Agresja Rosji na Ukrainę spowodowała olbrzymią niepewność polskich klubów żużlowych. Te przygotowują się do startu do nowego sezonu, a niektóre z nich zatrudniają rosyjskich żużlowców. Tak jest choćby z gdańskim Wybrzeżem, w barwach którego startują zawodnicy zza wschodnich granic. W przypadku rozgrywek ekstraligi decyzję, o tym czy w zmaganiach najwyższej polskiej klasy rozgrywkowej będą mogli brać udział rosyjscy żużlowcy, podejmie Międzynarodowa Federacja Motocyklowa (FIM), a w ślad za nią spółka organizujące te rozgrywki, czyli PGE Ekstraliga. W przypadku I ligi, w której startuje Wybrzeże, decyzję może podjąć Główna Komisja Sportu Żużlowego. Niektóre kluby nie czekając na te decyzje, postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce i tak jak np. Włókniarz Częstochowa zawiesić współpracę z zawodnikiem z Rosji Maksimem Sirotkinem. W innych klubach Rosjanie odgrywają jednak kluczową rolę i tu kwestia podobnych decyzji nie jest już taka oczywista, bo dla takich klubów jak np. gdańskie Wybrzeże absencja Rosjanina Wiktora Kułakowa, byłaby dużym osłabieniem. Pewnie dlatego prezes gdańskiego klubu Tadeusz Zdunek, w rozmowie z dziennikarzem portalu trojmiasto.pl dość sceptycznie podchodził do kwestii wykluczenia rosyjskich sportowców z polskich rozgrywek.
- To nie sportowcy są winni całej sytuacji. Absolutnie nie zgadzam się, by ich karać. Kariera sportowca trwa krótko i zabieranie im pracy nie ma sensu - mówił. Jego zdaniem to nie sportowcy powinni cierpieć, a ci, którzy zarabiają największe pieniądze na organizacji takich imprez jak piłkarska Liga Mistrzów czy żużlowa Grand Prix.
Liczymy się z decyzją wykluczająca starty rosyjskich zawodników w Polsce. Na razie nie ma z nami Wiktora Kułakowa, który jest w tej chwili w Kaliningradzie i czeka na wizę wjazdową do Polski. Musimy brać pod uwagę dwa scenariusze. Ten, że jedziemy w składzie z Kułakowem i ten, że jedziemy bez niego.
Rafał Sumowski / rzecznik prasowy GKŻ Wybrzeże Gdańsk
Kwestie finansowe będę musiały być rozstrzygane za pomocą regulaminu, choć on nie precyzuje takich sytuacji, z którą możemy mieć do czynienia za chwilę. Wielu zawodników dostało już pieniądze na przygotowanie do sezonu i odzyskanie ich przez kluby będzie bardzo trudne. W tym wypadku mówi się także o tym, że rosyjscy zawodnicy nie mający polskiej licencji mogliby ją szybko uzyskać w Polsce i teoretycznie bez problemów wystartować w naszych rozgrywkach, w których płaci się najlepiej na świecie. I tu pojawia się druga, etyczna, strona medalu. Część rosyjskich żużlowców ma już polskie paszporty, co w dużym stopniu ułatwia im funkcjonowanie w świecie zawodowego żużla. Poruszył to m.in. w swoim emocjonalnym liście otwartym Tomasz Dryła, komentator zawodów żużlowych.
„Ze zdumieniem przyjmuję opinie, że rosyjskich sportowców nie należy wykluczać z rozgrywek, bo stosowanie odpowiedzialności zbiorowej nie jest słuszne. W moim przekonaniu czas na tego typu wzniosłe dywagacje skończył się brutalnie w czwartek o świcie, kiedy rosyjska bomba rozerwała pod Chersoniem 17-letniego chłopca. Koniec. Ta argumentacja już nie istnieje - pisze Tomasz Dryła. Dziennikarz dalej pisze w swoim liście: „Z jednej strony boję się, by nikomu nie przyszło do głowy dopuścić do startów w naszej lidze Rosjan z polskimi paszportami, a z drugiej chcę jednak wierzyć, że w poczuciu elementarnej solidarności z mordowanymi ludźmi, nikt nie wpadnie na taki pomysł. Jakby to wyglądało? Rosjanie mogliby, bo mają kwity - w czasie, gdy Ukraińcy nie mogą, bo spadają na nich bomby tychże Rosjan? Nie, to byłby jakiś etyczny koszmar. Nie powinno być w Polsce trenera, prezesa, czy właściciela klubu, który by się na to zgodził. I marzy mi się jak najszybciej usłyszeć jasne deklaracje, że tak właśnie się stanie”.
Inny żużlowiec gdańskiego Wybrzeża ukraińskiego pochodzenia z polskim paszportem Wiktor Trofimow jest pod granicą polsko-ukraińską i czeka na rodzinę.
Napisz komentarz
Komentarze