Po ostatnich sezonach z pandemią w tle, a raczej w roli głównej, odpukał pan w niemalowane zanim ogłosił ten bogaty repertuar?
Plany ambitne, więc mam nadzieję, że wszystko uda się zrealizować bez kłopotów. I że będą sukcesy. Ale teatr jest też po to, by się nie udawało. Najważniejsze jest działać, próbować, podejmować działania. Ryzyko w tę naszą działalność jest wpisane. Wersja „bezpieczna” bardzo ograniczyłaby nasze myślenie o teatrze.
Ułańska fantazja przydaje się. Zwłaszcza w przypadku trudnych warunków finansowych słupskiego teatru.
Duża część naszej działalności oparta jest na projektach, grantach. Do tego pandemia zrobiła swoje, zdewastowała naszą bardzo dobrą, wznoszącą energię sprzed dwóch lat. Wymęczyła nas psychicznie, wszyscy ją przechorowaliśmy, ale pozbieraliśmy się, choć lądowanie mieliśmy brutalne.
Trwają próby do spektaklu „Mała piętnastka – legendy pomorskie" autorstwa i w reżyserii Tomasza Mana.
Inspiracją były legendy Pomorza Środkowego zebrane jeszcze w XIX wieku przez niemieckiego badacza Ottona Knoopa oraz wydarzenia na jeziorze Gardno z lipca 1948 roku. Była to największa w historii Polski tragedia w żegludze śródlądowej - w wypadku zginęło 25 osób: 4 opiekunów i 21 harcerek z Łodzi biorących udział w obozie letnim. Te dwa zjawiska korespondują ze sobą tworząc wspólną historię naszego regionu.
W spektaklu główną rolę zagra Mariusz Bonaszewski.
Pochodzi ze Słupska.
To jego powrót na słupską scenę, gdzie jeszcze przed szkołą teatralną był adeptem sztuki aktorskiej. W programie z „Króla Edypa” z 1984 roku jest Jednym z Chóru.
Cieszę się, że wystąpi u nas. Przymierzaliśmy się do tego już od pewnego czasu. Mam nadzieję, że spektakl, wszak porusza wątek związany z historią regionu, wzbudzi zainteresowanie słupskiej publiczności. Choć doświadczenie mówi, że jednak największą popularnością cieszą się komedie, farsy, spektakle muzyczne. Nie mniej, projekty mocno osadzone w tematyce regionu realizujemy, bo też tak postrzegamy naszą misję.
Kolejna produkcja to „Babcia Karola", polsko - ukraińskie przedsięwzięcie przygotowane przez grupę uchodźców przebywających obecnie w Polsce oraz zespół słupskiego teatru.
Spektakl będzie grany w dwóch językach, aktorzy ukraińscy będą wypowiadać kwestie w języku ukraińskim, a polscy po polsku. Oczywiste jest, że pomysł zrodził się w sytuacji wojennej. Chcieliśmy w jakiś sposób zaznaczyć tę nową rzeczywistość, pomóc naszym przyjaciołom artystom z Ukrainy. Tak się złożyło, że realizujemy jednocześnie trzy projekty, co w teatrze zatrudniającym pięciu etatowych aktorów jest karkołomne. Działamy jednak, by tak rzec z poczucia potrzeby, chwili. Zresztą, od czasu wybuchu wojny, w naszym teatrze mieszkają Ukraińcy i – w ramach rezydencji artystycznej - pracują. W związku z „Babcią Karola” zjechało do nas teraz mnóstwo ludzi i zrobiło się dosyć gwarno …
Gwarno było też, bo hodowaliście pszczoły.
Goszczenie pszczół w ramach edukacyjnego projektu: „Słodkie dramaty – pszczoły na dachu słupskiego teatru” już zakończyliśmy.
Jakieś inne hodowle są w planie? Słupski teatr nie boi się eksperymentów.
Jesteśmy otwarci na każdą propozycję.
Wróćmy jednak do repertuaru, bo trwają już próby do wrześniowej premiery „Grupa krwi” Anny Wakulik.
Spektakl jest realizowany w ramach projektu „Dramatopisanie", którego organizatorem jest Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, a środki na jego realizację pochodzą z budżetu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Warto podkreślić, że Nowy Teatr już po raz drugi został doceniony w tym konkursie. W ramach pierwszej edycji przygotowaliśmy w 2021 roku premierę „Ciemnej wody" Amanity Muskarii w reżyserii Iwo Vedrala. „Grupa krwi” dotyka ważnego tematu chłopskiego pochodzenia, tym samym demitologizacji naszych arystokratycznych korzeni, pejoratywnego spojrzenia na chłopów, z których wszak wszyscy się wywodzimy.
Spektakl zostanie też pokazany na zakończenie festiwalu Scena Wolności, który wraca po dwóch latach.
Zawiesiliśmy go z powodu pandemii. Nie mogliśmy wydać pieniędzy na imprezę, którą trzeba by było nagle odwołać lub pokazać w jakiejś formie hybrydowej. W tym roku wracamy do Sceny Wolności, pokażemy głośne spektakle z całej Polski, gratka dla słupskiej publiczności.
W czerwcu to, co idzie najlepiej, jak pan zapewnia, czyli brawurowa komedia omyłek. „Akt równoległy” Dereka Benfielda w pana reżyserii.
Lubimy ten lekki repertuar, a ja z uznaniem patrzę na naszych aktorów, którzy bardzo elastycznie uprawiają swoje rzemiosło z ambitnego tytułu jak „Kupiec wenecki” przeskakując w farsę czy w bajkę.
Biorąc pod uwagę reżyserski rozmach Wojciecha Kościelniaka, który zrealizuje u was „Alicję w Krainie Czarów”, jak podzieli pan robotę na tę piątkę aktorów?
Wojciech Kościelniak robi castingi do swoich muzycznych produkcji. Już wielu artystów się zgłosiło. Powstanie, mam nadzieję, sympatyczny familijny spektakl. Premiera w marcu.
Napisz komentarz
Komentarze