Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

O muzyce nade wszystko. Szwajcarski ślad

Muzykę pop w skali globalnej opanowała produkcja anglosaska, choć, jeśli przyjrzeć się dobrze obszarom pozaeuropejskim (np. Indie, kraje arabskie), to skala owej anglosaskiej inwazji jest różna.

Polska należy do tych krajów, gdzie oprócz lokalnej produkcji gra się w programach radiowych głównie nowe utwory wykonawców śpiewających po angielsku. Piosenki z takich krajów, jak Włochy czy Francja, poza wyspecjalizowanymi audycjami, prawie do polskich rozgłośni nie trafiają, choć w zamierzchłych czasach, tzn. latach 60. i 70. XX wieku wypełniały sporą część czasu antenowego. Na międzynarodową karierę na rynku europejskim mają szansę tylko utwory muzyki pop różnych odmian wykonywane po angielsku i nic nie zapowiada zmiany. Inna sprawa, że wśród polskich wykonawców niewielu jest takich, którzy oprócz podstawowych zapisów swoich utworów w języku polskim nagrywają wersje anglojęzyczne. Można zapytać – po co, skoro wejście na rynek międzynarodowy zapewnia nie tyle jakość produkcji, co wysokość kwoty na opłacanie promocji?

Gdy oglądam koncerty festiwali francuskich, nadawane przez telewizję Mezzo, to często otwiera mi się nóż w kieszeni na produkcje niektórych poślednich wykonawców, i myślę tak: „Z samego Trójmiasta moglibyśmy tam wysłać co najmniej kilkanaście znacznie ciekawszych zespołów!”.

Inaczej sytuacja wygląda z jazzem, muzyką najczęściej instrumentalną, poniekąd niszową w całej Europie (z niewielkimi wyjątkami, jak np. manouche swing we Francji). Polscy wykonawcy starszego i młodszego pokolenia reprezentują poziom na pewno nie niższy niż muzycy z innych krajów europejskich, radzą też sobie w USA. Jeśli jednak przyjrzeć się listom repertuarowym głównych festiwali europejskich i programom ważniejszych kubów poza Polską, to rzadko znaleźć tam można polskich wykonawców. Gdy np. oglądam koncerty festiwali francuskich, nadawane przez telewizję Mezzo, to często otwiera mi się nóż w kieszeni na produkcje niektórych poślednich wykonawców, i myślę tak: „Z samego Trójmiasta moglibyśmy tam wysłać co najmniej kilkanaście znacznie ciekawszych zespołów!”.

Dziś chcę opisać przykład inteligentnej, wspomaganej przez państwo, promocji wykonawców jazzu mainstreamowego, pochodzących z niewielkiego państwa. Czy słyszeli Państwo w ogóle o jazzie szwajcarskim? Ja do niedawna nie podejrzewałem, że tak wielu najczęściej nieznanych w Polsce wykonawców pochodzących ze Szwajcarii może reprezentować naprawdę wysoki poziom.

Może ktoś wie, kogo należałoby namówić, by podobnie funkcjonująca polska platforma satelitarna i internetowa grała utwory w wykonaniu np.: Wojciecha Staroniewicza, Przemka Dyakowskiego, Leszka Dranickiego, Adama Wendta, Marcina Wądołowskiego, Jakuba Hajduna, Jacka Siciarka, Włodzimierza Nahornego, Janusza Szroma, Emila Kowalskiego, Piotra Nadolskiego?

Na satelitarną platformę Radio Swiss Jazz trafiłem przypadkowo, ale wkrótce stałem się jej wiernym słuchaczem – tym bardziej, że jest dostępna w wersji internetowej, pod adresem https://www.radioswissjazz.ch/en/webplayer.

Nadawane są tam przez całą dobę utwory mainstremowego jazzu – a takiego słucha zapewne większość jazzfanów. Program jest tak skonstruowany, że mniej więcej połowę wypełniają artyści szwajcarscy, a pozostała cześć to standardowe produkcje swingowe i mainstreamowe amerykańskie, można rzec „przeboje” jazzu.

PRZECZYTAJ TEŻ: O muzyce nade wszystko. Free-pogaduchy, czyli dekonstrukcja w natarciu

Nawet w ramach mainstreamu jest spore zróżnicowanie brzmienia i stylistyki, bo obok standardów jazzowych pojawiają się utwory bluesowe, rhythm and bluesowe, soulowe i gospel. Jednym słowem jądro jazzu, łącznie z korzeniami.

Sądzę, że niewielu fanów jazzu wie o istnieniu takich artystów, jak: Soul Jam Band, saksofonista Peter Candiotto, perkusista Charly Antolini, pianistka Irène Schweizer, wokalista i pianista Raphael Jost, alcista George Robert, Piano Connection & Marcs Boogie – a jest to tylko lista nazw i nazwisk, jaka pojawiła się w trakcie pisania tego felietonu.

PRZECZYTAJ TEŻ: O muzyce nade wszystko. Turystyczna, studencka, poetycka pięćdziesięciolatka Bazuna

Może ktoś wie, kogo należałoby namówić, by podobnie funkcjonująca polska platforma satelitarna i internetowa grała utwory w wykonaniu np.: Wojciecha Staroniewicza, Przemka Dyakowskiego, Leszka Dranickiego, Adama Wendta, Marcina Wądołowskiego, Jakuba Hajduna, Jacka Siciarka, Włodzimierza Nahornego, Janusza Szroma, Emila Kowalskiego, Piotra Nadolskiego? Wymieniam tylko nieliczne nazwiska z długiej listy artystów związanych dawniej czy dziś z Trójmiastem. Podobna lista ogólnopolska świetnych muzyków mainstreamowych zajęłaby zapewne wszystkie strony, które Państwo właśnie czytają…


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama