Niemal 552 lata po tym, jak gdańscy kaprowie zdobyli na morzu „Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga, w historii najwspanialszego obrazu w gdańskich zbiorach rozpocznie się kolejny rozdział. „Sąd Ostateczny” za kilka tygodni – z końcem stycznia - trafi do pierwszej od dekad konserwacji, na niemal dwa lata znikając z sal Muzeum Narodowego w Gdańsku.
W tym czasie - przy użyciu najnowocześniejszych technik, w tym badań mikroskopem skaningowym – konserwatorzy przeprowadzą maksymalnie dokładne badania stanu „Sądu…”, umożliwiające precyzyjne ustalenie miejsc ewentualnych defektów powierzchni, np. odspojeń i rozwarstwień, a następnie zaplanowane na ich podstawie prace konserwatorskie. Potem specjaliści, wykorzystując najnowocześniejsze osiągnięcia technik fotograficznych, dokonają pełnej digitalizacji dzieła. Plan kompleksowej konserwacji oraz badań dzieła opracowano razem z działającą przy Muzeum Narodowym w Gdańsku Komisją Memlingowską.
A gdy po zakończeniu prac w grudniu 2026 r. będziemy mogli obejrzeć tryptyk, pojawi się on w nowej przestrzeni ekspozycyjnej, stworzonej według najnowszych standardów bezpieczeństwa zbiorów. Bo – o czym nawet wielu gdańszczan nie wie – znajdujący się od ponad pół tysiąca lat w tym mieście „Sąd Ostateczny” uważany jest za jedno z najważniejszych dzieł sztuki w Polsce. Według niektórych – za najważniejsze.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Skarby Bazyliki Mariackiej. Może niech Memling wyjdzie do ludzi?
„Sąd Ostateczny”: narodowa świętość
W swojej książce „Skarby sztuki w Polsce” historyczka sztuki Maria Poprzęcka wymienia 55 skarbów. Wśród nich – uważa – są skarby, które zasługują na miano „narodowych świętości”. To m.in. obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, drzwi do katedry gnieźnieńskiej i tryptyk „Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga.
- Tryptyk Memlinga jest jednym z najwybitniejszych i najlepiej zachowanych przykładów malarstwa niderlandzkiego na świecie – przypominają od lat gdańscy muzealnicy. - Pomimo liczącej ponad pół tysiąca lat burzliwej historii, nigdy nie uległ większym zniszczeniom. Obraz powstał w czasie, gdy technika malarska i sposób przygotowania podobrazia w Niderlandach zostały doprowadzone do perfekcji. Do dzisiaj zachwyca intensywnością barw i bogactwem złożonych treści.
Z Brugii do Gdańska
Jak zamówiony przez włoskiego patrycjusza obraz znalazł się w Gdańsku? Zawdzięczamy to Paulowi Beneke, najbardziej znanemu w historii gdańskiemu kaprowi.
Hans Memling pracował nad „Sądem Ostatecznym” niemal cztery lata od roku 1467. Tryptyk zamówił włoski bankier Angela di Jacopo Tani – jako dar dla kaplicy św. Michała w Badia Fiesolana niedaleko Florencji. Kilka miesięcy po zakończeniu pracy dzieło Memlinga znalazło się na pokładzie galeonu „St. Tommas”, który miał je przetransportować z Brugii do włoskiego portu i dalej do Florencji. Dzieło nigdy tam nie dotarło, bowiem 27 kwietnia 1473 roku zostało przechwycone przez Paula Beneke i przewiezione do Gdańska.
Od tamtej pory tryptyk jest ściśle związany z historią Gdańska. Jak pisał Tadeusz Gałuszko w poświęconym „Sądowi Ostatecznemu” artykule (w miesięczniku „30 dni” - 3/2000 r.): „W Gdańsku od razu poznano się na jakości dzieła. Obraz natychmiast zawisł w kościele Mariackim. Przede wszystkim był to pierwszy w Gdańsku obraz tak dobrej roboty i takich rozmiarów, na którym przez długie lata gdańscy malarze dokształcali się w swoim fachu. Dzieło zachwycało już choćby samym tematem, przerażającym i przyciągającym uwagę. Znawcy mogli zwracać uwagę na artystyczny rozmach dynamicznej kompozycji zbudowanej na eliptycznej orbicie, zapełnionej aż 184 figurami bardzo realistycznie przedstawionych aniołów, demonów i ludzi. Obok pełnych „delikatnego uroku czystości i wstydliwości” sprawiedliwych, dodających dziełu lekkości, mocno osadzał je w mrokach ziemi legion potępionych, wydobywający z siebie wszystkie możliwe ryki i spazmy, przybierający najbardziej dynamiczne i przerażające pozy. Duże wrażenie robiły na pewno modne wówczas sztuczki, jak ukazywanie zwierciadlanych odbić na zakrzywionych powierzchniach; tutaj będzie to kula kosmiczna potraktowana jako podnóżek Chrystusa, sprawującego sąd nad światem; również zbroja Michała Archanioła oraz szale trzymanej przezeń wagi.”
Od tego czasu „Sąd Ostateczny” dwa razy zniknął z Gdańska. Po raz pierwszy - zabrany przez wojsko napoleońskie - na 8 lat trafił do Luwru, po raz drugi – gdy wywieziono go w czasie II wojny światowej z zagrożonego nalotami Gdańska i po wytropieniu przez „trofiejną brygadę” Armii Czerwonej w 1945 r. pojawił się w Ermitażu. W 1956 r. obraz jednak z Leningradu przewieziono na wystawę w Muzeum Narodowym w Warszawie. A stamtąd wrócił do Gdańska – do ówczesnego Muzeum Pomorskiego (dzisiaj Muzeum Narodowe).
Sąd Ostateczny: Cztery renowacje
- Mimo kilkusetletniej burzliwej historii, tryptyk Memlinga nigdy nie uległ nieodwracalnym zniszczeniom i do dzisiaj zadziwia wielką intensywnością barw i świetlistością powierzchni – oceniła Alicja Andrzejewska-Zając, kustoszka z Muzeum Narodowego w Gdańsku. Razem z Magdaleną Podgórzak w ramach cyklu „Wokół Memlinga” wygłosiły wykład „Sąd Ostateczny Hansa Memlinga. Historia konserwacji I dzieje powojenne”.
Zgodnie z zachowanymi źródłami, w ciągu kilkuset lat tryptyk cztery razy poddano zabiegom renowacyjno-konserwatorskim.
- Pierwszej i to zdumiewającej ingerencji w powierzchnię malarską dokonał w 1718 roku starszy cechu malarzy w Gdańsku – mówiła Alicja Andrzejewska-Zając. - Przemalował głowę zbawionego na szali tak, że jednocześnie całkowicie pozbawił cieniowania głowę archanioła Michała, a na rewersach skrzydeł przemalował głowę kobiety. Wiemy to dzięki raportowi konserwatorskiemu z połowy XIX wieku, po wykonaniu pierwszej profesjonalnej konserwacji tryptyku.
Kolejne działania renowacyjne konieczne okazały się po tym, gdy obraz w 1815 roku przewieziono z Luwru do Berlina. Podróż i transport spowodowały, że przewożone dzieła, w tym „Sąd Ostateczny”, były w fatalnym stanie.
Następną renowację przeprowadzono już w Gdańsku, w połowie XIX wieku. Królewski konserwator, dokonujący przeglądu pruskich zabytków, zawiadomił ministerstwo, ze tryptyk wymaga niezwłocznej renowacji, co kosztować będzie 500 talarów. Przybyły do Gdańska konserwator zostawił po sobie raport ze swoich ingerencji i napraw, opublikowany w prasie. - Jak wyliczał, dokonał naprawy wypaczonych i niemal całkowicie odspojonych desek, ale udało mu się uzyskać ich właściwy układ – mówi gdańska kustoszka. - Udało mu się też wymienić ramy obrazu, pamiętajmy, że wcześniej nie były złote. Przez cztery tygodnie usuwał też wcześniejsze przemalowania – podczas usuwania starego pożółkłego werniksu usunął też jednak częściowo przemalowaną głowę.
CZYTAJ TEŻ: „Bitwa pod Oliwą I – niedokończony szkic”. Ocalony obraz powrócił do Gdańska
Kolejnych ingerencji konserwatorskich dokonano już po II wojnie światowej, w Ermitażu, w 1947 i w 1950 roku. - Do konserwacji został wyznaczony Fedor Antonovich Kalikin, najlepszy konserwator, specjalizujący się w konserwacji malarstwa bizantyjskiego, specjalista od malarstwa ikonowego – oceniała Alicja Andrzejewska-Zając.
Muzeum Narodowe w Gdańsku dostało z Ermitażu w 2013 r. opis prac i zabiegów Kalikina. Wynika z nich, że konserwator ocenił stan obrazu jako zadowalający.
- Przysłano też dokumentację fotograficzną – mówiła Andrzejewska-Zając.
Wiemy z tego raportu, że cała powierzchnia na środkowej części i na lewym skrzydle pokryta była siateczką drobnych pionowych spękań, wszędzie w miejscu sklejeń dębowych desek były drobne wykruszenia. Wspomniano też o przemalowaniach – chodzi oczywiście głównie o głowę zbawionego na szali. Według Kalikina inny stan głowy wynikał z faktu, że w przeszłości namalowano głowę farbami olejnymi, a w XIX wieku niedokładnie ją zmyto i przy jej usuwaniu uszkodzono pierwotną.
Kalikin uzupełnił werniks, przymocował odspojenia, wykonał powierzchniowe prace i elementarne zabezpieczenia barwnej powierzchni – co tak naprawdę dowodziłoby mistrzowskiej konserwacji wykonanej w 1851 roku.
Polskie badanie „Sądu Ostatecznego”
Od 1956 r., gdy „Sąd Ostateczny” pojawił się w Muzeum Pomorskim, obraz nie był poddawany żadnym pracom konserwatorskim.
- Dotychczas poddawano go wyłącznie badaniom, nie było potrzeby jakiejkolwiek ingerencji w obraz – uważa Alicja Andrzejewska-Zając.
Pionierskie badania, rzucające światło na technologię i technikę Memlinga, przeprowadzono już w styczniu 1957 r. Kazimierz Kwiatkowski, ówczesny szef pracowni badań i dokumentacji technicznej Narodowego Muzeum w Warszawie, przy pomocy najnowocześniejszej wówczas technologii wykonał mikro – i makrofotografię dzieła w zwykłym świetle, w promieniach podczerwonych i ultrafioletowych. Po raz pierwszy obraz prześwietlono promieniami Rentgena, co pozwoliło dotrzeć do rysunku, wykonanego przez Hansa Memlinga pod powierzchnią malarską.
- To był moment, kiedy rozpoczęły się trwające wiele lat i kontynuowane do dzisiaj interdyscyplinarne studia nad obiektem – mówiła Alicja Andrzejewska-Zając. - Badania, prowadzone przez kolejnych badaczy, tylko uściśliły i w nieznacznym stopniu rozszerzyły ustalenia, dokonane w 1957 r. Już wówczas zwrócono uwagę na trzy typy rysunków, liczne zmiany, nanoszone przez artystę w trakcie tworzenia kompozycji, podkreślano wpływ Rogiera van der Weydena, mistrza Memlinga, zarówno ze względów technologicznych, jak i artystycznych. Pogłębione badania służą zaś monitorowaniu wszelkich zmian, zachodzących w obrazie, pokazują, czy ulega degradacji.
„Sąd Ostateczny” w nowej gablocie
Do dzisiaj „Sąd Ostateczny” umieszczony jest w liczącej już 22 lata gablocie – wykonano ją jako zabezpieczenie, gdy tryptyk Memlinga wyruszył w podróż do USA. We wrześniu tego roku gablota z obrazem została wygrodzona – do końca stycznia można go oglądać z większej niż wcześniej odległości. 3 lutego tryptyk zostanie przeniesiony do specjalnie przygotowanego pomieszczenia w Oddziale Sztuki Dawnej – i tam będą prowadzone prace konserwatorskie.
Muzeum – jak zapewnia na swojej stronie internetowej – będzie na bieżąco informować o aktualnym stanie i postępie prac z dziełem.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Tajemniczy i niezwykle cenny obraz NMM w Gdańsku zyska niebawem dawne piękno
Wokół Memlinga
„Sąd Ostateczny” uważany jest za jedno z najważniejszych dzieł w polskich zbiorach. Dla Gdańska jest jednak równie istotny w kontekście hanzeatyckiej historii miasta. Gdy w 2022 r. na Uniwersytecie Gdańskim powstawało Centrum Badań Memlingowskich, jego dyrektorka prof. Beata Możejko mówiła: - Pokazywany w Muzeum Narodowym w Gdańsku tryptyk Hansa Memlinga, uważany za jedno z najważniejszych jego dzieł i jeden z najcenniejszych zabytków malarstwa w Polsce, zasługuje na jeszcze szersze zainteresowanie. Obraz i jego burzliwa historia dają ogromny potencjał badawczy.
Jednym z działań Centrum są popularno-naukowe wykłady „Wokół Memlinga”, podczas których naukowcy przybliżają wiedzę zarówno o Memlingu i jego największym dziele, jak i ówczesnej Europie czy hanzeatyciej tradycji Gdańska.
Dzisiaj prof. Możejko powtarza: - Wiedzy o Memlingu i wokół Memlinga nigdy dość. Wielu badaczy, zarówno w Polsce, jak i za granicą, uważa, że „Sąd Ostateczny” to najlepsza praca Hansa Memlinga. Według mnie i wielu innych badaczy to nie tylko najlepsze dzieło w Gdańsku, ale obok „Damy z Łasiczką” Leonarda Da Vinci najważniejsze dzieło w Polsce. Wydaje mi się jednak, że tej świadomości nie ma wśród gdańszczan.
Napisz komentarz
Komentarze