Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu

Prezydencja w cieniu wojny, Trumpa i wyborów prezydenckich. Tusk okaże się saperem?

Oczekiwania wobec polskiej prezydencji w Unii Europejskiej są przesadnie wygórowane. To bardziej funkcja porządkowa, niż prestiżowa, ale w tych niespokojnych czasach może ona wymagać czegoś więcej, niż rutynowych działań proceduralnych – mówią eksperci.

Autor: KPRM

Dr Marzenna Guz-Vetter, ekspertka ds. Unii Europejskiej Team Europe Direct oraz Senior Fellow fundacji Visegrad Insight, w latach 2022-23 p.o. dyrektora Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce na wstępie podkreśla, że prezydencja jest przede wszystkim zadaniem administracyjnym

– Chodzi o to, aby w brukselskim gąszczu legislacyjnym przejąć przewodnictwo, ustalać agendę wieluset spotkań, przygotowywać i prowadzić obrady – wyjaśnia. – To jest rola takiego, można powiedzieć, uczciwego rozjemcy, czyli kogoś, kto przede wszystkim nie stawia na realizację swoich własnych interesów, ale szuka kompromisu między przedstawicielami rządów 27 państw UE. I dopiero to kompromisowe rozwiązanie jest przedkładane dalej, do Parlamentu Europejskiego.

Marzenna Guz_Vetter (fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Rola negocjatora oznacza, że podczas sprawowania prezydencji, tematy ważne dla kraju, który ją sprawuje, takie w których zajmuje on zdecydowanie odmienne stanowisko, w jego własnym interesie powinny – paradoksalnie – spaść z agendy i zostać przeniesione na czas prezydencji kolejnego kraju. Wtedy w danej sprawie można występować bardziej asertywnie. 

Sprawy krajowe nie pozwolą rozwinąć skrzydeł?

Sprawnie prowadzona prezydencja może jak najbardziej także służyć promocji danego kraju. Tym bardziej, że aż 300 spotkań będzie się odbywało w różnych miejscach w Polsce, od Pomorza po Zakopane, a prezydencji będzie też towarzyszyło wiele koncertów i wystaw. Zbieranie laurów będzie tym łatwiejsze, że przejmujemy pałeczkę po Węgrzech, które podczas swojej prezydencji szły wyraźnie na konfrontację z polityką UE, blokując fundusze pomocowe dla Ukrainy, czy sprzeciwiając się sankcjom wobec Rosji. Stąd w Brukseli oczekiwanie, że wraz z polską prezydencją w codziennym funkcjonowaniu UE zapanuje normalność. 

W przypadku Polski poważnym utrudnieniem w wykorzystaniu prezydencji do wzmocnienia politycznej pozycji Polski w Unii Europejskiej jest jednak rozpoczynająca się kampania prezydencka. 

– Po ośmiu latach zmian legislacyjnych wprowadzonych przez Prawo i Sprawiedliwość i, de facto, pozostawienia spalonej ziemi, jeśli chodzi o praworządność, tegoroczne wybory prezydenckie w Polsce mają szczególne znaczenie, staną się bowiem siłą rzeczy głównym priorytetem rządu, walką o być albo nie być. Wygrana kandydata PiS – poprzez możliwość wetowania ustaw przez prezydenta – zamknęłaby bowiem drogę do rozpoczętego przez obecny rząd „odblokowywania” zmian wprowadzonych przez rządy PiS. Przypuszczam więc, że w niektórych, kontrowersyjnych obszarach polityki europejskiej jak polityka rolna, ograniczanie emisji CO2 czy umowa handlowa z Mercosur [Argentyna, Boliwia, Brazylia, Paragwaj, Urugwaj – red.] przeciwko której protestują rolnicy, stanowisko Polski będą w dużej mierze wyznaczały nastroje społeczne. Rządzący będą starali się iść w stronę rozwiązań kompromisowych, aby nie stracić poparcia znaczących grup społecznych. Stąd moja obawa, że sprawy krajowe nie pozwolą nam rozwinąć skrzydeł tak, jak moglibyśmy, gdyby prezydencja w Radzie UE nie odbywała się w tym samym czasie jak wybory prezydenckie – tłumaczy była szefowa Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce. – Dobrze, gdyby zostało odpowiednio dużo energii, aby móc w najbliższych miesiącach dalej wzmacniać rolę Polski w kształtowaniu unijnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, szczególnie jeśli chodzi o wsparcie militarne i finansowe dla Ukrainy, wzmocnienie sankcji wobec Rosji i Białorusi oraz zwiększanie europejskich nakładów na produkcję broni, wobec prawdopodobnego wycofywania się USA z zaangażowania militarnego na rzecz Ukrainy.

Więdnie Zielony Ład

Pytana o unijne priorytety na najbliższe pół roku dr Marzenna Guz-Vetter, poza kwestiami bezpieczeństwa i wojny w Ukrainie, wskazuje przede wszystkim na konieczność zwiększenia konkurencyjności europejskiej gospodarki przy jednoczesnym osłabieniu nacisków na niektóre wymagania Zielonego Ładu, które – wraz z wstrzymaniem importu gazu z Rosji – doprowadziły do wysokiego wzrostu kosztów energii dla przemysłu i konsumentów. Przekłada się to m.in na problemy największej w UE, gospodarki niemieckiej, gdzie już dochodzi do masowych zwolnień w fabrykach samochodów, które nie są w stanie cenowo stawić czoła elektrykom importowanym z Chin. 

– Problem w tym, że wszystkie państwa członkowskie już zgodziły się na przeprowadzenie zmian ustalonych w ramach Zielonego Ładu. Pakiet legislacyjny wszedł w życie latem 2024 roku i powinien być od tego roku wdrażany. Przeniesienie produkcji na zieloną energię jest jak najbardziej ważnym zadaniem, ale wymagałoby to ogromnych nakładów finansowych, których Unia nie jest w stanie pokryć. Stany Zjednoczone i Chiny są obecnie znacznie bardziej zaawansowane na polu wykorzystania Zielonej Energii niż Unia Europejska. Przygotowany na zlecenie Komisji Europejskiej raport byłego szefa Europejskiego Banku Centralnego, Mario Draghi, wskazuje, że bez istotnych zmian dotyczących funkcjonowania unijnej gospodarki, jak budowa unii rynków kapitałowych czy radykalne ograniczenie biurokracji, UE nie będzie w stanie konkurować na globalnych rynkach. Tym bardziej, że nie tylko ze strony Chin, ale także ze strony Stanów Zjednoczonych pod rządami Donalda Trumpa możemy oczekiwać bardzo asertywnej polityki handlowej.

Eurosceptycy w Unii, euroentuzjaści – poza 

Wobec tych wszystkich trudności kwestia dalszego rozszerzania UE schodzi na dalszy plan. 

– Choć społeczeństwa takich krajów jak Ukraina, Mołdawia czy Gruzja są bardzo zdeterminowane, żeby wejść do Unii Europejskiej , moim zdaniem nie ma szans na jakiekolwiek realne poszerzenie UE w najbliższych latach. Coraz częściej mówi się o tym, żeby krajom aspirującym do członkostwa, w tym też negocjującym od dziesięcioleci państwom Bałkanów Zachodnich zaoferować coś alternatywnego, poniżej progu pełnego członkostwa. Pozwoliłoby to na wzmocnienie geopolitycznej i gospodarczej roli Unii Europejskiej poprzez znaczne poszerzenie Wspólnego Rynku. 

Podsumowując, dr Marzenna Guz-Vetter przestrzega przed nadmiernymi oczekiwaniami wobec polskiej prezydencji. 

– To, czego Unia od nas oczekuje, to sprawne poprowadzenie setek najróżniejszych obrad i spotkań przez najbliższe pół roku. Wielu wydarzeń, jak atak Rosji na Ukrainę, czy kryzys finansowy lub napływ uchodźców w 2015 roku nie da się jednak przewidzieć. W takiej sytuacji oprócz rutynowych zadań, trzeba dostosować agendę do bieżących wydarzeń. Polska prezydencja rozpoczyna się także w politycznie bardzo niespokojnych czasach. Oprócz wojny w Ukrainie, mamy do czynienia z wojną na Bliskim Wschodzie, a także z wielką falą dezinformacji w mediach społecznościowych. W coraz to nowych państwach UE, jak niedawno w Słowacji i Austrii, do władzy dochodzą partie prawicowe i sceptycznie nastawione do UE. Zarówno Niemcy, jak i Francja są od dłuższego czasu zajęte wewnętrznymi sporami politycznymi. W tej sytuacji, dobrze, że tak duże i ważne państwo jak Polska przejmuje prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Od Polski zależy, czy i jak wykorzysta tę szansę.

Ocenimy za pół roku

O przesadnie wygórowanych oczekiwaniach opinii publicznej, wobec polskiej prezydencji w UE, mówi także dr Janusz Sibora, ekspert w dziedzinie dyplomacji i protokołu dyplomatycznego. Tymczasem, tym co Polska może realnie robić, w ramach przysługujących jej uprawnień, to wpływać na to, kiedy dane akty prawne będą omawiane w Komisji Europejskiej. 

– Wiceminister ds. europejskich Magdalena Sobkowiak-Czarnecka w jednej z wypowiedzi użyła nawet porównania prezydencji do sekretarki, która przedkłada szefowi dokumenty w określonej kolejności, czyli układa stosik spraw do załatwienia. I to jest to, co jest realne. Natomiast dużo jest wokół tego promocji własnego państwa. Dowiadujemy się, ile to będzie przedsięwzięć kulturalnych, przedstawień, wystaw polskich artystów. To oczywiście bardzo dobrze, ale czy w tej niestabilnej Europie to jest teraz najważniejsze?

Zdaniem dr. Sibory silna osobowość Donalda Tuska i jego doświadczenie w kierowaniu Rada Europejską, może pozwolić mu odegranie roli wykraczającej poza te formalne uprawnienia. 

– Jak Orban był w stanie pojechać samozwańczo do Putina i do Chin, tak Tusk mógłby zadziałać niejako w przeciwnym kierunku i wystąpić w roli sapera, rozbrajającego te miny, które czyhają na Unię. Tu wskazałbym przede wszystkim dwie sprawy. Po pierwsze zbudowanie jednolitej polityki Unii w stosunku do Stanów Zjednoczonych, a konkretnie nich nowej administracji. Choć może lepsze byłoby określenie „frontu”, bo ze strony Trumpa mamy do czynienia z jednoznacznymi groźbami pod adresem Europy w sferze gospodarczej. Po drugie – walka o autonomię strategiczną, czyli wzmocnienie przemysłu obronnego Europy, na barki której spadnie konieczność zapewnienia bezpieczeństwa zbrojeniowego Ukrainie. To wyzwania zarówno ekonomiczne, jak też czysto techniczne. A w tle jest kolejne wyzwanie, o oczko wyżej – przygotowanie Europy do prowadzenia wojny o dużej aktywności, czyli chociażby konfliktu o Bałtyk.

Ekspert cały czas zwraca jednak uwagę, że to nie wielkie gesty o politycznym znaczeniu, ale mrówcza praca w komisjach, grupach problemowych stanowi istotę prezydencji.

– Z jednej strony mamy negatywną ocenę działań Orbana za prezydencji węgierskiej, z drugiej czytam na stronie Ministerstwa Zdrowia, że my będziemy kontynuować programy lekowe po prezydencji węgierskiej. To oznacza, że akurat te programy Węgrzy robili całkiem dobrze. 

Janusz Sibora (fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

W dokumentach przygotowanych do rozpatrywania pod polską prezydencją dr. Siborze brakuje konkretów. 

– Jeśli mówimy o bezpieczeństwie lekowym, to ja bym chciał wiedzieć o jakie leki chodzi. Jeśli mówimy o promowaniu w Europie najlepszych procedur medycznych, to chciałbym wiedzieć, które to są procedury. Jeśli więc pyta pan o realne sprawstwo polskiej prezydencji, proponuję, żebyśmy umówili się na rozmowę za pół roku i wtedy to ocenimy.

Najwyższy poziom polityki

Basil Kerski, dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności uważa, że na znaczenie polskiej prezydencji w UE należy przede wszystkim patrzeć kulturowo, a nie technokratycznie.

Po pierwsze: Polska bierze odpowiedzialność za całą Europę, staje się jej gospodarzem. 

– To niezwykle trudne zadanie: realizować własny interes, ale jednocześnie myśleć też o interesach i potrzebach wszystkich członków wspólnoty. Nie tylko tych nam najbliższych z Europy Środkowej, ale i odległych, jak Hiszpania, Portugalia, Grecja, czy Irlandia, które mierzą się z zupełnie innymi problemami. Niestety, do tej pory słyszałem od polskich polityków głównie o tym, co chcemy innym narzucić. Tymczasem tylko wtedy będziemy skuteczni, gdy potrafimy wykreować sytuację win-win. To jest najwyższy poziom polityki.

Dyrektor Kerski przestrzega też, by nie utożsamiać przejęcia prezydencji z funkcją lidera. O tę, jego zdaniem, możemy zabiegać na co dzień. 

– Sama konstrukcja Unii Europejskiej daje nam do tego bardzo dużo przestrzeni. Mamy jednego komisarza, tak jak Francuzi i Niemcy, to znaczy mamy taki sam wpływ na politykę KE. Mamy jeden głos w Radzie Europejskiej, tak jak Niemcy, Francuzi i inni. Mamy też stosunkowo wielu posłów w Parlamencie Europejskim – przekonuje. – To narzędzia, którymi dysponujemy nie tylko od święta.

Po drugie, obejmując prezydencję w naturalny sposób stajemy się twarzą Unii na całym świecie. W tym kontekście jest rzeczą bardzo ważną, by dbać o relacje z dwoma kluczowymi sojusznikami, którzy są poza Unią, czyli z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi. W tym drugim wypadku Basil Kerski zwraca uwagę, że naszym istotnym zadaniem jest przekonywanie nowej administracji w Waszyngtonie, do tego, że Europa Środkowa to nadal ważny dla nich region. 

– Ale Polska powinna być też adwokatem tych państw europejskich, które pozostają poza Unią – dodaje. – Reprezentują one dwa regiony, które mają istotne znaczenie dla naszego bezpieczeństwa. To oczywiście Wschodnia Europa, ale też Zachodnie Bałkany. Polska musi dbać o to, żeby w Europie nie było szarych stref, przestrzeni którą mogą zagospodarować państwa autorytarne, jak putinowska Rosja, a także Chiny, by stamtąd wpłynąć na każdy obszar polityki w całej Europie.

Czy to oznacza konieczność dalszego poszerzania Unii? Zdaniem szefa ECS, formalne dołączenie nowych państw członkowskich w obecnych warunkach może być bardzo trudne, jeśli prawnie nie niemożliwe, gdyż do jego zablokowania wystarczy weto któregoś z obecnych członków w procesie ratyfikacji umów. 

Basil Kerski, dyrektor ECS (fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

– Tutaj Putin może spać spokojnie, bo dopóki ma takich lojalnych sojuszników jak Fico i Orban, Ukraina do Unii nie wejdzie, nawet jeśli spełni wszystkie kryteria i przejdzie cały trudny proces akcesji. Węgry lub Słowacja mogą nie ratyfikować odpowiednich umów Unii z Ukrainą. Natomiast warto się zastanowić, jak można efektywnie zmienić stan prawny w taki sposób, żeby obywatelki i obywatele takich państw, jak Ukraina, poczuli że też są w Unii Europejskiej. A może nawet mieli te same prawa, co obywatele państw UE.

Niebezpieczny moment

Jest jeszcze jeden aspekt polskiej prezydencji, który Basil Kerski uważa za ważny. To jest dobry czas, aby z obywatelkami i obywatelami porozmawiać o tym, czym dziś jest Unia Europejska i dlaczego jest taka cenna. Bo Brexit, o którego fatalnych skutkach jego zdaniem mówi się zbyt mało, w następnej dekadzie może się powtórzyć w innych krajach.

– Wchodzimy w bardzo niebezpieczny moment kwestionowania wszystkich naszych powojennych mechanizmów demokracji reprezentatywnej. Także w Polsce, gdzie prezydencja zbiega się z 20-leciem członkostwa w Unii. Mam wrażenie, że tamten długi i trudny proces przystępowania do Unii i NATO przed 1999 i 2004 rokiem, bardzo nas dyscyplinował jako państwo i wspólnotę polityczną. Owszem i wtedy byli populiści, były bardzo twarde, czasem nieprzyjemne debaty polityczne, atakowano się osobiście. Ale były obszary konsensusu, których nie ruszano, np. polityka bezpieczeństwa i polityka zagraniczna. Dominowało przekonanie, że gwarancją naszej niepodległości i bezpieczeństwa, jest członkostwo w solidarnych systemach międzynarodowych zachodu, NATO i Unii Europejskiej, które łączą demokracje. Od momentu naszej akcesji do UE mamy w Polsce gigantyczne trudności z definiowaniem jakiegokolwiek konsensusu politycznego. Co gorsza wygląda na to, że część naszych elit politycznych i intelektualnych odwraca się od przekonania, że silna Europa jest dobra dla Polski. A jeśli Europa będzie słaba, nie będzie też silnego NATO. 

Polska prezydencja pokrywa się z terminem kampanii i wyborów prezydenckich. Zdaniem Basila Kerskiego może mieć ona wpływ na ich rezultat. Jaki? To będzie zależało. 

– Obóz pojmujący patriotyzm nie jako zamknięcie się w polskiej twierdzy i budowanie murów, tylko jako konsolidację świata demokratycznego Zachodu w taki sposób, aby on również skutecznie nas bronił, forsując ten punkt widzenia, może wpłynąć na kierunek debaty. Jeśli jednak sposób sprawowania naszej prezydencji i opowiadania o niej skupi się na leczeniu polskich kompleksów i udowadnianiu jacy jesteśmy wielcy i wspaniali, to obawiam się, że tylko wzmocni to kandydatów antyunijnych, którzy patriotyzm pojmują, niestety, w sposób bardzo wąski, wykluczający, nacjonalistyczny. Politycy odpowiedzialni za polską prezydencję, powinni mieć świadomość swojej znaczącej odpowiedzialność za przebieg i wynik kampanii wyborczej. 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze