Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Teatr w teatrze. Dama froteruje podłogę

Wielu pamięta ją głównie z dwóch kultowych filmów. Niewielu wie, że była przede wszystkim wielką damą teatru, i to Teatru Wybrzeże z dawnych lat.

Wielu pamięta ją głównie z dwóch kultowych filmów. Pierwszy to „Rejs”, gdzie wcieliła się w rolę małżonki inżyniera Mamonia (Zdzisław Maklakiewicz). W „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” Barei była połowicą klienta, który ma pretensje do kierownika sklepu, gdzie kurczaka podaje sprzątaczka brudną ścierką. - Więcej tu nie będę kupował – oświadcza oburzony. Zrozpaczona deklaracją męża kobieta mówi słowa, które teraz robią furorę w internecie: „Panie kierowniku, on się na wszystkie sklepy obraża. Mieszkamy na Służewcu, to aż do Żoliborza mamy wszystkie sklepy poobrażane. Pański sklep jest ostatni. To teraz chyba już na Bielany będziemy…” 

Niewielu wie, że Wanda Stanisławska-Lothe, bo o niej mowa, była przede wszystkim wielką damą teatru, i to Teatru Wybrzeże z dawnych lat. Jej kreacje na gdańskiej scenie pamiętają teatromani do dziś. Do historii przeszła jako Berta w „Niemcach” z 1950 roku, czy Wassa w „Wassie Żeleznowej” ztego samego roku. Recenzenci chwalili kreacje, ale ktoś zauważył, że to już jej druga rola starszej kobiety. Dla aktorki, wtedy ledwie czterdziestoletniej, która dotychczas grała amantki to zmiana emploi, do której jednak szybko dała się przekonać. W 1959 roku do legendy przechodzi jako Helena w słynnym „Smaku miodu”.

Wanda Stanisławska Lothe (1908-1985) w „Smaku miodu”, Teatr Wybrzeże, 1959. Reż. Konrad Swinarski (fot. Tadeusz Link/MNG)

Z Cybulskim i Kobielą w sopockim Klubie Artystów Wybrzeża, na pięterku, współtworzy Teatr Rozmów. Premiera „Przy drzwiach zamkniętych” Sartre’a. Prowizorka, nie zdążyli wszystkiego przygotować, wali się scenografia, a i Kobiela sypie się w tekście. Ale Stanisławska-Lothe bryluje w roli. Skromny spektakl staje się wydarzeniem, to głównie jej zasługa.

Wzbudza sympatię nie tylko kolegów, ale i widzów. Dla wielu jest objawieniem sztuki aktorskiej. Czasem zaczepiają ją na ulicy. Zachwycają się rolami, ona śmieje się, że największy podziw budzi pewnie jej uroda… Uroda to charakterystyczna, której jednak nie boi się podkreślać charakteryzacją.

Aktorka Lucyna Legut tak ją zapamiętała: „Po jednym z bankietów poszłam spać do wielkiej aktorki Wandzi Stanisławskiej. Rano budzę się i widzę, że Wandzia froteruje podłogę. Miała na sobie czarną halkę i kapelusz z szerokim rondem. Była szalenie schludna i lubiła porządek”.

Dama w każdym calu. Do końca.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama