Przez trzy dni ostatniego weekendu Polski Związek Rugby z zaproszonymi gośćmi świętował jubileusz 100-lecia pierwszego meczu rugby na ziemiach polskich. Główny przekaz z tych uroczystości to galerie zdjęć. Na ogół z wręczania odznaczeń i uśmiechniętych twarzy zaproszonych i odznaczonych.
Przy jednej z tych fotogalerii umieszczonej na oficjalnej stronie związku można przeczytać, że „nie wszyscy dotarli na uroczystość, ale i tak było nas ponad dwieście osób”. No właśnie, i tu jest problem, bo związkowy przekaz nie wyjaśnia dlaczego „nie wszyscy dotarli”. Pewne światło na to rzuca emocjonalny wpis na profilu społecznościowym byłego rugbisty i trenera Wiesława Woronki, przed laty także asystenta selekcjonera polskiej kadry narodowej Tomasza Putry.
„Według mojej opinii była to zmarnowana okazja do promocji rugby w Polsce oraz dla mnie osobiście - największe upokorzenie w prawie 50-letnim sportowym życiu jako zawodnika, trenera i działacza sportowego ze strony organizatorów tej uroczystości. Myślę, że nie tylko ja jestem zawiedziony decyzją, działaniem osób oddelegowanych do organizacji tej imprezy przez „decydentów” naszego związku. Miało to być święto całej „rodziny rugby”, a stało się czymś co dzieli tych, którzy byli i są przy dyscyplinie: na ważnych, mniej ważnych i potrzebnych w nadchodzących wyborach oraz niepotrzebnych w dalszym działaniu” – pisze Woronko, którego tak jak wielu innych byłych reprezentantów Polski nie zaproszono na tę uroczystość.
To zmarnowana okazja do promocji rugby w Polsce oraz dla mnie osobiście - największe upokorzenie w prawie 50-letnim sportowym życiu jako zawodnika, trenera i działacza sportowego ze strony organizatorów tej uroczystości. Myślę, że nie tylko ja jestem zawiedziony decyzją, działaniem osób oddelegowanych do organizacji tej imprezy przez „decydentów” naszego związku.
Wiesław Woronko / były rugbista, reprezentant Polski
Były rugbista - choć w przypadku tej dyscypliny sportu, rugbistą jest się do końca swoich dni – pyta: „Gdzie podziała się „kultura rugby” na którą tak często powołujemy się w wypowiedziach przy różnych okazjach. Po raz kolejny zawiodłem się na obecnych działaczach rugby, wcześniej doświadczyłem tego już będąc zawodnikiem, czy trenerem. Ciągle dominuje w sporcie „polityka” dotycząca trudnych decyzji, które zamiast scalać sportowe środowisko niestety je dzieli”.
To była niepowtarzalna szansa, by zakopać wojenny topór w środowisku, czyli tego, czego w przeciwieństwie do, zapewne ważnych, tematów poruszanych podczas paneli dyskusyjnych, najbardziej polskiemu rugby dziś potrzeba.
Wpis Woronki skomentował Ryszard Wiejski-Wolschendorf, jeden z najbardziej zasłużonych dla polskiego rugby trenerów.
- „Niestety masz 100 % racji. Mnie w tym roku minęło przy naszym sporcie 61 lat i nadal w jakiś sposób jestem czynnym trenerem...Ty jak wielu innych nie miałeś zaproszenia, ja od wtorku je miałem. Ktoś się zorientował i to naprawił. Prawdę mówiąc nie miałem zamiaru jechać i gdyby nie parokrotne "przymuszanie" mnie przez Grześka Kacałę, mnie by tam nie było – napisał trener.
Związek „słuchając siebie” pokazał jak bardzo polskie rugby jest hermetyczne i przez to także niszowe, a okazjonalna wizyta polityków w żaden sposób tego nie zmieni.
Adam Mauks
Skala tego niesmaku jest dużo większa, bo na galę nie zaproszono wielu innych byłych trenerów i zawodników reprezentacji Polski.
„Jeśli chodzi o program gali, myślę że najlepiej wspominamy te gale, które choć trochę nas zaskakują. To ma być święto rugby i ludzi, którzy tworzą naszą scenę od wielu lat” – mówił na kilka dni przed uroczystością w rozmowie z przedstawicielem PZR jego prezes Dariusz Olszewski.
To ci, którzy zostawili na boiskach kawał swojego zdrowia, nie raz tracąc na nich zęby, z połamanymi palcami, rozbitymi nosami czy naderwanymi uszami grali dla orzełka na koszulce, czekali na jakiś sygnał ze związku, czy znak, że ktoś o nich pamięta. Tak, oni na pewno mogli poczuć się zaskoczeni…
Związek wbrew zapowiedziom prezesa zapomniał lub zignorował „ludzi, którzy tworzą scenę polskiego rugby od wielu lat”. Wśród zaproszonych gości dominowali ci, którzy przy rugby są dziś. Wielu z nich znam i szanuję, dlatego trochę niezręcznie mi pisać o tym, w czym brali udział, ale wiadomo, że każdy lubi być doceniony. Związek „słuchając siebie” pokazał jak bardzo polskie rugby jest hermetyczne i przez to także niszowe, a okazjonalna wizyta polityków w żaden sposób tego nie zmieni.
Napisz komentarz
Komentarze