Ryszard Moskaluk, bo o nim mowa, studiował w krakowskiej szkole teatralnej razem ze Zbigniewem Cybulskim. Opowiadał kiedyś, jak to student Cybulski udzielał się w sporcie:
– W ramach akcji „Sprawny do pracy i w obronie”, organizował bieg narodowy na 1000 m. Agitował kolegów z naszej szkoły. Wielu się zgłosiło, a potem przyszedłem tylko ja. Jako kibic. Zbyszek załamany: – Pobiegniemy razem! A ja do biegania to akurat wcale się nie nadawałem, podobnie jak Zbyszek. Ostatecznie dobiegliśmy do mety wraz z dwójką studentów z AWF! Pamiętam plakaty reklamujące tę akcję. Pod hasłem „Sprawny do pracy i w obronie” ktoś dopisał: „A nie można tego odsiedzieć?”. To były czasy, gdy Zbyszek, student szkoły teatralnej miał kłopoty z… wymawianiem „ą”. Po prostu, nie wymawiał końcówek. Pamiętam „epitafium” ze szkolnej gazetki: „Cyb. Zbysz. Chłop dobry. Dykcja gorsza. Swym „ą” nas nieraz bawi, a chcąc „ł” wymówić dźwięcznie, śmiertelnie się zadławił”.
Na łamy szkolnej gazetki trafiła też Kalina Jędrusik.
– Wciąż i wszędzie się spóźniała – wspominał koleżankę z roku. – Odnotowano to tak: „Tu leży Kalina J. Zawsze uśmiechnięta, wesoła i miła. Przechodniu, wybacz jej, że się na swój pogrzeb spóźniła”.
Z Cybulskim spotkali się pięć lat po dyplomie w sopockim Spatifie.
– Był już po „Popiele i diamencie”, był gwiazdą – wspominał. – Zapytał mnie, czy nie dołączyłbym do gdańskiego zespołu. Ucieszyłem się. Polecił mnie dyrektorowi Biliczakowi, a ten przyjął mnie z miejsca. Ufał Cybulskiemu, jak nikomu. Był 1958 rok.
Ledwo przyjechał, już musiał stawić się na próbę. Cybulski i Kobiela robili w Teatrze Kameralnym słynne przedstawienie „Jonasz i błazen”.
Całe życie pamiętał chwilę, gdy pierwszy raz wszedł do sopockiego teatru. Atmosfera tych prób była jak z Bim-Bomu. Między absurdem a romantycznym uniesieniem. Czuł się oszołomiony. Szczęśliwy. Jak nigdy potem.
Ryszard Moskaluk zmarł 9 marca. Miał 98 lat.
Napisz komentarz
Komentarze