęgniarki były wykształcone tak, jak na Zachodzie – mówi. Wyobrażała sobie, że skończy studia, pozna organizację pracy w szpitalu i po powrocie do Ukrainy zaangażuje się we wprowadzanie zmian w ukraińskich szpitalach.
A teraz? - Wojna zmieniła plany każdego Ukraińca, moje też.
Kilkanaście dni temu Tetiana, studentka III roku pielęgniarstwa (English Divison) Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, odebrała bardzo ważną dla siebie nagrodę. W konkursie Interstudent, skierowanym do studentów zagranicznych uczących się w Polsce, przyznano jej nagrodę specjalną – za wielką odwagę, która zaprowadziła ją na front wojny w Ukrainie, gdzie udziela pomocy rannym żołnierzom i cywilom.
To był odruch, nie myślałam o niczym, tylko o tym, żeby dostać się z Gdańska do Kijowa, sprawdzić, co z mamą i siostrą. Wsiadłam w pociąg, na dworcach patrzyłam na przerażone kobiety z dziećmi, z walizkami, z wózkami. Potem w drodze do Polski my też byłyśmy w tym tłumie, też przerażone tym, co się dzieje.
Tetiana Bezpalko
Każda informacja o śmierci paraliżuje
Dzisiaj jest już w drodze – najpierw do Lwowa, potem do Kijowa, Charkowa, Krematorska, potem pewnie dalej – do Bachmatu i Solidaru.
Bo gdy okazało się, że nie może być zmobilizowana, Tetiana postanowiła pomagać w inny sposób. Jest m.in. koordynatorką Czerwonego Krzyża Polska -Ukraina, nadzorowała dostarczanie medykamentów na teren Ukrainy i pomagała przy wykonywaniu materiałów kamuflażowych dla ukraińskich żołnierzy.
ZOBACZ TEŻ: Tetiana Bezpalko z GUMed z nagrodą za pomoc żołnierzom na froncie
- Ukończyłam szkolenie z walki taktycznej, z chirurgii polowej, mam już certyfikat sanitariusza wojskowego. Nie mam jeszcze certyfikatu pielęgniarki, pracuję jako wolontariusz – jestem tłumaczką i ratownikiem medycznym. Zajmuję się rannymi żołnierzami, ale też cywilami, którzy przebywają w okolicach frontu. Opieka nad nimi, z ich przerażeniem i rozpaczą, bywają równie trudne, jak opieka nad rannym żołnierzem.
Czasami ludzi pytają ją, czy się nie boi. Jak ma się nie bać? Na swoją pierwszą misję pojechała po tym, gdy zginęła jej koleżanka – tłumaczka. A odbierając studencką nagrodę zadedykowała ją swoim dwóm przyjaciołom.
- Andy i Chris pomagali żołnierzom na froncie. Zaginęli pod koniec grudnia podczas misji ewakuacyjnej z Solidaru, jednej z wielu, w jakich uczestniczyli. Dwa tygodnie później wagnerowcy potwierdzili, że mają ich ciała i paszporty. Niedawno zginął mój inny przyjaciel, paramedyk, tak jak ja. Więc to oczywiste, że się boję, a każda informacja o tym, że zginął ktoś bliski, paraliżuje.
Rutyna niebezpieczna jak broń
Boi się śmierci i boi się rutyny.
- Jest tak samo niebezpieczna, jak broń. Przyzwyczajamy się, tracimy czujność, to bywa zabójcze. Ja staram się być czujna, ale to bardzo trudne - zachować nieustanną czujność. Jak codziennie jesteś w niebezpieczeństwie, to zdarzy się, że nie zachowasz ostrożności. Dlatego trzeba planować misje, robić ocenę ryzyka - rozmawiamy o tym z wolontariuszami, którzy przyjeżdżają na misję, z żołnierzami z Niemiec i Szwecji, Amerykanami.
Mama i siostra po miesiącu pobytu w Gdańsku wróciły do domu, do miasteczka pod Kijowem. Mama wie, że Tetiana jeździ na wschód.
- Ja się boję o nie, one boją się o mnie. Mówiłam mamie, że jestem w Dniepro, to też na wschodzie, ale tam było wówczas bezpieczniej, bo dalej od frontu. Teraz też nie powiem, gdzie będę, lepiej niech nie wie…
Walczę, żeby moja siostra nie musiała
Z tej misji, na którą właśnie wyjechała, wróci w maju – prosto do Gdańska, na ostatni egzamin na studiach i obronę dyplomu. Potem znowu wyjedzie. Ani razu nie pomyślała, żeby nie jechać. - Robię to dla przyszłości mojej rodziny. Nie chcę wojny, nie chcę walczyć, ale nie można udawać, że jej nie ma.
Niedawno Tetiana przeczytała zdanie, wypowiedziane prawie 200 lat temu przez Johna Quincy Adamsa, szóstego amerykańskiego prezydenta: „I am a warrior, so that my son may be a merchant, so that his son may be a poet” - Jestem wojownikiem, aby mój syn był kupcem, aby jego syn był poetą.
- Moja siostra ma 12 lat, walczę, żeby ona nie musiała.
Napisz komentarz
Komentarze