Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wspólne muzykowanie łączy ludzi różnych profesji

Remigiusz Wojciechowski nie dość że powrócił po długim czasie do zespołowego śpiewania, to jeszcze zachęcił do tego wielu innych.
Remigiusz Wojciechowski
Muzyka zawsze była ważna dla Remigiusza Wojciechowskiego z firmy Bayer

Autor: Materiały promocyjne

Historia często zatacza koło. Przed laty popularne były chóry i zespoły śpiewacze zakładów czy grup pracowniczych. Członkostwo w takiej grupie było powodem do dumy. Rosnące tempo życia z postępem cywilizacji oznaczało zaprzestanie ich działalności, brakowało czasu na próby i koncerty. Wydawać by się mogło, że dziś na podobne wspólne muzykowanie szans nie ma żadnych. Nic bardziej błędnego – dowodem jest Chór Olivii Centre. Zespół liczy dziś niemal 50 osób w różnym wieku, rozmaitych zawodów, wywodzących się z firm działających w Olivii: AirHelp, Agencja Rozwoju Pomorza, Alexander Mann Solutions, Avaus, Bayer, Energa, EPAM, Lyreco, Nordea, O4 Coworking, PwC, Ricoh, Sii, Skills Group, Thinking Zone czy Winning Moves. W repertuarze chóru znajdują się głównie utwory muzyki rozrywkowej, poważnej oraz kolędy i pastorałki z różnych stron świata. 

Zaczęło się niepozornie. Od muzycznego sentymentu jednej osoby – Remigiusza Wojciechowskiego z firmy Bayer. Muzyka zawsze była dla niego ważna. Któregoś razu, siedząc wśród publiczności filharmonii, przypomniał sobie emocje towarzyszące mu, gdy śpiewał w chórze. Pomyślał, że chciałby znów mieć je w swoim życiu. Do tego potrzeba było ludzi i dyrygenta. Ludzi nie brakowało w biurze firmy Bayer, a na dyrygenta ogłoszono casting. Poszukiwano w Trójmieście i okolicach, rozesłano wiadomości, rozdzwoniły się telefony. Po długich rozmowach ogłoszono, że dyrygentką chóru zostanie Wiktoria Pagieła – absolwentka gdańskiej Akademii Muzycznej, doświadczona dyrygentka i laureatka licznych konkursów. Tak powstał chór pracowniczy w firmie Bayer i tu moglibyśmy napisać, że chórzyści i dyrygentka śpiewali długo i szczęśliwie. I choć byłaby to prawda, warto dodać kilka szczegółów.

– Mój ulubiony moment w chórze następuje chwilę po tym najtrudniejszym: kiedy rozczytujemy nowy utwór i każdy głos mozolnie klei nutę za nutą. Najpierw soprany, potem alty, tenory i wreszcie basy. Poziom energii jest niski, trochę wieje nudą. Aż w końcu przychodzi moment, gdy zaczynamy składać głosy ze sobą, choćby na klika taktów. Wtedy zaczyna się muzyka i radość ze wspólnego tworzenia – mówi Remigiusz Wojciechowski.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama