Od tamtego czasu niewiele zmieniło się na lepsze, poza powstaniem „Zawsze Pomorze”. Mało tego Zjednoczona Prawica, choć żre się między sobą, nie ustaje w próbach dokręcenia społeczeństwu śruby. Rozkręca się za to (by pozostać przy obrotowej metaforyce) inflacja. A za naszą wschodnią granicą… wiadomo.
I w tej sytuacji Gdańsk ogłosił 4 czerwca Świętem Wolności i Praw Obywatelskich. W związku z tym w rocznicową sobotę rano w sąsiedztwie budynku Europejskiego Centrum Solidarności uruchomiono Strefę Społeczną – swoisty festyn idei, jarmark wymiany doświadczeń i chwalenia się dorobkiem przez tych, którzy, by zacytować Leśmiana, „mdłej nie poddają się żałobie”, a więc przedstawicieli organizacji pozarządowych, którzy po prostu robią swoje. Bez przydługich przemówień i przemarszów, bez wspominania dawno minionej euforii z powodu obalenia komuny, ani rozdrapywania tego, co poszło nie tak, że oto przychodzi nam żyć w Polsce od siedmiu lat konsekwentnie meblowanej przez osobnika o mentalności autorytarnej.
Narzekań na brak ministerialnych i innych państwowych grantów jednak nie słyszałem. Po co marnować na to energię? Wiadomo, że frukta i tak są dla dziarskich chłopców Bąkiewicza i ojca Tadeusza
Strefa była mniejsza niż ta sprzed trzech lat, bo i rocznica nieokrągła, i deweloperka pożarła część okolicznych terenów. Ale to akurat nie zarzut, bo przecież po to stocznia wycofała się z tych terenów, żeby Młode Miasto rosło w siłę.
Może nie do końca było też tak, jak zapowiadał Jacek Bendykowski, szef organizującej strefę Fundacji Gdańskiej, że zwykły obywatel będzie mógł „przy piwku lub aperolku” porozmawiać na luzie z politykami, o tym, co ich boli. Jak – nie przymierzając – naczelniczka poczty w Pacanowie z wiceministrem Ciesielskim. Cóż, kiedy z polityków parlamentarnych w Strefie mignęli mi jedynie (proszę wybaczyć, jeśli kogoś przegapiłem) wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz, senator Sławomir Rybicki, eurodeputowana Magdalena Adamowicz i poseł Piotr Adamowicz. A i przy cenie aperolu – 25 zł za kubek wypełniony głównie kruszonym lodem, chętnych do wyluzowania się w strefie gastro zbyt wielu nie było. Była za to cała masa aktywistów i aktywistek: radosnych, pełnych zapału, entuzjazmu i pomysłów. Zahartowanych przez pracę w trudnych warunkach, narzucanych przez obecną władzę, która niezależności i różnorodności nie lubi. Narzekań na brak ministerialnych i innych państwowych grantów jednak nie słyszałem. Po co marnować na to energię? Wiadomo, że frukta i tak są dla dziarskich chłopców Bąkiewicza i ojca Tadeusza. Ot, taki mamy klimat 33 lata po.
Napisz komentarz
Komentarze