Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Pandemia to był zaledwie epizod. Teraz będziemy walczyć z jej skutkami. Czy uda się wygrać tę wojnę?

„Raport o zdrowiu Polaków. Diagnoza po pandemii COVID-19” to pierwsze kompleksowe opracowanie na temat długofalowego wpływu pandemii koronawirusa na nasze zdrowie, które powinno stać się obowiązkową lekturą polityków. Wynika z niego, że już nic nie będzie takie samo.
Pandemia to był zaledwie epizod. Teraz będziemy walczyć z jej skutkami. Czy uda się wygrać tę wojnę?
Skutki pandemii będziemy odczuwać jeszcze latami

Autor: Fot. Pixabay

Jesteśmy inni, niż w 2019 roku. Niektórzy stracili bliskich, wielu do tej pory boryka się ze skutkami ataku wirusa. Choroba, która oficjalnie zaatakowała prawie 6 mln 320 tys. Polaków (nieoficjalnie mówi się, że liczbę tę spokojnie można pomnożyć przez dwa) i bezpośrednio zabiła 118 tys. osób, skróciła nam średni czas życia o ponad dwa lata.

Skutki pandemii będziemy odczuwać jeszcze latami. Autorzy „Raportu o zdrowiu Polaków. Diagnoza po pandemii COVID-19”, który powstał z inicjatywy TUW Polskiego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych, przestrzegają, że nawet wyeliminowanie zakażeń nie oznacza, że zapomnimy o koronawirusie. Zwalczanie negatywnych skutków pandemii może wymagać większych wysiłków i nakładów niż walka z nią samą - czytamy w pracy  autorstwa prof. dr hab. n. med. Anety Nitsch-Osuch i dr n. med. Katarzyny Lewtak.

Ślad wirusa w duszy

Obecna epidemia samobójstw i  problemy w sferze zdrowia psychicznego to skutek lęku, bezradności, niepewności, jak i uszkodzeń spowodowanych przez wirusa w ośrodkowym układzie nerwowym.

W badaniach przeprowadzonych wiosną 2022 r. 38,5 proc. ankietowanych stwierdziło, że w czasie pandemii pogorszyło się ich zdrowie psychiczne. Liczba prób samobójczych w 2021 r. wśród dorosłych wzrosła o 15 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim.

- Drastycznie zwiększyła się liczba prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży: niemal trzykrotnie wśród dzieci w wieku od 7 do 12 lat, o trzy czwarte w grupie 13-18 lat i o ponad jedną czwartą  wśród młodzieży w wieku 19-24 lata - czytamy w raporcie.

- Z przerażeniem obserwujemy to, co się dzieje i to, co przed nami - mówi dr Maciej Dziurkowski, lekarz psychiatra ze Szpitala Dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Starogardzie Gdańskim. - Covid w połączeniu z napiętą atmosferą, panującą obecnie w społeczeństwie najbardziej uderzył w  młodzież i osoby starsze. To oni ustawiają się dziś w kolejkach przed gabinetami psychiatrów i w izbach przyjęć. Szpitale są przepełnione do ostatnich granic. Dominują depresje i uzależnienia, powodując perturbacje społeczne, zwolnienia lekarskie, straty ekonomiczne. Są także przyczyną coraz większej liczby zgonów.

Czy można zapobiec kolejnym dramatom?

- Wbrew szumnym zapowiedziom i obietnicom gigantycznych środków na psychiatrię, nie widzimy obiecanej pomocy - uważa dr Dziurkowski. - Wprawdzie otwierane są tzw. centra zdrowia psychicznego przy różnych placówkach, ale nie ma tam kto pracować! W województwie pomorskim jest zbyt mało miejsc szkoleniowych dla chcących specjalizować się w psychiatrii. Dostały je tylko małe oddziały w Słupsku i Lęborku.

Od kogo to zależy? Od Ministerstwa Zdrowia. Tego samego, które umieściło psychiatrię na liście 22 dziedzin uznanych za priorytetowe i zapewnia, że  "skutkuje to  przyznawaniem większej liczby miejsc szkoleniowych rezydenckich w stosunku do pozostałych dziedzin".

- W praktyce tego nie widzimy - twierdzą pomorscy lekarze.

 

- Z przerażeniem obserwujemy to, co się dzieje i to, co przed nami. Covid w połączeniu z napiętą atmosferą, panującą obecnie w społeczeństwie najbardziej uderzył w  młodzież i osoby starsze. To oni ustawiają się dziś w kolejkach przed gabinetami psychiatrów i w izbach przyjęć.

dr Maciej Dziurkowski / lekarz psychiatra ze Szpitala Dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Starogardzie Gdańskim

Dług

Tylko w pierwszym roku pandemii o 2,3 mln spadła liczba osób, korzystających z pomocy specjalistów, a 25 proc. pacjentów nie trafiło na planowane leczenie do szpitali.- Niezaspokojone z tego powodu potrzeby zdrowotne Polaków są długiem, który obciąża wszystkich, choć nikt go dobrowolnie nie zaciągał - czytamy w raporcie. Bezpośrednim skutkiem była tzw. nadumieralność Polaków - w 2020 r. wynosiła ona 62 tys. zgonów, a w 2021 aż o 110 tys. więcej, niż w roku przed pandemią.

Dług niespłacony jest do dziś. - Znacząco spadła liczba osób, które zgłaszają się na diagnostykę - mówi dr Jerzy Karpiński, pomorski lekarz wojewódzki. -  Skutki będziemy obserwować za rok, dwa, trzy. Wtedy możemy spodziewać się wzrostu liczby chorych na określone jednostki chorobowe. NFZ organizuje programy skierowane do osób w wieku 40 plus, 60 plus, których celem jest zachęcenie ludzi do badań. Na efekty trzeba jeszcze trochę poczekać, bo wiele osób jeszcze doskonale pamięta ograniczenia i ich powody.

Gdzie na Pomorzu jest największy dług zdrowotny?

- Dług wynika z uwarunkowań społecznych - wyjaśnia dr Tadeusz Jędrzejczyk , dyrektor Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego. - Dotyczy on osób o niższych dochodach, zamieszkujących tereny słabo zurbanizowany i z małym kapitałem społecznym. Pomorskie jest mocno zurbanizowane, więc udział osób narażonych na dług jest relatywnie mniejszy. Struktura społeczno-demograficzna Pomorza w jakimś stopniu nas ratuje.

Pandemia jako nauczka?

Skalę długu zdrowotnego szczególnie pokazuje spadek liczby pacjentów leczonych na choroby układu krążenia (o jedną czwartą) i onkologicznie. W 2020 r. o 59 tys. zmalała liczba rozpoznań nowotworów.

-W onkologii wszystko jest przewidywalne i spadek liczby pacjentów w pierwszym roku pandemii nie oznaczał, że nagle przestaliśmy chorować na nowotwory - mówi prof. dr hab. n. med. Jacek Jassem, kierownik Katedry i Kliniki Onkologii i Radioterapii UCK w Gdańsku. - Chorzy trafili do systemu z kilkumiesięcznym opóźnieniem, w bardziej zaawansowanych stadiach. Niestety, ich leczenie będzie w ten sposób mniej skuteczne. Skalę tych skutków zobaczymy za 2-3 lata, bo w onkologii jest to efekt odłożony w czasie.

Zdaniem prof. Jassema bolesna lekcja pandemii powinna być przyczynkiem do naprawy polskiego systemu opieki onkologicznej. - Przede wszystkim należy wdrożyć system kontroli jakości - tłumaczy. - Obecnie  NFZ podpisując kontrakt z ośrodkiem upewnia się, czy ma on specjalistów, odpowiednią aparaturę, pomieszczenia itd. Nikt jednak nie sprawdza, czy chorzy są właściwie leczeni. Kontrolujemy jakość produkcji butów czy samochodów, ale nie leczenia ludzi!

Problemem jest też rozproszenie opieki onkologicznej. Są ośrodki operujące kilku chorych na nowotwory rocznie. - To nie ma sensu - uważa prof. Jassem.- Większość chorych na nowotwory wymaga wielodyscyplinarnego leczenia. Powinni więc trafiać do ośrodków, które potrafią ją zapewnić. Skoordynowana opieka z udziałem lekarzy różnych specjalności onkologicznych jest obecnie międzynarodowym standardem.  Są dowody, że ten system istotnie poprawia wyniki leczenia. Takiej opieki od kilku lat nie udało się zorganizować w raku płuca, najczęstszym nowotworze w Polsce.

Niezbędna jest  odpowiednia profilaktyka onkologiczna. Około dwie trzecie nowotworów ma przyczynę w stylu życia i diecie. A Polacy nie dbają o zdrowie. Zbyt mały nacisk kładzie się  np. na unikanie palenia i nadużywania alkoholu i nadmiernego opalania, odpowiednie odżywianie czy aktywność fizyczną. Fatalnie wygląda też profilaktyka wtórna. Polska jest jedynym krajem, gdzie nie wysyła się zaproszeń na badania. W związku z tym zmniejsza się np. liczba kobiet wykonujących mammografię. Obecnie dwie trzecie z nich nie korzysta z szansy, która może im uratować życie.Od kilku miesięcy nie robi się w Polsce kolonoskopii, niezwykle skutecznego badania przesiewowego. Cytologiczne badania w kierunku raka szyjki macicy robi zaledwie ok. 20 proc. kobiet. Nie wykonuje się szczepień przeciw HPV, które w niektórych krajach niemal całkowicie wyeliminowały raka szyjki macicy. - Za chwilę będziemy na poziomie krajów trzeciego świata - konstatuje gdański profesor.

- Onkologia po wprowadzeniu koordynatorów, projektu DILO oraz nowego rozwiązania, czyli sieci onkologicznych, pogorszyła się, jednak nie aż do takiego stopnia, żeby do końca przyszłego roku nie powrócić do poziomu sprzed pandemii - z kolei uważa dr Jędrzejczyk. - Podobnie jest w kardiologii. Problem leży w POZ, zwłaszcza na terenach odległych od większych aglomeracji. Na jakość wpłynęła też zdalna opieka zdrowotna. Tu znowu kluczowa jest kwestia kadr i organizacji.

Spadek po covidzie

W raporcie czytamy, że problemy zdrowotne będące następstwem COVID-19 występują u co czwartej osoby w wieku powyżej lat i u co piątej wieku od 18 do 64 lat. Lekko licząc oznacza to, że od 1,2 do 1,5 miliona osób potrzebuje pomocy z powodu utrzymującej się duszności, kaszlu,  zaburzeń otępiennych, zaburzeń rytmu lub niewydolności serca, choroby zakrzepowej, a nawet cukrzycy czy reumatoidalnego zapalenia stawów.

Ile osób na Pomorzu będzie potrzebowało w najbliższych latach pomocy?  Przeliczając dane z raportu można mówić nawet  o 150 tys. nowych pacjentów. - Nie sposób na razie przewidzieć, jak to będzie wyglądało - mówi dr Jędrzejczyk. - Jaki odsetek pacjentów będzie miało powikłania wynikające z long covid? Wymaga to jeszcze wielu badań przesiewowych oraz przeanalizowania wniosków płynących ze świata.Nie będzie jednak to łatwe. Nie zwiększymy w krótkim czasie liczby specjalistów, wymagałoby to także alokacji środków.

Dr Jerzy Karpiński dodaje, że long covid wymaga głównie rehabilitacji. A dostęp do niej zmniejszył się ostatnio na Pomorzu. - Obecnie okres oczekiwania na pilną rehabilitację wydłuża się do trzech miesięcy - mówi lekarz wojewódzki. - W niektórych przypadkach działania fizjoterapeutyczne mogą być już nieaktualne. To pilna sprawa do załatwienia. Musi być zwiększona liczba lekarzy rehabilitacji, należy zwiększyć finansowanie zakładów rehabilitacji.

Problem w tym, że w Polsce odgórnie zlikwidowano  ośrodki dedykowane osobom z powikłaniami po covidzie. Uznano, że zasady postępowania z pacjentem, niezależnie czy przyczyną np. niewydolności oddechowej  był covid, czy też nie, są takie same.

Wiemy, czego nam potrzeba

Na Pomorzu organizowana jest jednak pomoc dla "pocovidowców". Przy szpitalu w Kościerzynie działa Centrum Informacyjno- Koordynacyjne VOLONTARIUS, koordynujące wsparcie dla minimum 3 tys. osób, które mogą korzystać m.in. z z fizjoterapii pocovidowej, psychoterapii, pomocy wolontariuszy. Sześć ośrodków w województwie realizuje projekt rehabilitacji kardiologicznej po Covid-19. Trzy otwarte we wrześniu - w Sopocie, Kościerzynie i Jarcewie - mają przyjąć na dwutygodniowe turnusy 300 osób, które przeszły zakażenie.

- To, czego można podjąć się w ramach województwa, robimy - mówi Jerzy Karpiński. - Problem, że wiele zadań realizowanych jest centralnie. Osobiście uważam, że pewne strategiczne funkcje (walka z gruźlicą, AIDS, szczepienia dzieci) leżą w gestii państwa. Jeśli jednak chodzi o realizację konkretnych zadań i potrzeb w regionie, powinno to być sterowane na miejscu. Zwłaszcza, gdyby była możliwość prawna finansowania tego przez samorządy. Wiemy dobrze, jakich lekarzy i gdzie nam brakuje, moglibyśmy więc decydować ilu trzeba wykształcić rezydentów. Podobnie powinno być z finansowaniem przez NFZ  zadań zdrowotnych, związanych z potrzebami  województwa. Tego typu decyzje powinny podlegać kontroli, ale jeśli za przekazaniem pieniędzy będzie stać opinia konsultantów wojewódzkich, samorządowców, osób znających sytuację zdrowotną w terenie, to dlaczego tak nie robić bez wydłużania procesu?

No właśnie, dlaczego?

 

 

- To, czego można podjąć się w ramach województwa, robimy - mówi Jerzy Karpiński. - Problem, że wiele zadań realizowanych jest centralnie

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama